Rozdział 18 - Życie jak w monopoly, następna kolejka w więzieniu.

74 24 10
                                    


Patrząc na przygotowaną planszę na stoliku pomyślałam głupio, że ludzie to stado niemyślących bakłażanów. Zamiast zabijać się wzajemnie na polu walki o terytoria, to głowy Państw powinni zasiąść przy Eurobiznesie czy Monopoly odpowiednio dostosowanym do sytuacji.

I niech grają.

Bez krwi, bez cierpienia, bomb czy śmierci. A całe wydarzenie emitowano by w telewizji. Hitler zagarnąłby pół Europy bezkrwawo, albo zostałby pokonany i by splajtował, fortuna wszak kołem się toczy.

Spojrzałam na twarze chłopaków. Nie wiem jak dla nich, ale dla mnie to była pojebana sytuacja, że personifikacje Państw grały ze sobą o samych siebie w grze planszowej.

Gra była tylko dla pięciu osób, więc żeby było w miarę fair, Hiszpania grał w parze z Romano, a Feliciano z Niemcem. A Wiktoria w końcu pojawiła się za mną, bo jej sterczenie i sapanie na Antonia powoli działało mi na nerwy. W sensie byłam zazdrosna.

— Dobrze — zaczął Ludwig, zakładając prostokątne okulary do czytania i biorąc instrukcję obsługi do ręki. — Zaczyna ten, kto wyrzuci najwięcej oczek na obu kostkach.

Romano, Gil i Francis spojrzeli po sobie, po czym rzucili się na kostki, żeby zacząć pierwszemu. Pewnie i ja biłabym się o nie razem z nimi, tylko że moje wolne jarzenie sytuacji na to nie pozwoliło.

— Ej, mam pomysł! — zawołałam, kiedy Gil zgarnął zdobycz. — Bo ogólnie są karty i pola, gdzie musisz zapłacić bankowi. Prawda? A gdyby zamiast tego dawać te pieniądze na środek? I każdy, kto wejdzie tutaj — powiedziałam żywo i wskazałam na pole Darmowy Parking — zgarnia całą pulę?

— Tego nie ma w instrukcji — odparł Ludwig.

— No ale... — zaczęłam i zająkałam się przez chwilę. — Tak byłoby zabawniej.

— Tego nie ma w instrukcji — powtórzył, a ja przewróciłam oczami. — Kto będzie bankiem?

— Ja! — Zgłosił się wesoło Feliciano, podnosząc wysoko rękę w górę.

— No i super. — Uśmiechnęłam się lekko i odsunęłam nieco od Francisa, bo czułam, jak typ niebezpiecznie zaczyna na mnie napierać. Poczekaliśmy cierpliwie, aż Włochy obdaruje nas pieniędzmi na start, po czym po kolei rzucaliśmy kostkami i najwyższą ilość oczek miał szczęście wyrzucić nie kto inny, tylko Francis.

Ten to zawsze miał szczęście w grach.

Uśmiechając się triumfalnie w moją stronę zebrał kostki i rzucił jeszcze raz, by ruszyć swoim pionkiem w świat, żeby przejmować terytoria na planszy.

Heh, w sumie na nic innego nie mógł liczyć.

Jego mina zrzedła, kiedy wyrzucił cztery i stanął na Parkingu Strzeżonym, co równało się z tym, że musiał oddać do banku czterysta dolców.

— Ha! — krzyknęłam ucieszona, wskazując palcem na jego pionek. — Wyskakuj z forsy, złamasie! Hahaha!

— Stul pysk, babo, nie drzyj ryja! — Upomniał mnie sympatycznie Prusak, a Romano odparł ucieszony:

— Brawo. Nawet gra cię jedzie, żabolu!

— Nie ważne jak się zaczyna, ale jak się KOŃCZY~ — zamruczał niewzruszony Francis, posyłając nam dość podprogowy przekaz.

— Tak, a ty skończysz z torbami — odparł wesoło Antonio do kumpla, a Wiki o mało się nie posikała.

— Widziałaś to? — powiedziała zachwycona. — Ale go zripostował!

Hetalia Axis... World! - Tom 4Where stories live. Discover now