5

1.6K 117 29
                                    


Wbrew obawom Aleca, Magnus dotrzymał słowa i nie wracał do tamtej rozmowy. Lightwood miał wrażenie, że Bane wręcz go unikał. No dobrze... To on unikał Bane'a. Na tyle, na ile mógł o robić prywatny ochraniarz. W pracy musiał być blisko i, choć bardzo tego nie chciał, patrzeć na Magnusa, uprawiającego wyreżyserowany, bo wyreżyserowany, seks z innymi mężczyznami. Wbrew wszelkiej logice czuł się zazdrosny. Jakby zdradzając mu swoją tajemnicę, w jakiś sposób sprawił, że Bane należał teraz do niego. Co było o tyle nienormalne, że sam nawet nie zdecydowałby się złapać mężczyzny za rękę. Dlatego najbardziej lubił te dni, gdy Magnus kręcił razem z Camille. Choć sam zainteresowany reagował na te sceny niemal alergicznie, prychając i sarkając na wszystko wokół. A po powrocie do domu, zamykał się w pokoju z butelką wina. Rano, pusta już, butelka znajdowała się w koszu a makijaż Magnusa był intensywniejszy. Kilka razy Alec był bliski spytania go, co właściwe zaszło między nim a Camille, ale w ostatniej chwili rezygnował. W końcu to nie była jego sprawa. Z tego powodu miał wyrzuty sumienia, że tak czekał na te sceny. Ale tylko wtedy mógł też porozmawiać z Jace'em, twarzą w twarz (przez telefon to jednak nie to samo). I choć po monologu brata, na który nieodmiennie składały się trzy tematy: Clary jest zazdrosna, Camille się puszcza, Raphael Santiago to diabelski pomiot i zasługuje na śmierć w męczarniach, zawsze bolała go głowa, to jednocześnie czuł się dziwnie lekki. Jace stanowił swego rodzaju ostoję normalności, w tym porąbanym świecie, do którego trafił Alec. Dzięki temu miał siłę, by przetrwać następne dni, wypełnione oglądaniem cudzego seksu oraz wieczory pełne samotności. Bo po powrocie do domu, podwójnym sprawdzeniu zamków i pouczeniu Magnusa, że ma nikomu nie otwierać, Alec dekował się w użyczonym mu pokoju. Wychodził tylko po to, by odebrać zamówione jedzenie (Bane miał kategoryczny zakaz spotkań, nawet przez drzwi, z nieznajomymi). Uznał, że najlepszym sposobem na przetrwanie tego zlecenia było trzymanie się, od Magnusa, z daleka. A mężczyzna to szanował. Za co Alec był mu wdzięczny. I jednocześnie bardzo zdziwiony. Choć może nie powinien... Najwyraźniej uraził Magnusa podczas tamtej rozmowy. Gdyby tylko Bane wiedział...



Magnus patrzył jak Alec miota się po salonie z telefonem przy uchu. Co było dziwne, bo Lightwood zwykle zamykał się w pokoju gościnnym i nie wyściubiał z niego nosa. Jeszcze dziwniejszy był fakt, że najwyraźniej nie rozmawiał z Roszpunką. Bane mógłby przysiąc, że dosłyszał imię Andrew. Gdyby Alec nie dostawał mikro zawału, na każde wspomnienie swojej orientacji założyłby, że to jego chłopak. Bo kajał się, jak zakochany szczeniak. Albo ktoś, kto naprawdę coś spieprzył. W końcu Alec zakończył połączenie, jednocześnie ciskając telefonem o kanapę i wyrzucając z siebie soczyste „kurwa mać". Magnus zastygł z widelcem w połowie drogi do ust. Alec nie przeklinał! A przynajmniej nie tak!

Tymczasem Lightwood opadł na fotel i ukrył twarz w dłoniach. Co zaniepokoiło Magnusa jeszcze bardziej niż rzucone wcześniej przekleństwo. Bo Alexander nie okazywał słabości. Nigdy i przed nikim. A teraz bezsprzecznie walczył ze łzami, obojętny na to, że Magnus znajdował się tuż obok. Bane chwilę walczył ze sobą. Nie powinien się wtrącać. Dla ich wspólnego dobra. Podjął taką decyzję, po ostatniej poważniej rozmowie, jaką odbyli. Właściwie po jedynej poważnej rozmowie. Wiedział, jak na siebie działali, ale jeśli dwie strony nie chcą zrobić czegoś ze wspólnym przyciąganiem, to wszystko mogło kończyć się jedynie katastrofą. A Alec najwyraźniej miał zamiar umrzeć w tej swojej szafie.

Z drugiej strony... Alexander wyglądał teraz tak żałośnie smutno...

Chrzanić to! Uderzył widelcem o talerz, po czym wstał i podszedł do mężczyzny.

Utracona niewinnośćWhere stories live. Discover now