35

287 17 10
                                    

Pov. Aiden

Spowrotem przybrałem ludzką postać, kiedy w końcu udało mi się pozbyć kilku wilków, z wrogiej watahy. Dotknąłem swojego karku, który był aktualnie pokryty warstwą krwi. Zarówno mojej jak i tych wilkołaków. Odbiłem się od drzewa, kiedy w pewnym momencie zobaczyłem czarnego wilka, który miał czerwone oczy. Już po chwili przybrał ludzką postać i do mnie podszedł. 

— Nic ci nie jest? — Zapytał Rey, a ja pokręciłem głową. 

— To nic takiego... Bywało gorzej... — Powiedziałem, a do nas podbiegły kolejne wilki. 

To były nasze bety. 

— Aiden... — Odezwał się Sam. 

— Rey... — Powiedział beta szatyna, który nienawidzi swojego imienia i każę na siebie mówić Al. 

— Jak wygląda sytuacja? — Zapytaliśmy jednocześnie. 

— Udało nam się ich wypędzić poza granicę naszego terenu, ale prawdopodobnie nie na długo. Nie wiem ile czasu minie, zanim tutaj wrócą. — Powiedział mój beta. 

— Dodatkowo udało nam się schwytać jednego zakładnika... — Powiedział Al, a ja spojrzałem na szatyna. 

— Przesłuchajmy go... — Powiedziałem, a wszyscy się ze mną zgodzili. 

Ruszyliśmy w kierunku domu głównego. Widziałem wiele plam krwi, które zabrudzały biały śnieg dookoła nas. Wielu zostało rannych podczas tej walki. Kilku napewno również oddało swoje życie. Po kilku chwilach znaleźliśmy się przed budynkiem. Na ganku znajdowało się kilka osób. Ruszyłem w kierunku moich rodziców, a także Erica i Isaaca. 

— Aiden... — Odezwał się blondyn, który był nieco zaniepokojony moim widokiem. 

— Nic mi nie jest. To tylko draśnięcie. — Powiedziałem, kiedy moja matka chciała dotknąć śladu pazurów na mojej klatce piersiowej. — Beta mnie zaatakował, a wraz z nim kolejne sześć wilków. Nie żyją... Narazie wataha wycofała się poza granicę naszego terenu, ale oczekiwanie na kolejną rundę nie da nam spokoju. — Wszyscy kiwnęli głowami, zgadzając się z moimi ostatnimi słowami. — Jeśli nas zaskoczą, jesteśmy na straconej pozycji. Dodatkowo nadal nie ujawniła się ich wiedźma, co tylko wszystkich jeszcze bardziej denerwuję. — Ponownie każdy się zgodził. 

— Jeśli pojawi się wiedźma, nie będziemy mieć najmniejszych szans, że z nią wygramy. — Zaczął Isaac. — Z wiedźmą wygra tylko druga wiedźma. Innej opcji nie ma. — Zauważył. 

— Jeśli naprawdę tak jest, to czy to przypadkiem nie znaczy, że my już przegraliśmy? — Zapytał rudowłosy Al, a przy tym spojrzał na każdego po kolei. 

— Musimy mieć nadzieję, że tak nie jest... — Odezwał się Rey, a ja kiwnąłem głową. — Aiden, nadal masz to dziwne wrażenie, że coś się wydarzy? — Wszyscy na mnie spojrzeli. 

— Tak, ale nadal nie jestem w stanie określić tego, czy jest to coś dobrego, czy złego. — Każdy uważnie mi się przyglądał. — Chodźmy przesłuchać... — Zaciąłem się, kiedy usłyszałem zbliżające się kroki, którym towarzyszył złowrogi śmiech. 

Wszyscy natychmiastowo skierowali swój wzrok na granicę podwórza, które było otoczone drzewami. Wszyscy szerzej otworzyli oczy, kiedy naszym oczom ukazała się kobieta, który była ubrana w czerwień. Jej twarz nieco przysłaniały rude włosy, które wychodziły z jej fryzury, które była niechlujnym warkoczem. Na jej głowie znajdował się kapelusz z dość dużym rondem. Całe jej ubrania były zrobione ze skórzanego materiału. Na dłoniach miała mnóstwo pierścionków oraz najróżniejszych bransoletek. Jej szyję obwieszały jeszcze naszyjniki z kolorowych kamieni szlachetnych, jednak w jakimś stopniu były one zabarwione na czarno. 

— Eleanor... — Odezwał się cicho Isaac. 

— Witaj, Isaac... — Podniosła na nas swoje pomarańczowe tęczówki, które mieniły się światłem. 

Stanęła na samym środku podwórka, a przy tym cały czas się uśmiechała. Nie był to jednak złowrogi uśmiech, a niesamowicie szyderczy, który był pomieszany ze zwycięskim. 

— Powiecie po dobroci, czy mam użyć siły? Gdzie jest tamta płotka, która jest twoją córką? Chętnie zobaczyłabym po raz kolejny stach w jej oczach. — Zacisnąłem szczękę ze złości, kiedy przypomniałem sobie poprzedni raz. 

To wtedy ją zraniła w obojczyk. Następnego dnia zwijała się z bólu właśnie przez nią. Już miałem jej coś wygarnąć, ale uprzedziła mnie osoba, która strzeliła czymś w kobietę. Wszyscy zwróciliśmy swój wzrok w tamtym kierunku, dzięki czemu zobaczyliśmy kobietę, która w całości była ubrana na biało. 

— Dla twojej wiadomości, to ta „płotka”, którą uważasz za strachliwą, już się ciebie nie boi. — Opuściła swoją prawą dłoń. 

— Ava? — Odezwał się zaskoczony Isaac, a ja szerzej otworzyłem oczy, kiedy ją zobaczyłem. 

Skoro ona tutaj jest, to czy to znaczy, że Nika również? 

— Atak z zaskoczenia, co? Nic się nie zmieniłaś. Nadal grasz nieczysto, jak zawsze. I jaki ty przykład dajesz siostrzenicy? — Ava parsknęła śmiechem, a mnie zaskoczyła informacja, którą podała rudowłosa. 

— To nie tak, że gram nieczysto. Ja tylko odwracam twoją uwagę. — Wzruszyła ramionami, a Eleanor spojrzała na to, co nagle obwiązało jej talię i ręce. 

Już po chwili została pociągnięta w kierunku portalu, który otworzył się między drzewami. Gdy tylko przez niego przeleciała, natychmiastowo się on zamknął. Isaac natychmiastowo podbiegł do Avy, a my zaraz za nim. 

— Ava, gdzie... — Zaczął, ale mu przerwała. 

— Jest cała i zdrowa. — Otworzyła portal po swojej lewej stronie. 

— Ale... — Spojrzała na niego spod kaptura, dlatego natychmiastowo się zaciął. 

— Pogadamy później, Isaac... — Kiwnął głową, a ona przeszła przez świetlisty okrąg. 

Wszyscy spojrzeliśmy na siebie, a ja opuściłem wzrok, zastanawiając się nad tym, co chwilę wcześniej powiedziała kobieta. 

— Powiedziała, że odwracała jej uwagę... — Wszyscy na mnie spojrzeli. 

— Od Niki... — Kiwnąłem głową na słowa Isaaca, a następnie podniosłem na niego wzrok. 

To właśnie w tym momencie poczułem, jak uderza we mnie znajomy zapach, przez który moje serce przyśpieszyło w ułamku sekundy. Szerzej otworzyłem oczy, a wszyscy spojrzeli na mnie, kiedy odwróciłem się w kierunku, skąd wyczułem ten aromat. 

— Aiden? — Odezwał się mój ojciec. 

— Czuję ją... — Wszyscy szerzej otworzyli oczy na moje słowa. — Jest tutaj... — Wszyscy zaczęli niuchać w powietrzu, szukając zapachu, aż w końcu natrafił i na nich. 

— Jabłko w karmelu i magia... — Kiwnąłem głową na słowa Sama, a w kolejnej chwili wszyscy ruszyliśmy biegiem w kierunku, skąd ją wyczuwaliśmy. 

Od kiedy poprzednio zobaczyliśmy ją przez Krąg Przywołania, tak nie powtarzaliśmy tego ani razu więcej. Alucard mi mówił, że nie jest w stu procentach pewny tego, czy jest to bezpieczne. Mogliśmy otworzyć jakieś przejście, niewiadomo dokąd, a wtedy byłby problem. Coś by mogło przez nie przejść, a z naszymi umiejętnościami nie dalibyśmy sobie z tym rady.
Po jakimś kwadransie biegu, znaleźliśmy się na polanie, gdzie widziałem dyszącą ze zmęczenia Eleanor, a nad nią przeskakującą postać o długich, brązowych włosach, związanych w wysokiego kucyka. 

Wylądowała za nią, a przy tym klęczała na lewe kolano. Jej włosy, które pomimo tego, że były związane, sięgały teraz do pasa. Podniosła się na równe nogi, a w tym samym czasie jej włosy zostały rozwiane przez wiatr, który uniósł także śnieg. Przełknąłem ślinę, kiedy ledwo co przekręciła swoją głowę w lewą stronę. Nagle się odwróciła, a nam ukazała się twarz kobiety. 

— Nika... — Odezwałem się cicho, kiedy się lekko uśmiechnęła. 

KrągNơi câu chuyện tồn tại. Hãy khám phá bây giờ