Rozdział 47 - Row your boat

63 21 2
                                    

[29 stycznia 128 r – niedziela]

Nawet nie wiem, kiedy i jak zleciały mi dni spędzone we Włoszech.

Rzadko wychodziłam z domku żeby pozwiedzać, bo nie miałam na to w zupełności ochoty. Chciałam oddać się słodkiemu lenistwu i nie ulegałam namowom Wiktorii, żeby łazić po Sorrento.

Zresztą był styczeń.

Czas spędzałam więc na odpoczynku, czytaniu książek czy oglądaniu filmów z Romano i Wiką. Psychicznie faktycznie udało mi się odsapnąć a na świat nie patrzyłam tak wrogo, jak przed przyjazdem. Zastanawiałam się nawet nad przedłużeniem urlopu, ale wiedziałam, że nie byłoby to w porządku w stosunku do Arthura.

Co do niego... Udało mi się wreszcie poukładać pewne rzeczy w tej mojej zawirusowanej głowie i niechętnie przyznałam rację Włochowi – z tego gówna wyszło coś dobrego. Odsunęłam od siebie egoizm i pozwoliłam się Wiktorii cieszyć życiem. I nawet sama zaczęłam czerpać z tego radość.

Jednak smutek, że i ona mnie kiedyś opuści, wciąż zostawał w tyle mojej głowie niemal mnie paraliżując. Nie zostało mi jednak nic innego, jak się z tym po prostu zmierzyć.

Romano znalazł nowy sposób na denerwowanie mojej przyjaciółki, bo zaczął się zwracać do niej per „Wicia". A to zdrobnienie działało na dziewczynę jak czerwona płachta na byka.

W pewnym momencie dołączył do nas Hiszpania, przez co młoda była wniebowzięta. Dotrzymując swojej obietnicy, wybraliśmy się we czwórkę wczoraj do kina, gdzie udałam głupa i „pomyliłam" bilety na film. Korzystając z tego, że Lovino poszedł do kibla, dla Wiki i Hiszpana zakupiłam miejsca na najwyższym rzędzie we dwoje, a sobie i Włochowi w środkowej części Sali. Wytłumaczyłam to tym, że brakowało miejsc.

— Gdybym ja kupował bilety, to by szybko znaleźli miejsce dla czterech — zamarudził wtedy niezadowolony Włoch. — Co więcej, dostałbym je taniej.

— A co, pokazałbyś kasjerce swoje papiery inwalidy? — zapytała nieco kąśliwie Wiki.

— Nie, powiedziałbym, że jestem z wycieczką z zespołem downa, to wtedy na was bym dostał zniżkę.

— Nie dość, że makaroniarz i faszysta, to jeszcze ma zespół downa — odrzekłam smutno. — Przejebane.

— Nie wolno żartować z chorób. — Wiktoria skrzywiła się, na co Romano odparł:

— Czarny humor jest jak przeszczep, nie zawsze się przyjmuje.

— Hahahaha! — parsknęłam śmiechem. — Dobre!

— Tonio, weź coś powiedz! — powiedziała papuga.

— Barcelona dwa zero z Manchesterem — zabrał wesoło głos odrealniony Hiszpan, przez co jeszcze bardziej się roześmiałam.

Film wybierała Wiktoria, więc łatwo można było się domyśleć, że był to horror. Nie wiedziałam jak ta dwójka u góry, ale ja i Romano mieliśmy z tego filmu totalną bekę, przez co świetnie się bawiliśmy. Kiedy większość sali kinowej robiło pod siebie, my urządziliśmy sobie festiwal czarnego humoru.

Po kinie poszliśmy na pizzę i Włoch prawie dostał zawału, gdy Wika na jego oczach oblała swój kawałek ketchupem. Nie wspomnę też o spojrzeniach lokalnych mieszkańców.

Dla nich wszystkich była to profanacja.

Cały ten wyjazd był dla mnie bardzo odprężający i wypoczynkowy, a ja byłam wdzięczna Antoniowi, że nie wygadał Francisowi, że tu byłam. On by to zrozumiał po swojemu, a nie potrzebne mi były kolejne dramaty z jego udziałem.

Hetalia Axis... World! - Tom 4Where stories live. Discover now