11

455 21 13
                                    

Po jakiejś dziesięcio minutowej rozmowie, w końcu się rozłączyłam. Spojrzałam kątem oka na Aidena, który wtulił się w moje włosy. Uśmiechnęłam się lekko na jego widok, po czym zwróciłam swój wzrok na las. Tamte wilki już gdzieś zniknęły. W tym momencie poczułam jak wiatr delikatnie rozwiał moje włosy, a w kolejnej jak na moim karku wylądowały usta Aidena. Wzdrygnęłam się na jego ruch, a on się zaśmiał. 

— Zaskoczyłeś mnie... — Powiedziałam naburmuszona. 

— Jasne, jasne... — Chyba mi nie uwierzył. 

I w sumie się nie dziwię. Sama bym sobie nie uwierzyła. Westchnęłam cicho, po czym się oparłam o jego klatkę piersiową i na niego spojrzałam. Pochylił głowę, aby również na mnie spojrzeć, a ja podniosłam dłoń, aby w kolejnej chwili dotknąć jego blizny na prawej brwi. 

— Po czym jest ta blizna? — Skrzywił się nieznacznie na moje pytanie. 

— Długa historia... — Wzruszyłam ramionami. 

— Mamy czas... — Zauważyłam, a następnie lekko się poprawiłam i przerzuciłam swoje nogi nad jego prawym udem. 

— ... — Zaśmiał się lekko. — Mówiłem ci, że jak byłem młody, to lubiłem dobrze się bawić... — Złapał moją prawą rękę i poprawił swoje lewe kolano. — Czasami ta dobra zabawa, wychodziła poza granicę... I nie tylko, jeśli chodzi o moją granicę odpowiedzialności, ale i granicę stada... Ta blizna, to nic innego, jak skaza, która ma mi przypominać o tym, jak prawie naraziłem watahę na odkrycie... Miałem wtedy szesnaście lat... Razem z Samem chcięliśmy w końcu trochę odpocząć od nauki dyscypliny i się wyszaleć... Zwialiśmy z treningu, co było błędem... Gdy wybiegliśmy za granicę, spotkaliśmy człowieka ze strzelbą... Trafił Sama w nogę, a ja chcąc pomóc przyjacielowi, skoczyłem na myśliwego... Oddał drugi strzał, a od niego powstała blizna na mojej brwi... Zniszczyłem jego broń, a potem razem z Samem zaczęliśmy uciekać spowrotem... Wtedy usłyszeliśmy odbezpieczanie drugiej broni... Ale gdy się odwróciłem... Zobaczyłem tylko jakąś postać, która trzymała tego człowieka ponad ziemią... Nie zatrzymałem się, aż nie wróciliśmy z Samem do domu watahy... Dostałem wtedy opieprz wszechczasów i cało dniowy trening od mojego ojca i jego Bety... — Skrzywił się na to wspomnienie. 

Zaśmiałam się z wyrazu jego twarzy, a on na mnie spojrzał.

— Ważne, że to jedyne co się wtedy stało... — Kiwnął głową, a następnie spojrzał na korony drzew, które pięły się nad nami. 

Zrobiłam to samo, dzięki czemu zobaczyłam, jak niebo staję się nieco bardziej pomarańczowe. Musi chyba zachodzić słońce. Spowrotem spojrzałam na chłopaka, po czym podniosłam dłoń. Jeszcze mu nie podziękowałam za pozbycie się tamtej rany na obojczyku. Położyłam swoją chudą rękę na jego szyi, a on zwróciwł na mnie swoje złote oczy, które kolorem imitowały czyste, płynne złoto. Uśmiechnął się do mnie i złapał moją dłoń, a ja się lekko uniosłam, aby w kolejnej chwili przycisnąć swoje usta do jego. 

Lekko się wzdrygnął na mój ruch, a w kolejnej chwili mnie poprawił i położył swoją dłoń na moim karku. Odsunął się powoli, a ja delikatnie pogłaskałam jego prawy policzek swoją lewą dłonią. Przejechałam paznokciem przy palcu wskazującym po skórze bruneta i dotknęłam jego warg. Lekko je podrapałam, po czym podniosłam z nich wzrok na jego oczy, którymi uważnie mi się przyglądał. Poczułam jak pocałował mój palec, po czym złapał za nadgarstek mojej lewej ręki i ponownie przycisnął swoje usta do moich. Ten pocałunek różni się od poprzedniego. 

Jest czymś wypełniony. Czymś czego chyba nigdy wcześniej nie doświadczyłam. Całował powoli, a moje serce z każdym ruchem jego ust, uderzało o moje żebra mocniej. Niemalże boleśnie. Tak jakby próbowało mi coś uświadomić. Czy ja się zakochałam? Aiden jest dla mnie dobry, jest wyrozumiały, śmieje się z moich żartów i nie bierze wszystkiego do siebie. Martwi się o mnie jak głupi, próbuje mnie obronić przed wszystkim i coś czuję, że gdyby musiał, to skoczyłby za mną w ogień. Objęłam jego kark, kiedy jego język wdarł się do moich ust. 

Po chwili poczułam jak przechylamy się do tyłu. Chłopak zawisnął nade mną. Znowu jak dzisiejszego ranka napierał na mnie, a w pewnym momencie jego ręka przesunęła się po skórze mojego brzucha, który chłopak odkrył. W tej chwili usłyszałam pękającą gałąź. Aiden natychmiast się ode mnie odsunął i podniósł, a przy tym pomógł mi wstać. Zakrył mnie swoim ciałem i zaczął się rozglądać we wszystkie strony. Ja również to zrobiłam, aż w pewnym momencie dostrzegłam błyskawicę lecącą w kierunku chłopaka. 

— Aiden! — Popchnęłam go, aby uniknął tego ataku, a piorun uderzył między naszą dwójkę. 

Spojrzał zaskoczony na miejsce, gdzie przed momentem trafił błysk, a następnie na mnie. Zaczął mnie oglądać z każdej strony. 

— Nic ci się nie stało? — Pokręciłam głową, a on wstał. 

Zrobiłam to sama z jego pomocą. 

— Chodź, musimy uciekać... — Pociągnął mnie za sobą. 

Usłyszałam za sobą strzelające iskry, dlatego powoli odwróciłam głowę. Znowu w naszym kierunku leciała błyskawica. 

— Schyl się! — Krzyknęłam, a on odrazu to zrobił. 

Poczułam jak jego skóra robi się gorąca, dlatego natychmiast na niego spojrzałam. 

— Wsiądziesz mi na grzbiet... — Kiwnęłam głową, a jego ciało zaczęło się zmieniać. 

Czaszka i cały układ kostny się zmienił. Ciało parowało gorącą parą i zostało pokryte przez szare futro z czarnymi końcówkami. Jego kły urosły, a oczy zaczęły się mienić. Po chwili się otrzepał, po czym kiwnął łbem. Obniżył się, a ja odrazu na niego weszłam. Mocno się go złapałam, kiedy nagle ruszył. Zaciskałam w dłoniach sierść i przytulałam się do niego z całej siły. 

— Aiden! — Usłyszałam kogoś po jakimś czasie. 

— Nika! — Usłyszałam głos mojego ojca, dlatego odrazu podniosłam wzrok. 

— Tata... — Odezwałam się cicho, kiedy zobaczyłam jak stoi przy wejściu, razem ze wszystkimi. 

Aiden się zatrzymał, a przy tym lekko się pochylił, abym mogła zejść. Chłopak odrazu wrócił do swojego normalnego wyglądu, a przy tym objął mnie ramieniem i zaczął się rozglądać dookoła, kiedy szliśmy w kierunku posiadłości. 

— Co się stało? — Zapytał mój ojciec, kiedy do niego podeszłam i przytuliłam. 

— Ktoś nas zaatakował... — Powiedział Aiden, kiedy wchodziliśmy do budynku. 

— Kto? — Zapytała Maya. 

— Sądząc po tym co widzieliśmy... Jakaś wiedźma... — Dodał złotooki. 

Wszyscy na niego spojrzeli, a następnie na mnie. Przetarłam ręką po swoim lewym przedramieniu, kiedy to każdy wbijał we mnie wzrok. Poczułam na swoim ramieniu czyjąś dłoń, dlatego odrazu podniosłam wzrok, który opuściłam chwilę wcześniej. To był tata. 

— Powinienem wyjaśnić ci kilka rzeczy, które dotyczą świata magii, Nika... — Powiedział, a wszyscy spojrzeli na niego równie zaskoczeni, co ja. 

— Chodźmy do salonu... Podejrzewam, że wszyscy chcieliby dowiedzieć się o tym co nieco... — Odezwała się Meghan, a wszyscy jej przyznali rację. 

Usiadłam obok Aidena na dużej kanapie. Przy nas usiadła Meghan, która siedziała na kolanach Erica. Po prawej stronie na kanapie siedzieli rodzice rodzeństwa wilkołaków, natomiast za nami stał Sam, obok niego jakaś rudowłosa dziewczyna, a przy niej Yana. Po chwili przy moich nogach położyła się Tiana, a ja podniosłam z niej wzrok na mojego ojca, który stał przy kominku. Spojrzał na mnie, a ja przełknęłam ślinę. 

— Pięć wiedźm kręgu... — Zaczął, a wszyscy wbili w niego swoje spojrzenie. 


No i skończyły mi się rozdziały na zapas...

Muszę dostać chyba kopniaka w tyłek, żebym się wzięła do roboty...

No nic...
W każdym razie mam nadzieję, że rozdział się podobał ❤

KrągWhere stories live. Discover now