Rozdział 14 - Tego się totalnie nie spodziewałam

74 24 11
                                    

Wyrzucili nas z baru szybciej, niż zdążyliśmy do niego wejść. Nawet nie wiedziałam, co się odpierdziela, bo barman widząc naszą czwórkę zaczął wrzeszczeć, cytuję: „Idioci!", „Zakaz wstępu!", „Wzywam policję!", „Zabiję!".

Także okazało się, że musieliśmy w ten piękny sobotni wieczór pomykać gdzieś, gdzie Bad Touch Trio nie miało naklejonych swoich ryjów na ścianie z napisem „Dożywotni zakaz wstępu". Taką miejscówką okazała się urocza spelunka z napisem „Hard Rock Beer" jakieś czterdzieści minut drogi od domu.

Usiadłam z nimi grzecznie przy stoliku i dla własnego bezpieczeństwa zamówiłam sobie sok pomarańczowy. Nie miałam takich jaj, by pić w ich towarzystwie, więc postanowiłam dziś dzielnie abstynentować, choć cholernie kusiło mnie, by się w swoim zwyczaju napierdolić.

Siedziałam więc grzecznie popijając soczek i słuchałam, jak żartują czy rozmawiają. Na początku rzadko włączałam się do rozmowy, bo kiedy tylko coś wtrącałam, to z wątku wybijała mnie Wiktoria.

Podziwiałam ją.

Nie sądziłam, że można siedzieć nieruchomo niemal dwie godziny i patrzeć się w Hiszpana jak w obrazek. Tak czy owak zacinałam się w swojej opowieści przez ten widok, co chamsko skomentował Prusak, wyjaśniając mnie tym, że ma dowód jak na dłoni odnośnie mojego upośledzenia umysłowego.

W końcu jednak przyzwyczaiłam się do ignorowania małej shiperki z pierdolcem na punkcie Hiszpanii i włączyłam się do rozmowy. Nie licząc słownych bójek z Gilbertem, było całkiem fajnie.

Wkręciłam się na maksa i byłam w trakcie opowiadania, jak raz z Białorusią i Ukrainą narąbałyśmy się tak mocno, że wyrwałam śmietnik. Oczywiście nie w akcie wandalizmu, nie, nie. Te śmietniki stały na jednej nóżce i były okrągłe, z czego dolna połowa była niebieska, a górna żółta. Po środku natomiast znajdował się kwadratowy otwór na śmieci.

Historia właściwa była taka, że było ciemno, ja byłam pijana i byłam pewna, że ten śmietnik to Minionek. Darłam się więc na całą ulicę, że Bob idzie z nami i chuj. Nie wiem, jak to zrobiłam, ale faktycznie wyrwałam ten kubeł od podpórki i zaniosłam go z trudem do domu. Francis dodał swoje trzy grosze, że nic tak nie osłabia romantyzmu, jak ukochana ze śmietnikiem na plecach zmierzająca w stronę łoża.

Chłopaki wybuchali śmiechem na mój stand up na żywo i właśnie wtedy zadzwonił telefon Gilberta. Uchachany i pijany albinos odebrał telefon i zawołał:

— West! Kesesesese! No co tam, braciszku?

Umilkliśmy i wsłuchaliśmy się w rozmowę wyszczerzonego Prus z Niemcami.

— Ja? W barze, kesesesese! A nie wiem, nie ma jej z nami. Jak wychodziliśmy to była — zaskrzeczał wesoło patrząc na mnie, a ja zbladłam. — Spokojnie, West! Zostawiliśmy jej budyń i kreskówki, więc powinno być bezpiecznie, kesesesese! Jak to nie ma?! Może poszła pobiegać! Jest dorosła, nic jej nie będzie, a nawet jeśli, to znam kwiaciarnię, co sprzedaje nawet ładne wieńce. Dobra, nie krzycz! — zawołał głośniej, a niektórzy bywalcy obejrzeli się na nas ze zniesmaczeniem. — Idź zobacz do parku, a my przeszukamy teren. Papa~!

Rozłączył się i wybuchł tak głośnym śmiechem, że aż zatkałam lewe ucho.

— Gil? — zapytał uprzejmie Francis, a spłakany Prusak powiedział:

— West myśli, że kretynka się zgubiła i poszedł właśnie cię szukać z psami i latarką po parku, KESESESESE!

Mimo wszystko poczułam ciepełko w serduszku.

— Lu się o mnie martwi? — zapytałam cicho, czując cisnące się mi do oczu łzy wzruszenia.

— Nie, raczej się boi, że coś zniszczysz, wysadzisz, albo kogoś zabijesz. Kesesese!

Hetalia Axis... World! - Tom 4Where stories live. Discover now