13. Niedorzeczne pomysły ojca

143 22 49
                                    

Od wyłaniającego się zza wzniesienia budynku Carvena dzieliła wyboista, zarośnięta chaszczami droga. Wierzchowce ostrożnie stąpały po zdradzieckim podłożu, a stukot ich kopyt niknął w plusku płynącej nieopodal rzeki i świergocie ptaków. Okolica niczym namalowany przez wybitnego malarza pejzaż zachwycała swoim pięknem. Na północy dumnie piętrzył się okazały las, szumiąc w tylko sobie znanym języku uprzejme pozdrowienia w kierunku przybyszów. Na południu, za szerokim korytarzem wody mieniącej się jak brokatowa wstęga materiału, rozciągały się połacie ziemi przeznaczonej pod uprawy.

Pośrodku doskonałego dzieła stworzonego jakby pod natchnieniem samego Raqaela znajdował się obraz nędzy i rozpaczy — nowy dom Carvena. Czuł się, jak gdyby właził do klatki pod nieobecność lwa. Po co tu przyjechał? Wiedział, że zdarzało mu się już miewać wybitnie głupie pomysły, jak wtedy, gdy założył się z równie nietrzeźwym, co on biesiadnikiem, że przejdzie po krawędzi dachu karczmy, a następnie przeskoczy na stojący budynek. Ale Edresh? To nawet nie był wybitnie głupi pomysł, tylko samobójstwo!

Jak miał naprawić coś, co od początku nie funkcjonowało, jak należy? Jak miał cokolwiek osiągnąć bez żadnego finansowego wsparcia, gdy król na dodatek nieustannie go obserwował? Jak miał ustabilizować sytuację, jeśli ani namiestnik Leffill — lord nadzorujący Edresh — ani znajdujący się na tych ziemiach ludzie nie chcieli z nim współpracować? Jego nazwisko nic w Edreshu nie znaczyło, on nic nie znaczył, dlatego nie chciał tu być.

Carven gniewnie zacisnął palce na trzymanych wodzach i utkwił wzrok w zbliżającym się budynku. Dopiero z bliska mógł dostrzec, w jak fatalnym był stanie. Na parterze brakowało szyb w oknach, drzwi leżały tuż przed progiem domostwa, a ograbione wnętrze świeciło dobijającymi pustkami. Stajnię też musieli ukraść, bo Carven nigdzie jej nie widział. Komin budowli wesoło kołysał się na wietrze, a roztrzaskane na ziemi dachówki zdradzały, że sytuacja na piętrze nie prezentowała się o wiele lepiej niż na dole.

Grymas obrzydzenia wykrzywił twarz Carvena. On miał tutaj mieszkać? Tutaj? W tym chlewie, przeżartym pleśnią, wilgocią, robactwem i biedą? Nie, nie było takiej możliwości. Musiał istnieć inny sposób.

Daleeun.

Tknięty nieoczekiwanym pomysłem na odroczenie wiszących nad nim problemów aż się zatrzymał. Było jeszcze Daleeun, przeklęte Daleeun, z którego całe dzieciństwo pragnął uciec, ale przynajmniej zadbane i czyste. Miał do niego takie samo prawo jak jego rodzeństwo. Nie mogli go stamtąd wyrzucić, nie przed upływem dwóch lat. Ta myśl przepełniła serce Carvena zwodniczą nadzieją. Może nie wszystko było przesądzone.

Spojrzał wyzywająco na otaczającą go bandę matołów, oceniając, kto spróbuje zmusić go do pozostania w tej ruderze, lecz w tym pojedynku szanse były wyrównane. Matoły. Inaczej nie mógł ich nazwać. Każdy coś od niego chciał. Mai upragnionej wolności, Kieran pieniędzy, Kasen — przysłany przez króla do nadzoru strażnik — posłuszeństwa. Żądali, domagali się i wymagali, mimo że młody Verhmar nie miał im nic do zaoferowania, a gdyby nawet miał, to by im nie dał, bo zupełnie nie obchodziło go, czego od niego oczekiwali.

— Nie ma służby — zauważyła błyskotliwie Mai, gdy nikt nie wyszedł, by należycie ich powitać. — Dlaczego nie ma służby?

— Bo ty ją zastąpisz. — Carven wywrócił oczami i z gracją zsunął się z siodła. Nie zamierzał tam zostawać, ale znajdująca się na wyciągnięcie ręki perspektywa podrażnienia panny Lauvelon była zbyt kusząca, by mógł z niej zrezygnować. — Myślisz, że dlaczego cię zabrałem? Do niczego innego się nie przydasz.

Wpływający na policzki Mai karmin upodobnił ją jedynie do małej, rozpieszczonej dziewczynki, zruganej za niewłaściwe zachowanie. Zacisnęła usta i utkwiła zasnute gniewem tęczówki w podśmiewującym się z niej mężczyźnie. Carven odpowiedział jej przesiąkniętym kpiną uśmiechem. Liczył, że panna Lauvelon się odezwie i zaoferuje mu kolejną niepowtarzalną szansę, by mógł ją obrazić, zamiast tego zrobiła coś, czego zupełnie się nie spodziewał.

Traitor's OathWhere stories live. Discover now