21. Wszystko jest dozwolone, jeśli przynosi korzyści

109 10 19
                                    

Prowadzona lekkim tonem rozmowa przeobraziła się w sprzeczkę. Wyrzucane cichym szeptem słowa niknęły pośród odgrywanego przez naturę koncertu. Szum rzeki płynącej nieopodal rezydencji oraz radosny świergot ptaków porywały padające z ust Kierana oskarżenia, sprawiając, iż docierające do Mai pojedyncze wyrażenia brzmiały niedorzecznie. Panna Lauvelon nie zrozumiała, o co Raumaer kłócił się z Kasenem, lecz ogarniający ją dziwny niepokój nie pozwalał jej skupić się na dokończeniu rysowania planu.

Przymknęła powieki i pozwoliła wyobraźni poprowadzić się ścieżkami wspomnień wiodącymi korytarzami budowli w Taalerh. Zamek Evallthana często odwiedzała wraz z ojcem. Gdy lordowie zamykali się w gabinecie gospodarza, Mai — niedopuszczona do uczestnictwa w rozmowach o rodzinnych interesach — samotnie błąkała się po pogrążonym w nieprzyjemnej ciszy budynku. Niekontrolowana przez służbę ani gwardzistów zaglądała tam, gdzie zwykle goście nie mieli wstępu. Jednak upływ czasu zatarł w umyśle dziewczyny dokładne rozmieszczenie komnat. Zaszłe mgłą zapomnienia drogi prowadziły do równie zamazanych pomieszczeń, lecz im dłużej błądziła pamięcią po rozmytym miejscu, tym więcej szczegółów nabierało wyrazistości.

Była już blisko.

Z poirytowania zacisnęła palce na trzymanym sztyfcie węglowym, gdy z rozmyślania wyrwał ją podniesiony głos Kierana. Specjalnie nakazała służbie wynieść ze środka stół i ustawić go w ogrodzie, by mogła pracować w ciszy, z dala od rozwydrzonych mieszkańców rezydencji. Verhmarowie — wyjątkowo — nie sprawiali problemów. Zgodnie z życzeniem Mai żaden z nich nie przeszkadzał jej w rysowaniu, chociaż niepoważne i chimeryczne kaprysy dziewczyny były nader uciążliwe dla pozostałych domowników. Gibrill udał się do karczmy, by dokonać ostatecznych przygotowań przed otwarciem, i zabrał Liriama ze sobą. Veiron nie ustawał w poszukiwaniach zaginionej siostry. Merran zabawiał niezadowoloną i zmarkotniałą małżonkę, która zeszłego wieczora przybyła z Daleeun wraz z Ishardem, a Carven… Mai właściwie nie wiedziała, co Carven robił. Ku rozczarowaniu panny Lauvelon rzadko go widywała. Z niezrozumiałych dla niej powodów unikał jej, lecz póki była na jego łasce, nie zamierzała narzekać. Jeszcze nie. Miała zbyt wiele do stracenia, ale gdy ich pozycje się wyrównają, Mai sprawi, iż Carven pożałuje, że ją ignorował.

Tylko te dwa natrętne gamonie uporczywie ją rozpraszały i zakłócały panujący w okolicy spokój swym gniewnym warczeniem. Nie mogli kłócić się w środku? Mai zerknęła przelotnie w stronę mężczyzn. Kasen stał nieporuszony z założonymi rękami. Wiatr rozwiewał brązowe włosy, złośliwie rzucając zagubionymi kosmykami na niezdradzającą żadnych emocji twarz mężczyzny. Jedynie zielone tęczówki niespokojnie błądzące po okolicy zdradzały rozdrażnienie.

Zaś gniew Kierana przejawiał się w każdym ruchu, wypowiadanym słowie oraz posturze ciała. Pobladłe lico kontrastowało z ciemną czupryną, a przepełnione złością spojrzenie nieruchomo utkwił w królewskim strażniku. Zaciskał dłonie w pięści, co rusz unosząc rękę na wysokość piersi, jakby nie mógł się zdecydować, czy już uderzyć Kasena, czy jednak dać mu jeszcze szansę, by zmądrzał.

Nie tak dawno normalnie rozmawiali. Co ich nagle poróżniło?

Mimo podenerwowania Mai nie mogła wygasić narastającego w niej zaciekawienia. Nigdy nie widziała Kierana poważnego, a Kasena rozzłoszczonego. Niepasujące do ich osobowości zachowanie wydawało się pannie Lauvelon… dziwne, dziwne i intrygujące. Mężczyźni nie znali się przed przybyciem do Edreshu, pochodzili z innych części Faswneshu, a ich charaktery dzieliło jeszcze więcej. Łączył ich jedynie Carven. Może więc to o niego chodziło?

Mai spuściła wzrok na leżącą przed nią kartkę. Odwróciła sztyft węglowy w dłoni i przyłożyła go do niedokończonego fragmentu planu. Zawahała się. Rysik nieruchomo zawisł cal nad pergaminem, a dzierżąca go ręka unieruchomiona pętami niepewności nie zdołała pokonać krępujących ją więzów. Co teraz powinna narysować? Nie chciała się pomylić, wtedy musiałaby zacząć wszystko od początku i nie zdążyłaby tego zrobić przed uroczystością na zamku Evallthana. Nie pozostało już wiele czasu, a Verhmarów nie było stać na błąd.

Traitor's OathWhere stories live. Discover now