Rozdział 7 | Prawda boli najmocniej

1 0 0
                                    

Obudziłam się z wielkim bólem głowy. Nie wiedziałam, gdzie jestem. Starałam się przypomnieć sobie, ostatnie wydarzenia. Był Tom, Mark, Arabella, Will, mama... Ku mojemu zdziwieniu wcale nie leżałam na kanapie, lecz na dużym wygodnym łóżku przykryta granatową pościelą. Pokój, w którym się znajdowałam, miał tylko jedno okno, przez które przedzierały się promyki słońca. Ściany pokryte były szkarłatno-beżową tapetą. Naprzeciwko łóżka pod oknem znajdowało się mahoniowe biurko. Obok stały dwa fotele obite materiałem i równie ciemny regał z grubymi księgami. Posiadały one tytuły: „Wilkołaki i ich zwyczaje"; „Porady Perfekcyjnej Czarodziejki" czy „Obrona w sytuacjach kryzysowych". Widziałam te książki bardzo dawno temu. Podłoga wyłożona była starymi deskami i pachniała dzieciństwem. Uzmysłowiłam sobie, że znam to miejsce. Leżałam w sypialni na poddaszu Mirarium - naszego domu letniskowego. Jakim cudem ja się tu znalazłam? Usłyszałam skrzypnięcie schodów. Ktoś wszedł bez pukania do pokoju. Na progu stał Will. Jego mina była zdumiona i radosna zarazem. Bez zastanowienia podszedł do łóżka, trzaskając uprzednio drzwiami. Całował mnie tak, jakby nie widział mnie całe lata. Nigdy nie widziałam w jego oczach takiego szczęścia. Po chwili ciszy usiadł obok mnie i zaczęłam go o wszystko wypytywać.

- Co właściwie się działo po tym jak zanieśliście mnie do domu?

Oparłam swoją głowę o jego ramię.

- Twoja mama rozmawiała z Rexem i moją mamą o tym, co zdarzyło się w Charleston. Postanowiliśmy cię przenieść w bezpieczniejsze miejsce. Mirarium wydawało się najbardziej odpowiednie. Martwiliśmy się o ciebie, kiedy po dwóch tygodniach się nie wybudzałaś.

- Byłam w śpiączce dwa tygodnie? – mówiłam zszokowana.

- Miesiąc – powiedział krótko. – Przychodzili do ciebie różni lekarze i mówili, że jeżeli do trzech tygodni się nie wybudzisz, to nie mamy, na co liczyć. My jednak dalej mieliśmy nadzieję. Ojca przeniesiono do aresztu. Znowu. W życiu mu tego nie daruję. Za tydzień będzie postawiony przed Sądem Najwyższym w Waszyngtonie. To więcej niż pewne, że wyląduje gdzieś na Alasce. Za jego wyczyny grozi mu surowy wyrok. A my z mamą i Reginą postanowiliśmy się zająć tobą. Często odwiedza nas Rex. On chyba najbardziej przejął się twoim zdrowiem. Jako tw... nie ważne – urwał nagle, jakby chciał coś przede mną zataić. Już wtedy wiedziałam całą prawdę, a późniejsze słowa mamy tylko potwierdziły moje przypuszczenia.

- Moja kuzynka też przyszła tu dwa razy, pytając o ciebie. Podobno się znacie.

- Nie przypominam jej sobie – zmarszczyłam czoło, zastanawiając się, kogo ma na myśli.

- Pojawiła się w domu Handtraks. Kręcone włosy, piwne oczy. Na pewno ją kojarzysz - zapewniał mnie chłopak.

- Mimi. Oczywiście, przypominam ją sobie. Odratowała mnie w muzeum razem z Maxem i Benem. Nie mów do mnie jakbym miała amnezję.

- Przepraszam. Dobrze by było, abyś dała jej znak jak się czujesz. Dodatkowo w tamtym tygodniu Rex przyniósł wyniki twoich testów próbnych.

- I jak mi poszło? – dopiero teraz uświadomiłam sobie, że są już wakacje. Tyle mnie ominęło przez ten miesiąc.

- Sama zobacz – powiedział z tym swoim tajemniczym uśmieszkiem na twarzy. Podał mi otworzoną już kopertę. Zobaczyłam kartę i nie mogłam uwierzyć, że poszło mi aż tak dobrze. Teraz mogę zdawać na Eksach każdy przedmiot, jaki sobie tylko wymarzę. Nadal uśmiechałam się jak głupia w stronę kawałka papieru. Blondyn obejmował mnie ramieniem, gdy po chwili usłyszeliśmy kroki na schodach.

- Will, ja wiem, że ty nie dasz za wygraną i będziesz siedział przy niej całą wieczność, ale czy możesz łaskawie zejść na śnia...- tu blondynka nagle urwała, widząc nas razem i zareagowała tak samo jak jej syn. - Regina! Chodź tu natychmiast! - krzyknęła na cały korytarz i przytuliła mnie mocno, uważnie oglądając ze wszystkich stron, jakby chciała się upewnić, że wszystko ze mną w porządku. Miała ochotę płakać ze szczęścia.

Szmaragdowa KsiężniczkaWhere stories live. Discover now