Rozdział 9 | Odbicie

1 0 0
                                    

Wyruszyłyśmy w nocy razem z Caroline i Sophie. Gdy dotarłyśmy do ogrodów, zaczęłam się zastanawiać, czy to na pewno dobry pomysł. W końcu to niebezpieczne miejsce, zwłaszcza nocą. Błąkałyśmy się między ścianami żywopłotu, gdy nagle ujrzałam wielkie włochate cielsko. Bałam się, że mógłby to być jakiś morderczy pająk, jednak po chwili zorientowałam się, że jest to pies. Owczarek węgierski.

- Cześć Buss. Kto cię tu tak zostawił? – szeptałam łagodnie do psa, który tylko przechylił głowę i nagle polizał mnie po twarzy. Myślałam, że będzie bał się podejść. – Dobre psisko. Flots cię wyrzucił
z pałacu, ale my nic ci nie zrobimy – drapałam go za uchem. Buss przewrócił się na brzuch. Zza krzaków usłyszałam szepty Sophie i Scarlett. Kiedy zobaczyły naszą szkolną maskotkę, zaczęły się do siebie szczerzyć.

- Jak tyś go tutaj znalazła? Myślałam, że uciekł i już nie wrócił – cieszyła się najmłodsza z nas, również gładząc i drapiąc psa.

- Ojciec Willa przegnał go z murów zamku jeszcze przed wakacjami. On jest przecież taki bezbronny. Nie mogę uwierzyć, że poradził sobie tyle czasu na wolności.

- Musimy go zaprowadzić do szkoły. Wszyscy się o niego martwili – oznajmiła Sophie.

- A nie jest już trochę za późno na takie spacery? – zapytała słabo przekonana do tego pomysłu rudowłosa.

- Wolisz, żeby znowu nam uciekł? – głos Scarlett wyraźnie drżał, gdy wypowiadała te słowa.

Po długich rozważaniach uznałyśmy, że Buss powinien teraz wrócić do swojej sali. Kiedy weszłyśmy do pomieszczenia ze starymi pucharami szkolnymi, usłyszałyśmy za sobą głos najbardziej znienawidzonej nauczycielki. Aria Rod stała za nami, a jej pretensjonalny ton głosu rozchodził się po całej sali.

- Czy któraś mi łaskawie wyjaśni, co wy tu robicie o tej porze? – Rod z wałkami na głowie i w zszarzałej koszuli nocnej zbliżała się w naszym kierunku z taką złością, że teraz mogłyśmy się spodziewać wszystkiego.

- Nie chciałyśmy pani martwić, ale on sam nam się napatoczył – odezwała się z tyłu Scarlett.

Wszystkie rzuciłyśmy wzrok na owczarka, który drapał się łapą za uchem.

- Buss! Gdzieś ty był? – krzyknęła kobieta i uściskała swojego pupila. Na jej twarzy zagościł uśmiech, jak gdyby nic się nie stało. Kogo jak kogo, ale tego psa to ona kochała bardziej niż kogokolwiek innego na tym świecie. Dla równowagi nas nienawidziła, ale można się było z tym pogodzić. Uznajmy, że to uczucie było obustronne.

- Znalazłyśmy go wieczorem. Błąkał się po ogrodach.

- Co wy robiłyście w tych godzinach w tak niebezpiecznym miejscu? Na dodatek po zmroku! Nie powinno was tam w ogóle być!

- Szukałyśmy Bussa. Gdy uciekł przed wakacjami, bałyśmy się, że już go nie znajdziemy – mówiła Caroline, próbując jakoś się wytłumaczyć.

- A kto go w ogóle się stamtąd pozbył? To chyba nie wasza sprawka, prawda? – zapytała, marszcząc złowrogo czoło.

- Oczywiście, że nie. To wina Flotsa! – krzyknęłam z oburzeniem.

- O czym wy mówicie? William? - nauczycielka nie dowierzała własnym uszom.

- Nie. Jego ojciec – powiedziałam już cichutko, prawie niesłyszalnie.

- Thomas Flots? Ten Flots, który od kilku dobrych lat gnije w więzieniu? – dociekała dalej z lekką kpiną w głosie.

- Tak, proszę pani – powiedziała pewnie Sophie. Jej Rod zawsze wierzyła. O dziwo nauczycielka nie była na nas zła, tylko analizowała każde usłyszane słowo.

Szmaragdowa KsiężniczkaWhere stories live. Discover now