Rozdział 11 | Wspomnij mnie

1 0 0
                                    

Wiosną wszystko kwitło wkoło. Była to moja ulubiona pora roku. To właśnie wtedy całe hrabstwo Charleston wyglądało najpiękniej. Pod koniec lutego dostałam listowne zaproszenie na ślub Mirandy
i Maxa. Zaskoczył mnie fakt, że uroczystość odbędzie się już piętnastego marca. Oprócz mnie zaproszenie dostała między innymi Scarlett i oczywiście dyrektorka Minor.

Przygotowania do egzaminu dalej szły jak po grudzie, ale trzymałam się myśli, że za rok będzie już po wszystkim. Dalej nie wiedziałam dlaczego, ale rodzice postanowili, że przyśpieszą moje egzaminy. Eksy zazwyczaj odbywały się w czerwcu, a ja miałam zdawać je w lutym przyszłego roku. A dokładniej szesnastego. O prawo czy alchemię się nie martwiłam, jednak lecznictwo przyprawiało mnie
o dreszcze. Przy każdym sprawdzianie czułam, że zrobiłam coś nie tak i dostanę tróję. Z resztą u Rod zawsze je dostawałam (chociaż podręczniki recytowałam na śpiąco) i nic nie zwiastowało, że się poprawi. Dodatkowo wysłałam moje próbki eliksirów do laboratorium Szpitala Świętego Jacka. Robią wstępną listę przygotowawczą na kursy laboratoryjne. Podjęłam decyzję zostania pediatrą
z dodatkową specjalizacją laboratoryjną. Will jak zwykle nie myślał o tym, co chce robić w życiu. Można się przyzwyczaić. Miałam wrażenie, że ostatnimi czasy, wymazał ze swojego słownika takie pojęcie jak myślenie. Czego bym nie powiedziała, wydawał się nieobecny myślami. Dowiedziałam się, że wróciły u niego koszmary. Znowu było coś nie tak i nawet nie miał zamiaru ze mną o tym rozmawiać, a ja to bagatelizowałam. Will nie potrafił rozmawiać o ważnych dla niego sprawach. Mówił tyle, ile było konieczne. A jeżeli już mówił coś, co było dla niego trudne, byłam szczęśliwa. Wtedy czułam, że jestem kimś, komu może zaufać.

Pomimo problemów Willa, nie przez to czułam się zaniepokojona. Ostatnio zdarzyło się coś, co zapamiętałam na długo i czego nie potrafiłam wybaczyć Erikowi. Od tego momentu nastąpił pomiędzy nami konflikt, którego nie umiałam (albo nie chciałam) załagodzić.

Działo się to podczas jednej z lekcji u Dropa. Desperacko szukałam w swojej torbie grubego zeszytu
z wymalowanym na okładce wilkiem, ale nigdzie go nie było. Dostałam białej gorączki, szukając
w popłochu moich wszystkich notatek z ostatnich czterech lat. Wyrzuciłam z torby mój strój sportowy, szminkę, wszystkie zeszyty, piórnik, cztery podręczniki, chusteczki, baterię czterowoltową, tabletki na ból gardła, kilka czekoladek (nie, nie było w tym bałaganie wiertarki), ale ani śladu po moim notesie. Zrezygnowana wzięłam się za przygotowywanie antidotum na ukąszenie przez muchołówki, gdy ujrzałam coś dziwnego. Eric i Howard szukali w szafce przedmiotu, który trzymałam w ręce. Kiedy zobaczyli na moim stole pieprz pozyskiwany z drzew rosnących na Lawendowych Wzgórzach w Kornwalii, poderwali się szybko, zaczęli naradzać, aż w końcu Eric podszedł do mnie chcąc pożyczyć naczynie z dość dużym zapasem tej przyprawy.

- Raven, mógłbym to na chwilę wziąć? - zapytał grzecznie z dość czarującym uśmiechem na twarzy. Miał szczęście, że Will był bardzo daleko od niego. Eric często się do mnie mizdrzył, przez co jeszcze bardziej denerwował Williama, który był o mnie wiecznie zazdrosny. Niewzruszenie patrzyłam na Stone'a, zastanawiając się co powiedzieć.

- Myślę, że jest to nie najlepszy pomysł. Jego zdatność spożycia już dawno minęła. Może jeszcze zaszkodzić. Przecież tego nawet nie ma w przepisie. Po co ci to? - zapytałam lekko zdenerwowana. Najwidoczniej oboje wiedzieliśmy jak lawendowy pieprz kornwalijski działa na jakąkolwiek miksturę.

- Nie ma, ale chciałem poeksperymentować. A tak w ogóle, to gdzie go znalazłaś? W szafce nie ma.

- Dostałam w prezencie. Max dał mi go, gdy wrócił z Europy. Mam jeszcze parę składników podebranych z tej sali, ale o tym wolałabym nie wspominać. Pieprz muszę dodać, ponieważ dostałam takie zadanie z laboratorium. Sam rozumiesz - testy na przygotowania laboratoryjne - uśmiechnęłam się jak najbardziej realistycznie potrafiłam, kłamiąc mu w żywe oczy. Ojciec zawsze powtarzał, że jeżeli mam podejrzenia, że ktoś dolał mi coś do napoju, to mogę wrzucić zmieloną odmianę tego pieprzu i listek lawendy. Jeżeli jakaś trucizna lub eliksir został wlany do wody, kawy, soku czy innego napoju, od razu zabarwi się na dany kolor. Nie mam pojęcia, dlaczego nie uczą nas tego w szkole, ale chyba mają ku temu powody.

Szmaragdowa KsiężniczkaWhere stories live. Discover now