Rozdział 28 - Angielskie rendez-vous cz.1

76 22 8
                                    

Czas do obiadu minął spokojnie. Wraz z Wiktorią poszłam na krótkie zakupy do marketu, które przemieniły się w poszukiwania świeżego mięsa wołowego na rolady. Tak samo długo zajęło nam znalezienie ogórków kiszonych, które zdobyłyśmy dopiero w polskim sklepie.

Wiki dotykała wszystkiego jak leci, ciesząc się przy tym jak dziecko. Dodatkowo korzystając z tego, że ludzie jej nie widzieli, ośmieliła się nawet klepnąć jakiegoś bruneta w tyłek, przez co wzrok, jakim mnie młody mężczyzna obdarzył sprawił, że zwiałam z jego horyzontu szybciej, niż Jaś z Małgosią przed Baba Jagą.

Dotarło do mnie w tamtym momencie, że Wiktoria miała teraz bardzo szeroki wachlarz możliwości prowokowania ludzi dookoła, co niezbyt mi się podobało. W drodze powrotnej bałam się, że papuga wepchnie mnie pod piętrowy autobus, kiedy zobaczy na horyzoncie jakiegoś przystojnego amanta. Na szczęście tak się nie stało i do domu dotarłam cała i zdrowa. I z pełnym pampersem.

Samo gotowanie było dla mnie czystą przyjemnością. W głowie miałam piosenki Disneya, kiedy rolady dochodziły w piekarniku. Podczas kulania klusek rozmawiałam wesoło z Polską przez telefon, a gdy owe kluski dochodziły w garnku, śmiałam się z siostrami Ivana na wideokonferencji. W końcu czułam się szczęśliwa.

Obiad moim skromnym zdaniem wyszedł mi niemalże perfekcyjnie. W sensie Arthur nie zwymiotował, tylko zjadł do ostatniej kluski i nawet pochwalił mnie mówiąc: „Smaczne.". To wystarczyło mi, żeby banan na moich ustach zagościł na bardzo długi czas.

Dziś była w miarę dobra pogoda, co prawda słońca nie uświadczono, ale przynajmniej nie padało. Żyłam dzisiejszym wyjściem z Anglikiem, bo wciąż nie wiedziałam gdzie pójdziemy ani co będziemy robić. W moim mózgu jednak zakotwiczyła wizja randki, a Wiktoria podczas obiadu przeszukiwała moją szafę, żeby wybrać mi odpowiednią do tej okazji kreację.

Z racji jej dziwnych preferencji trochę się obawiałam jej pomysłów, ale z drugiej strony na samą myśl, że sama miałabym myśleć nad ubraniem dobre dwie godziny, to już wolałam zdać się na Wiki. Nie miałam zmysłu ani gustu. Najlepiej ubrałabym swoje nieodłączne glany, czarne spodnie, koszulkę z nadrukiem równie głupim co moje poczucie humoru i obwiesiła biżuterią rodem z wicca. Myślę jednak, że zostałabym za to zadeptana przez papugę, zwłaszcza, że mogłaby autentycznie mi teraz przywalić.

Byłaby do tego zdolna.

Kiedy więc stałam przed lustrem w swoim pokoju i patrzyłam na trzy przygotowane przez przyjaciółkę stroje na bal w przestworzach Londynu, jakim niechybnie był spacer po parku, posezonowe gofry i romantyczna kolacja z fish and chips na danie główne, poczułam się jak nastolatka przed pierwszą randką.

— Przygotowałam ci trzy różne kreacje — oświadczyła oficjalnie dziewczyna, a ja postanowiłam się wyłączyć. — Jako, że pogoda dziś was rozpieszcza brakiem deszczu i mgły, to pierwszą propozycją jest czarna luźna koszulka, czarne jeansy, jasnobrązowe botki oraz ta urocza szara narzuta, żebyś nie zmarzła.

— Jak elegancko. — Podrapałam się z zaskoczeniem po głowie.

— Tak, dużo nauczyłam się od Franka. To mój wzór w modzie. Drugą propozycją są zwykłe ciemnoszare jeansy, czarne botki i twój brązowy płaszczyk. I koszulka na ramiączkach, najlepiej czarna z dużym dekoltem.

— Yyyyy...

— Na tej kupce natomiast znajduje się sukienka do kolan w stylu vintage.

— Mam pytanie. — Zgłosiłam się z kamienną twarzą.

— Nie, nie możesz założyć glanów — warknęła, a ja oklapłam. — Wybieraj.

Przekręciłam oczami i wybrałam pierwszy zestaw, bo w zaistniałej sytuacji wolałam nie ryzykować technicznego ciulnięcia w łeb od fanki hiszpańskiej inkwizycji. Bez słowa więc zabrałam ciuchy i schowałam się w łazience, zanim kurdupel wpadnie na iście zajebisty pomysł dobrania mi jeszcze bielizny.

Hetalia Axis... World! - Tom 4Where stories live. Discover now