Rozdział 19 - Dawaj na ring

85 24 4
                                    

[19 września 127 — poniedziałek]

Wpatrywałam się w bramkę posesji należącej do Anglika i zastanawiałam się, jak bardzo musiałam zgubić się w labiryncie własnego algorytmu, skoro doprowadziłam do takiej sytuacji. Jedynym plusem tej całej sprawy było to, że mieszkałam u braci Beilschmidt.

Nigdy, przenigdy bym nie sądziła, że to powiem, ale czułam się tam jak u siebie. Wspólna koegzystencja ze szwabami była bardzo cennym doświadczeniem i tak właściwie, to mogłabym sobie tam nawet zostać jeszcze na jakiś czas. Żal mi było zostawiać braci, chociaż oboje wyglądali na szczęśliwych, że wreszcie wyjeżdżam.

Noc w hotelu była ciężka. Przede wszystkim dlatego, że znalezienie miejsca, gdzie wpuściliby mnie z psem wymagało czasu, nerwów i dwóch kłótni przez telefon.

Druga rzecz, że z ekscytacji nie potrafiłam zasnąć jak człowiek, tylko kulałam się z boku na bok tak uporczywie, że zaczęłam tym przeszkadzać Wiktorii. Nie wiedziałam, że można być w swej bezsenności tak upierdliwym, żeby nie dawać spać duchowi. Bo jak się okazało, Wiki mogła spokojnie przyciąć komara. Odkryła to dopiero przedwczoraj, jak zdrzemnęła się przy Hiszpanii.

Dziewczyna tak napaliła się na te „uczłowieczenie", że specjalnie szłam z nią wieczorem po budyń do sklepu, bo chciała sprawdzić, czy byłaby zdolna nawet jeść. Kręciła nosem na mój prowiant, wyraźnie zaznaczając, że jeśli potrafi jeść, to jej pierwszy posiłek w życiu MUSIAŁ być wyjątkowy.

Padło więc na budyń czekoladowy.

Niestety, jeść nie mogła, a ja w duchu cieszyłam się, że mogłam ten deser pocisnąć sama, bo w całym tym roztargnieniu kupiłam tylko jedno opakowanie dla Wiki. Tak więc jadłam ja, a Wiki było smutno. Pocieszyłam ją tylko, że może uda się namówić Arthura do rzucenia zaklęcia, na co od razu poprawił się jej humor.

— Gotowa? — zapytała zmartwiona, a ja kiwnęłam głową.

— Oczywiście. Dochodzi dwunasta, czas zadrzeć kapelusz kowbojski i prosić Arthura o litość.

— Dasz radę, Natalcia! — Podjarała się papugobaba. — Widziałam, jak na treningach dawałaś z siebie wszystko! Gilbert się nie przyzna, ale jest zadowolony!

— Gdyby się do tego przyznał, to Wszechświat by jęknął i się zapadł — powiedziałam i uśmiechnęłam się szeroko. — Dobra, zbierajmy się.

Wyszłam żwawo ze swojego autka, jebłam drzwiami tak głośno, żeby Anglik słyszał i szykował majty, po czym otworzyłam tylne siedzenia, gdzie siedział Arioch z Wiktorią. O dziwo, pies na dziewczynę kompletnie nie reagował. Zabrałam ciężką torbę i smycz, upewniłam się, że auto jest zamknięte, po czym ruszyłam żwawo ze swoją świtą w stronę drzwi. Gdzieś tam w głowie pląsała mi wyliczanka z Koszmaru z Ulicy Wiązów.

Raz, dwa, Silesia już cię ma.

Nabierając w sobie odwagi po same pachy, załomotałam we framugę.

Trzy, cztery, zaraz w drzwi uderzy.

Usłyszałam kroki, przez co zagryzłam nerwowo wargę.

Pięć, sześć, widły z sobą nieś...

Serduszko zadrgało mi na widok znajomej gęby z zielonymi paczadłami, gęstymi brwiami i roztrzepaną blond czupryną.

Siedem, osiem, Ożesz ty mój losie...

Chłopak ubrany był w luźne, czerwone spodnie od dresu i biały podkoszulek, co idealnie podkreślało to, jaki był chudy i wysoki. Pff... Z moją wagą dojadę go w dziesięć sekund.

Hetalia Axis... World! - Tom 4Where stories live. Discover now