Rozdział 2 | Szmaragdowe spojrzenie

2 0 0
                                    


Po jakimś czasie doszłam do wniosku, że szkoła nie jest czymś tak odrealnionym, jak sobie wyobrażałam. Nauczenie się nowego rytmu dnia i zaaklimatyzowanie w szkole okazało się dosyć proste. Nie odstawałam od reszty, radziłam sobie ze wszystkim tak samo jak inni. Z resztą tutaj trudno było być kimś niepasującym (wystarczyło spojrzeć chociażby na moje współlokatorki). Jedynie zrozumienie planu szkoły było najtrudniejszą sztuką, której nie potrafiłam do końca opanować. Niejednokrotnie przysparzało mi to sporych kłopotów...

Jednego dnia prawie spóźniłam się do sali. Biegłam przez pierwsze piętro, poprawiając sobie podkolanówkę. Włosy miałam upięte w kitkę, a grzywka spadała mi na czoło, lekko zasłaniając oko. Nie miałam za dużo czasu, aby lepiej się uczesać, ponieważ jakimś cudem z godziny piątej zrobiła się ósma. Po wpadnięciu do sali zobaczyłam jedyne wolne miejsce obok Davis, które należało do mnie. Zaczęłam wyciągać podręczniki do historii, gdy usłyszałam koło siebie głos koleżanki.

- Jakim cudem zaspałaś? Czyżby zegar biologiczny zawiódł? – zaśmiała się pod nosem.

- Nie. Wstałam tak jak zawsze o 5:30, ale odrabiałam rano zaległe odcinki serialu – zaczęłam się tłumaczyć koleżance.

- Nie ukrywam, jest to trochę dziwne. Codziennie sama z siebie budzisz się przed szóstą tylko po to, żeby mieć czas na oglądanie powtórek kryminałów. Masz małe problemy ze sobą.

- Nie mamy w pokoju sprawnego telewizora. Działają dwa kanały i żadnym z nich nie jest CBS. A z racji, że dzielimy jednego laptopa, zawsze gramy w „Kamień, papier, nożyce" i to zawsze ja przegrywam, przez co muszę nadal nadrabiać wszystko, co chcę obejrzeć.

- Biedactwo. A szkoda, we wczorajszym odcin...

- Marika! – skarciłam ją, a ta tylko sadystycznie się uśmiechnęła.

- Wiem, wiem. Zero fabularnych spoilerów, ale to chyba twój najmniejszy problem. Może nie są to agenci federalni, ale żadnym z nich bym nie pogardziła. Nie wiem czy powinnam czuć się zazdrosna czy śmiać się – szepnęła mi do ucha.

- Niby dlaczego? – zapytałam zdziwiona.

- Ponieważ pewna trójka panów za nami nie może odwrócić od ciebie wzroku – zaśmiała się uroczo.

- Niby kto? – speszyłam się nieco, odwracając głowę.

- Coleman, Blay i Flots. Aż dziwne, że William się tobą zainteresował – wypowiedziała, rechocząc pod nosem. Gdy zobaczyła moją obrażoną minę, trochę się uspokoiła. – Och, nie bierz tego do siebie. On jest...dość specyficzny. Ma głupie żarty, nie hamuje swoich emocji, jeżeli kogoś nie cierpi, to pokazuje to otwarcie. Poza tym chodził z największymi idiotkami w tej szkole. Dwa tygodnie temu zerwał z tą od Sportowców – Daisy Hampton. Nie wiem, co w niej widział, ale to nie mój cyrk, nie moje małpy. Nie gadam z nim zbytnio. Przezywa mnie Siwa. Dobrze wie, że nienawidzę tego określenia jak i mojego koloru włosów. Z resztą po dziesięciu latach znajomości doszłam do wniosku, że to kretyn. Scarlett podejrzewa, że: "ma swój wewnętrzny świat, który jest tak skomplikowany, że nie dopuszcza do niego nikogo" – zacytowała, kreśląc w powietrzu cudzysłów.

- Może tak faktycznie jest? – zapytałam. Popukała się po głowie.

- Wierzysz dziewczynie, która czyta książki od strony prawej do lewej?

- Jest trochę dziwna, ale lubię ją.

- Ona nie jest dziwna. Ona jest świrnięta i to porządnie.

- Bo co? Bo zapija steki mlekiem? Bo chodzi w dwóch różnych skarpetkach? Bo gada sama do siebie? To normalne – broniłam jej, zastanawiając się, co powiedziałam. – No dobra może i nie, ale jest nieszkodliwa. Ludzie różnie przeżywają traumatyczne wspomnienia.

Szmaragdowa KsiężniczkaWhere stories live. Discover now