34. Święto potworów

999 66 28
                                    

Kiedy oderwałam się od Czarnego Kota, cała byłam zgrzana i zdyszana. Nie mogłam złapać oddechu, a usta wciąż mrowiły od pocałunku. Serce waliło mi w piersi z całych sił, gdy spojrzałam na chłopaka.
– Mam coś dla ciebie – wydukał z siebie zarumieniony. Aż się uśmiechnęłam pod nosem, tak uroczo wyglądał cały czerwony. – Czy moglibyśmy się przejść w jakieś cichsze miejsce?
I jakby na potwierdzenie jego słów, z głośników zamontowanych na pokładzie, gruchnęła skoczna muzyka, a ludzie zaczęli wiwatować i podrywać się do jeszcze żywszego tańca.
– Mam pewien pomysł! – zawołałam głośniej, by przekrzyczeć muzykę, po czym pociągnęłam chłopaka za rękę w stronę  zejścia pod pokład.
Jeśli dobrze pamiętałam, to gdzieś w dalszej części łodzi znajdował się przeszklony salon, w którym moglibyśmy porozmawiać na spokojnie. Niestety nie pamiętałam dokładnie, czy wchodziło się tam przez ostatnie drzwi po prawej czy po lewej stronie. Wydawało mi się, że wejście było po prawej, tak więc pewna siebie pociągnęłam za klamkę i zamarłam. Bo zamiast w salonie, znaleźliśmy się w pokoju Luki.
– Ja… – zaczęłam się jąkać i automatycznie robić krok w tył. Przez co uderzyłam plecami w tors Czarnego Kota, wbijając mu łokieć w pierś, aż biedny jęknął pod nosem. – Przepraszam! Niechcący! Ja pomyliłam drzwi.
– Równie dobrze możemy zostać tutaj. Przynajmniej nikt nie będzie nam przeszkadzać – stwierdził chłopak, puszczając dowcipnie oczko.
Momentalnie serce zabiło mi szybciej, a na policzkach pojawiły się rumieńce. Szybko odwróciłam się i dopadłam krzesła stojącego przy biurku. Czarny Kot w tym czasie obserwował mnie z szerokim uśmiechem, starając się powstrzymać parsknięcie.
– A więc gdzie skończyliśmy rozmowę? – zapytałam, chrząkając co jakiś czas, bo cholernie zaschło mi w ustach.
Blondyn wciąż z uśmiechem, próbował się opanować i zachować powagę , marnie mu to jednak wychodziło.Wolnym krokiem podszedł do łóżka i nonszalancko opadł na miękką pościel. Spojrzał na mnie zadziornie, w międzyczasie zuchwale klepiąc miejsce obok siebie.
– Z tego co pamiętam, mówiłem, że mam prezent dla ciebie, Marinette. Także możesz śmiało przyjść bliżej. Obiecuję, że cię nie ugryzę – powiedział, po czym dodał jakby od niechcenia: – No, chyba że będziesz tego chciała.
– Bawi cię to?! – zawołałam piskliwie, gdy Czarny Kot wybuchł śmiechem na widok moich policzków ponownie płonących gorącą czerwienią.
– Przepraszam, Księżniczko, ale uwielbiam, gdy się tak rumienisz – wydukał z siebie chłopak pomiędzy kolejnymi atakami śmiechu. – Wyglądasz wtedy pięknie i tak naturalnie.
Na te słowa moje zawstydzenie prysnęło jak różdżką odjął. Spojrzałam na Czarnego Kota – na oczy, w których płonęły tańczące iskierki odbitego światła; na promienny uśmiech, pełen dziecięcej nadziei i niewinności – i jak zaczarowana podniosłam się z krzesła i podeszłam do łóżka. Przez całą moją trasę chłopak obserwował uważnie każdy mój ruch, śledząc je z jakby zwierzęcym głodem. Spojrzenie blondyna paliło moje zmysły i przegrzewało komórki nerwowe. Tym bardziej się zrobiło gorąco, gdy stanęłam między nogami chłopaka, niemal się o niego ocierając. Z gardła Czarnego Kota wyrwało się krótkie, głębokie mruczenie, które zawibrowało między nami. Nie spodziewałam się jednak, że chłopak tak szybko poruszy ręką i pociągnie mnie na siebie, sprawiając, że usiądę mu na kolanach.
I wtedy naszły mnie one! Myśli!
Cały wir paskudnych szeptów, pełnych niepewności i nastoletniej paniki.
O mój Boże! To już?! To chyba już!
O nie! Czy jestem na to gotowa?!
Chwila!!
Nie mam żadnych gumek.
Pewnie Czarny Kot ma, bo faceci przeważnie mają.
Ciekawe, czy jest prawiczkiem? A może już uprawiał seks z jakąś piękną dziewczyną? Może uzna mnie za mało seksowną?
A mogłam założyć jakąś bardziej egzotyczną bieliznę, niż zwykłe czarne figi.
O nie! Kurwa, no nie! Nie wierzę!
Zapomniałam się wydepilować Tam!
– Marinette. – Z gonitwy myśli wyrwał mnie ciepły głos Czarnego Kota. – Chcę, żebyś wiedziała, jak ważną osobą dla mnie jesteś. To, ile znaczysz, ciężko mi wyrazić słowami. I mimo, że wiem, że nasza relacja może być często dla ciebie problematyczna przez wzgląd na moją tożsamość, chciałbym cię prosić o danie mi szansy.
Oniemiałam, dosłownie nie wiedząc, co odpowiedzieć. Zamiast tego rzuciłam się chłopakowi w ramiona, przewracając go na plecy.
– Nie musisz o to prosić – odparłam z uśmiechem, wisząc nad twarzą Czarnego Kota. Z tak bliskiej odległości widziałam złote plamki na zielonych tęczówkach, mieniące się perliście. – Ta szansa już dawno jest twoja – dodałam, cofając się do siadu. Nie mogłam być tak blisko chłopaka, bo traciłam przez niego zdrowy rozsądek. Jego zapach, ciepło bijące od skóry, działało na mnie jak afrodyzjak. Im bliżej byłam Czarnego Kota, tym bardziej go pragnęłam.
A nastoletnia chcica zawsze wygrywa z rozsądkiem.
Dlatego musiałam się odsunąć i opanować. Nie mogłam dać po sobie poznać, jak bardzo chłopak na mnie działał. W międzyczasie Czarny Kot również się podniósł, po czym sięgnął do ukrytej w płaszczu kieszeni i wyjął z niej niewielkie pudełeczko. I jak to rasowej, nabuzowanej hormonami nastolatce przeszło mi przez myśl, że może to pierścionek?
Czarny Kot jakby słysząc moje myśli, rzucił żartobliwie: – Spokojnie, nie zamierzam ci się teraz oświadczać.
– Pfff, nawet o tym nie pomyślałam! – skłamałam, zaciskając wargi w dziubek. Zawsze tak robiłam, kiedy nie chciałam się przyznać, gdy ktoś mnie przejrzał. A skubany Czarny Kot robił to zdecydowanie za często.
Chłopak przewrócił oczami i pokręcił głową z rozbawieniem. Jego zgrabne palce w czarnym kostiumie zwinnie otworzyły prezent, ukazując leżącą na białym jedwabiu biżuterię. Niewielkie, srebrne kolczyki w kształcie półksiężyców połyskiwały w refleksach zachodzącego słońca, tworząc na zasnutym metalu połyskujące refleksy.
– Pomyślałem, że będą ci pasować – mruknął blondyn lekko zawstydzony, czekając na moją reakcję. A ja jedyne, o czym mogłam myśleć, to fakt, że nigdy nie będę mogła założyć tych kolczyków. Bo przecież życie Biedronki zawsze musi być ważniejsze.
– Ja… dziękuję, Czarny Kocie – odparłam z lekkim wahaniem, wyciągając dłoń w kierunku pudełeczka. Nim jednak zdążyłam je pochwycić, klamka od drzwi do pokoju nagle skrzypnęła, obwieszczając czyjeś nadejście.
Spanikowałam natychmiastowo i od razu zeskoczyłam z łóżka, ciągnąc Czarnego Kota za sobą. Szybko rozejrzałam się po pomieszczeniu, szukając najlepszego miejsca na ukrycie się. Na szczęście w rogu pokoju stała drewniana szafa, w której bez problemu mogłyby się schować dwie, a nawet trzy osoby. Pociągnęłam Czarnego Kota za sobą, by jak najszybciej nas ukryć.
– Ej, co ty…? – zaczął oponować chłopak.
– Szybko, do środka! – przerwałam mu i chamsko wepchnęłam do wnętrza mebla wypełnionego ubraniami, po czym sama się tam wpakowałam, przymykając za sobą drzwi. Zostawiłam jednak niewielką szparkę, bym mogła obserwować sytuację.
W ciemności panujących wewnątrz szafy nie widziałam zupełnie nic, za to czułam aż nad wyraz dobrze. Zwłaszcza oddech Czarnego Kota na karku i jego tors ciasno przylegający do moich pleców.
– Marinette, co ty robisz? – spytał szeptem chłopak, chuchając mi do ucha.
– Chowam się – odparłam zgodnie z prawdą.
– Ale po co? – dopytywał dalej.
Niestety albo stety nie miałam już jak odpowiedzieć na to pytanie, ponieważ do pokoju wszedł Luka, a zaraz za nim wzburzona Juleka.
– Luka! Przestań mnie ignorować, jak do ciebie mówię! – zawołała wściekła dziewczyna, łapiąc brata za ramię i odwracając w swoją stronę. Brunet był chyba jedyną osobą, na którą Juleka potrafiła podnieść głos i nie jąkać się przy tym.
– Nie mam ci nic więcej do powiedzenia, Juls – odparł zimnym tonem. – Nie zmienię podjętej decyzji.
– I co?! Będziesz ryzykować własnym życiem?! I to dla nich?! – Juleka podnosiła coraz bardziej głos, tracąc nad sobą panowanie. Ręce trzęsły się jej jak podczas delirium, ale nie chciała ustąpić.
– Tak. Złożyłem przysięgę.
Po tych słowach Juleka westchnęła głęboko i opadła na łóżko jakby całkiem pozbawiona sił.
– I dlatego właśnie mama nie chciała ci nic mówić. Mieliśmy być bezpieczni. A ty… A ty zaprzepaściłeś całe jej poświęcenie. – W głosie dziewczyny zawibrowała płaczliwa nuta, jakby powstrzymywała się przed wybuchnięciem długo wstrzymywanym płaczem.
Luka podszedł do dziewczyny i położył dłoń na jej ramieniu, delikatnie głaskając odsłoniętą skórę.
– Przepraszam, siostrzyczko – powiedział chłopak cichym głosem.
Wydawało się, że słowa te wytrąciły dziewczynę z letargu, w jaki wpadła przed chwilą. Momentalnie podniosła się z łóżka i odepchnęła od siebie brata. Minęła go bez słowa, wracając do drzwi. Z ręką na klamce odwróciła się do niego ponownie.
– Jeśli mama się dowie, to cię znienawidzi.
– Wiem – odpowiedział brunet, spoglądając na siostrę.
Ta jednak tylko podkręciła smętnie głową i bez żadnego więcej słowa wyszła z pokoju. Kilka chwil później również Luka poszedł w ślady siostry i opuścił pokój, a my z Czarnym Kotem zostaliśmy ponownie sami.
– To co teraz robimy, Księżniczko? – Chłopak przypomniał o sobie, chuchając mi na kark. To sprowadziło mnie do rzeczywistości i kiedy zrozumiałam, w jak bardzo dziwacznej sytuacji się znaleźliśmy, wypadłam z szafy jak oparzona. – Nah, a liczyłam na jakieś tuli tuli w ciemnościach – westchnął blondyn, zamykając za sobą drzwi do szafy.
Nim jednak zdążyłam wymyślić jakąś ciętą ripostę, Czarny Kot strzygnął uszami i spiął się na całym ciele.
– Coś się dzieje na górze – wyjaśnił pośpiesznie, wręczając mi pudełeczko z kolczykami. – Zostań tutaj, Marinette.
I po tych słowach wybiegł z pokoju, zostawiając mnie samą. Momentalnie z torebeczki wyleciała Tikki, w których oczach po raz pierwszy w życiu widziałam strach.
– O co chodzi, Tikki? – spytałam, czując jak rośnie mi gula w gardle.
– Wyczuwam akumę i coś jeszcze. Coś pradawnego i bardzo złego – odparło czerwone stworzonko.
Nie czekając ani chwili dłużej, przemienilam się w Biedronkę i wyskoczyłam przez okno. Nic jednak nie mogło mnie przygotować na to, co zobaczyłam na pokładzie łodzi.

You've reached the end of published parts.

⏰ Last updated: Sep 12, 2021 ⏰

Add this story to your Library to get notified about new parts!

Miraculum: Stay with meWhere stories live. Discover now