33. Jak smakuje miłość

1K 79 16
                                    

No dzień dobry dziubaski!
Wiem, że rozdział powinien być już dawno - no bijcie za mocno.
Niestety następny też dopiero gdzieś za miesiąc pewnie. 😓
Ale z drugiej strony zbliżamy się do końca tej powieści: zostało nam jakieś 5-7 rozdziałów do finiszu. 😱

P.S. Wszystkich autorów fanfiction od Miraculous zapraszam do wypełnienia ankiety koleżanki z Francji: Kai Skowrońskiej ❤️ Bardzo jej to pomoże w badaniach, także hands up i pomagamy. 💪

https://docs.google.com/forms/d/e/1FAIpQLSduYtxHg4tjXDL8fkFZZCSojPpRcQurTaV04jtt40ugrgpZIw/viewform

Sin 😘

***

Złe myśli krążyły mi w głowie na okrągło, kiedy wpatrywałam się w łódkę zacumowaną przy przystani. Już z daleka dało się usłyszeć pobrzękiwania muzyki i głośne śmiechy ludzi pijących i tańczących na górnym pokładzie. A serce waliło mi gorzej, niż w momencie obudzenia się jako skrępowana w magazynie. A przecież to była tylko zwykła impreza! Więc czemu się tak potwornie jej bałam? Czy to przez konflikt z Juleką? Przez niezałatwione sprawy z Luką? Albo obie te rzeczy? Choć i tak chyba najbardziej stresowała mnie myśl, że mogłabym się nie spodobać Czarnemu Kotu. Że ubrana w taką kieckę nie wyglądałabym dla niego już tak kusząco; że mógłby zauważyć to, że jestem za chuda, albo że mam za małe piersi i tak dalej, i tak dalej.
– Dasz sobie radę – pisnęła Tikki, wystawiając główkę z mojej torebki. – Uwierz w siebie i daj się porwać chwili. Zasłużyłaś, Marinette.
– Dzięki, Tikki – odszepnęłam, odwzajemniając uśmiech przyjaciółki.
Wzięłam głęboki oddech i weszłam na pokład łodzi, rozglądając się za Czarnym Kotem. Miałam nadzieję, że nie zdążył uciec z imprezy przez ten cały czas, gdy byłam zamknięta w magazynie. Zresztą miałam jeszcze cholernie dużo pytań do Wilczura, których nie zdążyłam mu zadać, bo ten tylko się uśmiechnął i odparł, że wszystko w swoim czasie. A ja nie zamierzałam się tym razem z nim kłócić, wiedząc, że i tak zmarnowałam już za dużo czasu z mojej randki.
Mozolnie więc manewrowałam między ludźmi poprzebieranymi za różne potwory, starając się wypatrzeć tego, na którego cały czas czekałam. A kiedy wreszcie mi się to udało, moje serce na chwilę stanęło, by po chwili zacząć szaleńczo galopować.
Czarny Kot stał pod ścianą z drinkiem w ręce i wpatrywał się w kostki lodu pływające na powierzchni. A kostium, który dla niego uszyłam, wyglądał o wiele lepiej niż mogłam przypuszczać w najśmielszych snach. Biała koszula opinała się na jego wydatnym torsie przy każdym, nawet najmniejszym ruchu, a czarna peleryna falowała za jego plecami niczym unoszona podmuchami wiatru. Chłopak schował swoje jasne włosy pod czarnym kapeluszem z wyszytą złotą nitką literką "Z", a całości kostiumu dopełniała nieodłączna czarna maska, przez którą jego zielone oczy wydawały się jeszcze intensywniejsze.
I kiedy tak podziwiałam chłopaka, ten chyba musiał wyczuć, że ktoś mu się przygląda, bo podniósł głowę i rozejrzał się po sali. A kiedy nasze oczy się spotkały, poczułam się jak rażona miłosnym piorunem. Czarny Kot jak tylko mnie zauważył, otworzył oczy ze zdumienia i sapnął, po czym oderwał się od ściany, by podejść do mnie.
– Marinette – wymruczał niskim głosem, gdy tylko się przy mnie znalazł. – Wyglądasz – zamilkł na chwilę i przełknął ślinę, by ponownie przejechać wzrokiem po całym moim ciele, a zwłaszcza po odsłoniętych fragmentach skóry – przepięknie.
– Dzi-dzi-dzięku-ku-kuję – nagle zaczęłam się jąkać jak dziecko, czując jak szkarłatny rumieniec pojawia się na policzkach. – Ty także jesteś przepiękny, znaczy się, wyglądasz przepięknie, eee, przystojnie – plotłam trzy po trzy, nie potrafiąc się skupić na prawidłowym konstruowaniu zdań.
Długie wcięcie w koszuli chłopaka, które ukazywało umięśnioną klatkę piersiową, zbytnio mnie rozpraszało, bym mogła normalnie myśleć. Za to jedno wiedziałam na pewno: musiałam podziękować Alyi za obstawanie przy tych wszystkich wcięciach i rozcięciach, bo, damn, robiło to robotę.
Czarny Kot słysząc mój bełkot, uśmiechnął się szeroko, ukazując urocze dołeczki w policzkach, a ja rozpływałam się na ten widok.
Nagle moje wewnętrzne planowanie ślubu i imion dla naszych dzieci zostało przerwane przez doskonale mi znany głos. Trzeba było nie wywoływać wilka z lasu, skarciłam się w myślach, kiedy Alya rzuciła się mi na szyję.
– Marinette, jesteś wreszcie! Ile można na ciebie czekać, co?! Prawie tu umarłam ze starości! – krzyczała mi do ucha, mimo że doskonale ją słyszałam.
– Też się cieszę, że cię widzę, Alya – przywitałam się z przyjaciółką, przewracając oczami. Ona się chyba nigdy nie zmieni. Posłałam blondynowi przepraszające spojrzenie znad ramienia szatynki, ale Kot się tylko uśmiechnął ze zrozumieniem. – Jak się bawisz, Als? Nie wypiłaś za dużo już?
– A gdzie tam! – odparła dziewczyna i ostentacyjnie czknęła na potwierdzenie swoich słów. – Wypiłam zdecydowanie za mało, kochana. I mówię ci, że dzisiejszy wieczór przeżyje tylko jedno z nas: ja albo ten pieprzony nowotwór.
– Jaki nowotwór? – nagle włączył się do dyskusji Czarny Kot, sprawiając, że Alya przeniosła całą swoją uwagę ze mnie na chłopaka.
– Długa i nudna historia – odparła Alya, machając dłonią. – O wiele ciekawszą historią jesteście wy, moje gołąbeczki! Muszę napisać o tym na blogu! To będzie epicki wpis!
– Ani się waż! – zareagowałam momentalnie, sprawiając, że dziewczyna ponownie przeniosła swoje roziskrzone od alkoholu oczy na moją osobę. – Nasza relacja musi pozostać sekretem.
– Marinette ma rację – dodał blondyn poważnie. – Taki artykuł mógłby sprawić, że Marinette znalazłaby się w śmiertelnym niebezpieczeństwie.
Po wypowiedzi chłopaka zapadła cisza, podczas której spojrzałam na Kota, czując się z niego tak cholernie dumna. Blondyn naprawdę się zmienił przez te wszystkie lata, wydoroślał i zmężniał. A przez to miałam coraz większą ochotę, by pocałować go tu i teraz, nawet na oczach tych wszystkich ludzi.
– Niech wam będzie, ale za to chcę mieć indywidualny wywiad z Biedronką!
– Masz go jak w banku – odparłam, uprzedzając Czarnego Kota i posyłając przyjaciółce promienny uśmiech.
– Alya, tutaj jesteś! Wszędzie cię szukałem. – Nagle obok nas pojawił się Nino przebrany w kostium wampira. Chłopak delikatnie się seplenił przez sztuczne kły, które wystawały mu z ust, co w jakiś dziwny sposób dodawało mu tylko uroku.
– Och, toż to mój cudowny, najukochańszy w świecie mężczyzna! – zawołała Alya, puszczając mnie i chwiejnie podchodząc do bruneta. – Masz dla mnie drineczka?
Nino spojrzał na nas przepraszająco, widząc, do jakiego stanu doprowadziła się jego dziewczyna.
– Wystarczy ci alkoholu. Chodź, idziemy się przewietrzyć, żebyś trochę wytrzeźwiała – powiedział, powoli prowadząc dziewczynę w kierunku zejścia z łodzi.
– Ale mamo, ostatniego tylko! Słyszysz? Ostatniego! – doleciał nas jeszcze głos Alyi, gdy coraz dalej znikała w tłumie, aż w końcu całkowicie straciliśmy ją z oczu.
Oboje z chłopakiem odprowadziliśmy wzrokiem zakochaną parę, aż nie zniknęli nam w morzu ludzkich głów i kończyn wywijających na pokładzie.
– Chyba musimy o czymś porozmawiać, Marinette. – Sprowadził mnie na ziemię głos Czarnego Kota, sprawiając, że ponownie skupiłam na nim całą swoją uwagę, a jednocześnie się spiełam na słowa chłopaka. “Musimy porozmawiać” nigdy nie zwiastowało niczego dobrego.
– Tak, a o czym? – spytałam nieśmiało, zastanawiając się, jaką wymówką będę musiała nakarmić chłopaka tym razem. Czarny Kot spojrzał na mnie roziskrzonymi oczami i z nieodgadnionym wyrazem twarzy.
– Nigdy mi nie mówiłaś, że znasz tak dobrze Biedronkę, by móc planować jej grafik.
– Ach, to! – zawiesiłam się i zaśmiałam zakłopotana. – W sumie tak mi się palnęło, by spławić szybciej Alyę – dodałam, drapiąc się po głowie i modląc, by chłopak już dalej nie drążył. – Tak naprawdę nie znam za dobrze Biedronki.
– Więc czemu nie pozwoliłaś mi się tym zająć? – Nie odpuszczał, a ja nie miałam pojęcia, dokąd ta rozmowa zmierza.
Wiedziałam jednak, że nic dobrego z ciągnięcia jej dalej nie wyjdzie. Czarny Kot chyba wyczuwając moją nagłą zmianę nastroju, zbliżył się i sprawnym ruchem pochwycił mnie w swoje ramiona.
– Nie musisz już wszystkiego brać na swoją głowę. Masz mnie, więc pozwól mi cię chronić – wymruczał chłopak wprost do mojego ucha, kiedy zawstydzona trwałam ukryta w jego uścisku.
I, mówiąc szczerze, wzruszyłam się jak dziecko na te słowa. Bo w końcu jako Marinette zawsze musiałam sama walczyć o swoje. Dotychczas Czarny Kot był tylko w życiu Biedronki, a w tamtej chwili poczułam, że rzeczywiście nie byłam już sama. Marinette nie była już sama.
– Dziękuję – szepnęłam poruszona magią tej chwili. Uniosłam głowę, by spojrzeć na Czarnego Kota, który także się we mnie wpatrywał oczarowany. I nim zdążyłam to dobrze przemyśleć, blondyn zniżył się, a nasze wilgotne usta się wreszcie spotkały tego wieczoru. Chłopak delikatnie poruszał wargami, rozpieszczając mnie elektryzującymi pocałunkami, które zalewały całe moje ciało. Dosłownie mrowienie czułam nawet w kręgosłupie, ale wtedy potrafiłam myśleć tylko o jednym: że tak właśnie smakuje prawdziwa miłość.
Tym trudniejsze było oderwanie się od ust chłopaka, jednak potrzebowałam powietrza, by nie zemdleć z nadmiaru wrażeń. Czarny Kot mruknął niezadowolony, ale posłusznie odsunął się, dając mi odrobinę przestrzeni.
– To było… Wow – wydukałam z siebie, gdy już unormowałam oddech.
– Cóż, troszkę czekałem na ciebie i zdążyłem się już stęsknić przez ten czas – odparł chłopak z łobuzerskim uśmieszkiem.
– Przepraszam, Czarny Kocie. – Zwiesiłam smętnie głowę, nie potrafiąc spojrzeć na chłopaka.
Nie chciałam go karmić kolejnymi kłamstwami, a jednocześnie nie mogłam też powiedzieć mu prawdy. Zresztą co miałam mu powiedzieć? Że się spóźniłam, bo siedziałam zamknięta i związana w jakimś zatęchłym magazynie, z którego wydostanie się było chorym testem mojego zdziwaczałego dziadka? Tak, na pewno polepszyłabym w ten sposób swoją sytuację.
– Nie musisz mnie przepraszać, Marinette. Wiem, że masz jakieś sekrety, ale poczekam, aż będziesz gotowa sama mi o nich powiedzieć.
Słowa chłopaka ponownie dotknęły tej części w moim sercu, która sprawiała, że miałam ochotę jednocześnie się uśmiechać i płakać. Ale nie mogłam zrobić ani tego, ani tego. W końcu życie Biedronki było ważniejsze niż życie Marinette.
– Dziękuję – powiedziałam zamiast tego, spoglądając chłopakowi w oczy. I o dziwo, nie widziałam w nich żalu ani wyrzutu, a tylko zrozumienie. – Mówiłam ci już, że jesteś cudownym chłopakiem?
– Nie, ale możesz częściej mi tak mówić. – Zaśmiał się blondyn, a ja dołączyłam do niego.
Nie wiedziałam, jak Czarny Kot to robił, ale przy nim znikały wszelkie wątpliwości i niepewność. Przy chłopaku wreszcie czułam się szczęśliwa i ważna. Nie jako Biedronka, ale właśnie jako Marinette. A nie doświadczyłam tego uczucia od momentu, kiedy otrzymałam swoje miraculum. Jeśli miłość istniała, to miała smak ust Czarnego Kota.

Miraculum: Stay with meWhere stories live. Discover now