Chapter 14.

694 57 7
                                    

Alice wzięła głęboki oddech,który dał jej trochę ulgi i orzeźwienia nim całkowicie rozpłynęła się pod widokiem półnagiego Barklera,grzebiącego coś wokół domu,który przypominał greckiego Adonisa,którego pewnie wszystkie dewotki w tamtych czasach chciały pieprzyć na milion sposobów tak,jak ona miała teraz ochotę rzucić się na Justina i ciągnąć za kosmyki jego karmelowych włosów ,krzycząc jego imię na całe osiedle. 

Odchrząknęła raptownie,przywołując się do porządku i otworzyła usta,by coś powiedzieć po czym je zamknęła.

-Coś się stało?-Barkler uśmiechnął się,odkładając na bok sekator. Muskularne,opalone ciało napięło się rozkosznie. Robił to z premedytacją-pomyślała i zrobiła kilka kroków wprzód,stając twarzą w twarz z czekoladową nutą,kryjącą się w jego tęczówkach. Fakt,że był diabelnie przystojny tylko utrudniał całą sytuację.

-Pierdol się.-Alice zrobiła wielkie oczy i natychmiast zakryła usta dłonią,nie wierząc,że te słowa wydobyły się właśnie z jej ust. Zawstydzona nabrała rumieńców i patrzyła z przerażeniem na Justina,który pierw wykrzywił usta w nieprzyjemnym grymasie,ale zaraz rozpromieniał,gdy zorientował się jak bardzo zażenowana się czuje.

-Domyślam się,że nie chciałaś tego powiedzieć.-Spojrzenie miał poważne,a ciało wciąż napięte.

-Y...nie...-Tylko na tyle było ją stać? Serio?-Pomyślała i wypuściła powietrze z frustracją i rezygnacją. Justin zacisnął usta,powtrzymując się od śmiechu.-Bawi cię to?-Potrząsnęła głową,pozwalając kilku kosmykom opaść na jej oczy,przesłaniając bóstwo stojące tuż przed nią, igrające z jej uczuciami.

-Może odrobinę.-Wzruszył ramionami i chwytając za sekator powrócił do obcinania żywopłotu.-Właściwie po co tu przyszłaś?-Nie poświęcił jej chwili uwagi,zajmując się pracą i wkładając jedną słuchawkę w ucho. 

Ciekawe czego słucha...czekaj co!?-Wzdrygnęła się,gdy dotarło do niej to,co powiedział.,,Po co tu przyszłaś?" To jakiś żart ,czy jakieś cholerne gówno? 

-Hm...sama nie wiem...pożyczyć mleko,może kilo cukru albo kto wie...może wziąć od ciebie ten sekator i obciąć ci te twoje niewyżyte jaja to może przestaniesz być taki zarozumiały i irytujący?-Jej policzki nabrały szkarłatnego koloru i wcale nie było spowodowane to upałem panującym na zewnątrz. Justin znów się zaśmiał.

-Chcesz obciąć mi jaja? Co takiego zrobiłem,że masz ochotę pozbawić mnie tej części,która mogłaby sprawić ci jeszcze tyle przyjemności?-Uniósł triumfalnie brwi,a w kącikach jego ust nastąpiły delikatne drgania rozbawienia. Alice w ostateczności wywróciła oczami i odetchnęła głęboko,by się uspokoić. Co jak co,ale trzeba było przyznać,że ten chłopak miał przekonujące argumenty. 

-Dlaczego powiedziałeś mojej mamie,że zerwałam z tobą kontakt?

-A nie zrobiłaś tego?

-Nie.

-Racja.

-Więc?

-Więc co?

-Powiesz mi wreszcie do cholery,czemu to zrobiłeś?-Zmrużyła oczy i podeszła do niego na tyle blisko,by móc go uderzyć. Miała na to tak wielką,dziką,niepohamowaną ochotę,ale zawahała się. Wtedy nie był w stanie się opanować,więc kto wie,czy dałby radę teraz to zrobić. Alice była pewna jednego...nie chciała skończyć jak tamta dziewczyna w aucie.

-To proste. Twoja mama nie chce żebyśmy się spotykali,więc powiedziałem jej tyle ile powinna wiedzieć.-Wzruszył ramionami,biorąc do ręki fioletowy ręcznik i zaczął wycierać nim swoje spocone,ale tak eksplodujące testosteronem ciało. Przez głowę Alice przeleciała jedna mantra ,,I nie wódź nas na pokuszenie,ale nas zbaw ode złego."

-Nic już nie rozumiem.

-Chodź ze mną.-Chwycił jej dłoń i zaczął prowadzić w stronę domu. Przekręcił złotą gałkę drzwi i pchnął je bez żadnego skrzypnięcia po czym dodał,wsuwając dłoń pod jej ciuchy i mocno chwytając za pośladek,a następnie zamykając je za nimi.-Pozwól,że wszystko ci wytłumaczę...

Never fall in love // Nigdy się nie zakochuj.Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz