15

1.3K 99 32
                                    

Catarinę obudził... budzik. Co było dziwne z przynajmniej dwóch powodów. Po pierwsze: żadnego budzika nie nastawiała. Po drugie... to nawet nie był jej budzik! Trochę zła, a trochę zaniepokojona wstała, żeby sprawdzić, dlaczego Alexander Lightwood, od przeszło dziesięciu minut, nie wyłączył swojej parszywej komórki.

Odpowiedź okazała się prosta. Nie wyłączył, bo go nie było. Znaczy w salonie, gdzie irytujący dźwięk, niemal rozsadzał Catarinie głowę. Nie przejmując się prawem prywatności chwyciła telefon i kilka kliknięć później nastała błoga cisza. Teraz należało odnaleźć właściciela, żeby go srogo opierdolić. W kuchni było pusto, a Alexander na pewno nie opuścił mieszkania. Jego buty nadal stały przy drzwiach (Alec wyglądał jej na takiego, co ma wszystkiego trzy pary, włączając w to klapki basenowe). Czyli zostało jedno miejsce. Szeroki uśmiech wpełzł jej na twarz a cała złość momentalnie się ulotniła.

Podśpiewując pod nosem zajęła się robieniem śniadania. Da chłopakom jeszcze trochę pospać. Przyda im się to, po intensywnej nocy.



Obudził go dziwny dźwięk. Coś jakby walenie młota kowalskiego, albo...

- Magnusie Bane! Jeśli nie chcesz się spóźnić do pracy, to wstawaj! A lepiej żebyś nie chciał, bo w przeciwnym razie, Ragnor będzie się czepiał mnie!

To zdecydowanie nie brzmiało, jak normalna pobudka, ale za to było bardzo motywujące. Ciąg przyczynowo-skutkowy: spóźnienie – zły Ragnor – zła Catarina, mógł mieć, dla niego, naprawdę nieprzyjemne konsekwencje.

Otworzył oczy, tylko po to, by ujrzeć przed sobą czerń. Taką najprawdziwszą z prawdziwych, kruczą czerń. Chwilę zajęło mu zrozumienie, że wcale nie oślepł a jedynie wpatrywał się w czuprynę Alexandra Lightwooda. Śpiącego tuż obok. W jego łóżku!

- Magnus!

- Wstaję! – odkrzyknął, bardziej na zasadzie odruchu, niż świadomego działania. Jego umysł miał teraz ważniejsze zajęcie. A mianowicie kontemplowanie tego, jak pięknie wyglądał śpiący Alexander, na tle lawendowej pościeli (musi mu sprawić taką koszulę! I zmusić żeby w niej chodził!). Podczas snu twarz mężczyzny łagodniała, jakby nie męczyły go żadne troski. Z lekko uchylonych ust wydobywało się ciche pochrapywanie (urocze, zdaniem mężczyzny) a lewa dłoń wciąż kurczowo ściskała rękę Magnusa, co pomogło Bane'owi, jako tako, rozeznać się w sytuacji. Alexander musiał zasnąć niedługo po nim. I nie było w tym absolutnie nic złego, przecież tylko spali w jednym łóżku! I to naprawdę dużym łóżku! Nawet się nie przytulali. A mimo to miał pewność, że kiedy Alexander wstanie, zrobi się niezręcznie.

Delikatnie, tak aby nie obudzić mężczyzny, rozplątał ich palce. Chciał oszczędzić Alecowi, choć tego jednego zażenowania. Spanie spaniem, ale trzymanie się za ręce? I jakim cudem nie obudziły ich zdrętwiałe palce?

Starając się przywrócić krążenie w członkach (jak to, kurwa, bolało!) zaczął budzić mężczyznę. Choć bardzo tego nie chciał, świat kręcił się dalej. A to oznaczało, że nie mógł spędzić całego dnia patrząc na śpiącego Alexandra.

- Alexandrze... - wyszeptał.

Nic. Zero reakcji.

- Alec. – Tym razem nim potrząsnął. Uzyskał tyle, że mężczyzna wymamrotał coś niewyraźnie i zmarszczył nos. Magnus uśmiechnął się do siebie. To było niewątpliwie urocze.

- Alexandrze! Jak zaraz nie wstaniesz, nie będzie kawy.

- Kawa jest zawsze – odpowiedział Alec, z wciąż zamkniętymi oczami. Nadal znajdował się bardziej po stronie snu, niż jawy.

Utracona niewinnośćWhere stories live. Discover now