9

1.6K 98 26
                                    

Wesołych Świąt :)


- Jesteś idiotą Ragnor! Przecież to się kupy dupy nie trzyma! Uciekająca królowa?! Magia?! Wampiry?! Chłopie! Czyś ty się, z własnym chujem, na rozum zamienił?!

Ragnor nawet nie mrugnął okiem, podczas całego wywodu Magnusa. Co było dość sporym osiągnięciem, bo w pewnym momencie, Bane rzucił w przyjaciela swoją kopią scenariusza. Na szczęście nie trafił.

- Raphael to klepnął, więc skończ marudzić i idź uczyć się tekstu.

- Musiałeś mu zrobić zajebistego loda, skoro zgodził się na taką szmirę!

- Idź mu zrobić lepszego to może cie wywali z obsady, skoro tak bardzo ci się to nie podoba. – Twarz Ragnora pozostała bez wyrazu.

Magnus tylko prychnął i przyjął od Aleca poskładanych scenariusz.

- Nienawidzę poniedziałków!



- Nie wiem, czego się tak wściekasz – powiedział Alec, kiedy znaleźli się w garderobie a Magnus, po raz kolejny, zagłębił się w scenariuszu. – Przejrzałem to i gdyby usunąć wszystkie sceny, mało prawdopodobnego, seksu wyszedłby z tego, całkiem dobry kawał filmu. Poza tym ta postać... Czarownik ekscentryk, ładujący się w międzynarodową kabałę, z powodu kaprysu, to niemal twoje alter ego. Nie rozumiem skąd ta złość.

Magnus prychnął, ale nie odpowiedział. Bo, jak miał wyjaśnić, że to wcale nie o scenariusz się rozchodziło a o... wszystko?! O cały cholerny świat, który postawił przed nim cudo, w postaci Alexandra Lightwooda, pomachał mu nim przed nosem, jednocześnie zastrzegając, że nigdy go nie dostanie! Bo, w ciągu ostatniego weekendu, Magnus zrozumiał i zaakceptował jedną rzecz. Zakochał się w Alecu. Może jeszcze nie na zabój, ale wystarczająco by cierpieć wiedząc, że obiekt jego westchnień jest jednocześnie tak blisko i tak daleko.

Obiecał, iż nie będzie niczego na Alecu wymuszał, pozostanie bierny. Mimo to miał ochotę przyszpilić go do ściany i całować aż im obu zabraknie tchu. A potem... Zaproponować randkę. Taką normalną randkę w restauracji, z dobrym jedzeniem i patrzeniem sobie głęboko w oczy. Cholera! Nawet zdjąłby soczewki! Dlaczego zgadzał się na ten pocałunek?! Dlaczego pokazał Alecowi swoje prawdziwe oczy?! Dlaczego nie pomyślał o konsekwencjach dla siebie?!



Patrzył na miotającego się Magnusa i kompletnie nic nie rozumiał. Przejrzał scenariusz i... To był kawał naprawdę dobrej historii. Psuły ją tylko te wpychane, co chwila, sceny seksu. Je pominął z prędkością błyskawicy. I nie chodziło o to, że czytając takie rzeczy czuł się nieswojo. Problem leżał gdzie indziej. Sama myśl o Magnusie uprawiającym seks z... kimkolwiek bolała. Co było wybitnie głupie, bo przecież już nie raz widział Bane'a w objęciach kobiet i mężczyzn, czasem jednocześnie. Na tym polegała jego praca, wiedział to od samego początku. Jednak miniony weekend coś zmienił w jego sposobie myślenia. Alec zdał sobie sprawę, że był... nie, zakochany to za mocne słowo. Zwłaszcza, jak na człowieka mającego zerowe pojęcie o związkach. Jednak, z całą pewnością, Magnus mocno go zauroczył. Do tego stopnia, że będąc przy nim czuł, jak drzwi jego mentalnej szafy same się otwierały a on, coraz częściej, pozwalał sobie na nieśmiałe myśli, dotyczące prawdziwego związku. Z Magnusem rzecz jasna. To zawsze był on. Przy nikim innym jego wyobraźnia nie chciała współpracować.

Jakby to było, móc się całować, za każdym razem, gdy najdzie go na to ochota (o tak! Całowanie było dobre)? Chodzić za rękę? Na randki? Przytulać się? Bez krępacji i zażenowania, patrzeć w te cudowne oczy? I może nawet... uprawiać seks? Kiedy dochodził do tego momentu, przed oczami, najpierw stawał mu Magnus w objęciach uśmiechającej się, z wyższością, Camille a potem Jace mówiący, jak to się go brzydzi. I szafa znów się zamykała. Z hukiem, który przeganiał wszystkie wcześniejsze wizje. Alec znał siebie i wiedział, że nigdy nie postawi związku z mężczyzną ponad brata. Zresztą nie miał nawet najmniejszych szans, by spróbować. Przecież Magnus, piękny, cudowny i wspaniały Magnus, nigdy nie zechciałby być z nim. Nie zmieniłby dla niego swojego życia. A Alec wiedział także, że choćby Bane był najcudowniejszym mężczyzną na ziemi (dużo mu do tego tytułu nie brakowało), nie potrafiłby z nim być, gdyby nadal zajmował się tym, czym do tej pory. Dla niego, taka praca, była synonimem zdrady.

Utracona niewinnośćOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz