Rozdział 10 - Nieoczekiwane skutki nieprzemyślanych decyzji

81 22 16
                                    

Braciszkowie do domów rozjechali się dopiero późnym popołudniem, a ja korzystając z zamieszania w przedpokoju, wymknęłam się do pokoju na górę. Nie traciłam czasu na zbędne przemyślenia, bo wiedziałam jedno: zostanie z Arciem sam na sam spotęguje zażenowanie, na które pozwoliła Wiktoria dzisiaj w łazience.

Myśl, że Anglia widział mnie nagą, doprowadzała mnie do szewskiej pasji.

Dziurę w ścianie też naprawiłam. Wzięłam jakiś dziwny obrazek przedstawiający faceta z wąsami, który wisiał w przedpokoju, i powiesiłam w pokoju, zakrywając zniszczenie. Trochę minie, zanim Arcio się zorientuje, więc miałam czas, żeby to zagipsować.

— Co ty robisz? — zapytała cicho dziewczyna.

— Pakuję się i spierdzielam do Polszy, czyli tam, gdzie nasze miejsce.

— Ale Arthur...

— Słuchaj, Wiki. — Odwróciłam się do niej, biorąc wszystkie swoje rzeczy do torebki. — Nie nadążam za tobą i twoimi shiperskimi zapędami. Niezbyt mnie też w sumie interesuje, czy jesteś Team Arthur czy Team Francis. Jeżeli o mnie chodzi, możesz mnie shipować nawet ze Spongebobem, serio, laska, chuj mnie to obchodzi. Po prostu nie próbuj więcej na mnie wpływać, żebym na siłę wpadła komuś w ramiona. Czaisz to?

— Tak... — odparła i spuściła głowę.

— No — mruknęłam krzywo, bo nieco zrobiło mi się głupio. — To sztama?

— Myhym... — Pokiwała głową.

— Super. W takim razie szczęśliwej drogi już czas! — Skierowałam się w stronę okna i otworzyłam je na oścież.

— Chcesz wyjść oknem? — zapytała zaskoczona, podbiegając do mnie. — A podziękować Arciowi i pożegnać się z nim?

— O nie, nie, nie! Nie ma mowy. — Przełożyłam nogę przez parapet i zerknęłam w dół.

Mimo, że było to pierwsze piętro, to wcale nie wyglądało, żeby czekał mnie bezkontuzyjny skok na główkę. Właściwie zapowiadało to lot na złamanie karku. To był bardzo zły pomysł.

Musiałam wymyśleć coś innego.

W tym momencie drzwi z pokoju otworzyły się i w progu stanął nie kto inny, jak zboczeniec we własnej osobie.

— Śląsk, w sprawie tego niefortunnego poranka... — Zamilkł i zamarł, kiedy zobaczył mnie siedzącą na wewnętrznym parapecie. — ŚLĄSK, CO TY ROBISZ...?!

Nie wiem, co mnie opętało, ale bez żadnego racjonalnego argumentu wolałam skręcić kark.

Najzwyczajniej w świecie się, kurwa, puściłam i zeskoczyłam na zewnątrz.

Jebłam z impetem o trawnik, przez co moje pole widzenia zaczęło się niebezpiecznie rozdwajać. Przymknęłam oczy próbując uspokoić jakoś tę karuzelę, ale chyba trochę przesadziłam, bo poczułam na twarzy coś mokrego.

Ooooo, poranna rosa na mych zaróżowiałych policzkach, jam dziewica jutrzenka...!

Otworzyłam gwałtownie oczy i zobaczyłam nad sobą wielki, czarny nos i włochatą mordę liżącą mnie po twarzy.

— Arioch — stęknęłam, prostując się ciężko do pozycji siedzącej. — Ale mam farta, nic mi nie jest...

Wstałam na trzęsących się nogach i wyjęłam smycz z torebki. Lędźwie bolały mnie dość okrutnie i ledwo potrafiłam się wyprostować.

Ale trzeba było dokonać dezercji.

— Idziemy do domku — mruknęłam i zapięłam za szelki, a w tym dokładnie momencie zza rogu domu wybiegł Anglia.

Hetalia Axis... World! - Tom 4Where stories live. Discover now