18. Próby losu

1.6K 131 220
                                    

Halo halo! Dzień dobry moje robaczki!

Dalej zostajemy w wesołym nastroju (i jeszcze trochę w nim zostaniemy :P), pełnym heheszków i podśmiechujków oraz życiowych problemów naszych cudownych bohaterów. Odradzamy picie jakichkolwiek napoi przed ekranami, bo można srogo parsknąć w niektórych momentach. XD

Enjoy!

Sin

***

– W urnie jest sześć kul oznaczonych kolejno cyframi od jeden do sześć. Jakie jest prawdopodobieństwo, że po dwukrotnym wylosowaniu kuli bez ich zwracania, otrzymamy liczbę... – mruczałam pod nosem, czytając po raz kolejny treść zadania w podręczniku od matematyki. Tego samego zadania od godziny.

W końcu poirytowana do granic możliwości, zatrzasnęłam książkę z hukiem i rzuciłam ją w kąt pokoju.

– Mam dosyć! Zaraz ja coś zwrócę – warknęłam w przestrzeń, targając swoje ciemne włosy w złości. A że zdecydowanie były już dłuższe niż przez większość mojego życia, zapewne musiałam wyglądać jak totalne czupiradło.

– A potem sama skończysz w urnie, jak tego nie zaliczysz – dorzuciło moje kwami, które przez cały ten czas siedziało obok, zajadając się makaronikami. Spojrzałam na Tikki z wyrzutem.

– Nie pomagasz, Tikki. – Stworzonko uśmiechnęło się przepraszająco i wzruszyło maleńkimi ramionami. – Chyba sam szatan wymyślił ten przedmiot.

– Blisko – rzuciła tajemniczo przyjaciółka, krzywiąc się przy okazji, a mnie zapaliła się czerwona lampka.

– Czekaj, czekaj – zaczęłam intensywnie kombinować. – Nie mamy przypadkiem jakiegoś kwami matematyki? Skoro ty jesteś kwami stworzenia, a kwami Czarnego Kota zniszczenia, to...

– Marinette, wiesz, że Miracula nie mogą służyć egoistycznym celom – przerwała mi momentalnie Tikki, patrząc na mnie karcąco.

– Czyli jednak mamy! – zawołałam triumfalnie, rozemocjonowana wstając z fotela.

– Tego nie powiedziałam!

Westchnęłam zrezygnowana, ponownie opadając na krzesło.

– Przecież Adrien obiecał ci pomóc z materiałem – przypomniało inteligentnie stworzonko, a ja ponownie poczułam ucisk w żołądku na wspomnienie tamtej rozmowy w szatni.

– Sama nie wiem, czy powinnam tam iść – oświadczyłam przybita, delikatnie kręcąc się na krześle.

– A to niby czemu?

– Bo czuję się, jakbym leciała na dwa fronty – przyznałam wreszcie, czując, jak zawstydzające było to wyznanie.

W tym momencie Tikki zrobiła coś, czego najmniej się spodziewałam: wybuchnęła gromkim śmiechem, nawet się nie powstrzymując przed tym.

– Chyba... Na dwa końce... Tego samego kija – wydukała pomiędzy atakami śmiechu.

– Tikki, czy możesz się opanować?! To poważna sprawa! – zgromiłam przyjaciółkę, wpadając w jeszcze większego doła emocjonalnego. – Nie mam pojęcia, co mam z tym zrobić. Mimo, że wiem, że dla Adriena jestem tylko przyjaciółką, to i tak nie potrafię opanować swojego serca przy nim. A z drugiej strony przy Czarnym Kocie czuję się, czuję się... – Nie potrafiłam dokończyć zdania. Sama nie do końca rozumiałam swoje uczucia do Kota, ale wiedziałam jedno: zdecydowanie się one zmieniły w porównaniu do poprzednich czterech lat.

Ponownie jęknęłam, chowając głowę pomiędzy kolanami. Po chwili poczułam lekki ciężar na plecach i delikatne głaskanie.

– Po prostu daj sobie czas, Marinette – powiedziała pocieszająco Tikki. – A serce samo powie ci, co masz robić.

Miraculum: Stay with meWhere stories live. Discover now