Chapter 11.

963 74 15
                                    

Alice spojrzała na niego z zaintrygowaną,pełną pożądania miną. Przesunęła dłonią po jego policzku,a on jakby zareagował na ten dotyk każdą komórką swojego ciała.

-Wybacz.-Mruknęła i wróciła biegiem do domu,nie oglądając się za siebie. 

Rzuciła się na łóżko,krzycząc w poduszkę. ,,Pierdol to. Tak,jak on ci kazał. Pierdol go." Głos w jej świadomości był coraz wyraźniejszy,głębszy,aż drzwi do pokoju uchyliły się.

-Daj mi spokój mamo.-Warknęła,czując złość. Kiedy nikt nie odpowiadał odwróciła i się i cofnęła na łóżku,jak główna bohaterka horroru,uciekająca przed mordercą.-Justin!?

Chłopak odwrócił się za siebie.

-Nie widzę nikogo innego.-Uśmiechnął się łobuzerko,zamykając drzwi.

-Jak ty tu? Co? Ale...jak!?-Potrząsnęła zdziwiona głową w niezrozumieniu.-Moja matka cię wpuściła?-Otworzyła szeroko oczy,niczym skrzat,czający się na pierścień Frodo.

-Alice,Alice,Alice.-Cmoknął trzy razy,kręcąc głową.-Ile razy mam ci jeszcze powtarzać,byś zrozumiała,że zawszę,powtarzam ,ale to zawsze dostaję to,czego chcę?-Jego chłonące jej ciało oczy wpatrywały się w nią z intrygą.

-Daruj sobie. Nie mam ochoty na seks.-Syknęła przez zęby.

-Nie chcę seksu.-Mruknął.

-Więc czego chcesz?

-Chcę ciebie.

-Mówiłam nie chcę...-Nie dokończyła,kiedy jej przerwał.

-Żadnego seksu.-Odparł dziwnie głębokim głosem.

-Więc czego potrzebujesz?

-To lepsze określenie ,,potrzebować".-Usiadł na krawędzi jej łóżka,patrząc na nią nieustannie.

-Powiesz wreszcie,czego ode mnie chcesz?-Warknęła,nie rozumiejąc.

-Już mówiłem. Chcę ciebie.-Oblizał usta,zatrzymując wargi wessane do środka,pieszcząc je koniuszkiem języka.

-Ale...-Potrząsnęła głową.-Nie wiem o co ci już kurwa chodzi!-Wyrzuciła ręce w powietrze,poddając się.

-Pragnę...-Urwał swym schrypniętym,jakże miękkim głosem.-Tego.-Przejechał dłonią swobodnie,ale z czułością po jej biodrze,jadąc w górę,aż do ramion. Dotykał ją powoli,drażniąc włoski na jej ciele,wywołując gęsią skórkę i pieczenie,pożądanie,które było prawie nie do wytrzymania. Wpatrywała się w niego ze zdumieniem i zastanawiała ile czasu minęło odkąd weszła do pokoju. Pół godziny? Może nawet nie. 

Zerknęła na jego zmrużone oczy i zrozumiała. Był zjarany jak ostatnia cipa,ale taki...inny. 

-Czemu to robisz?-Uniosła brwi.

-Nie podoba ci się?

-Nie o tym mówię.

-Więc o czym?-Zaśmiał się nagle ni stąd ni z owąd,jakby po chwili zapominając,że w ogóle to zrobił. To było chore. Jazz najwyraźniej mu nie służył w dużych ilościach,więc ciekawe,co takiego odpierdolił,że rodzice mają do niego wyrzuty.

-Spizgałeś się jak świnia.-Zachichotała,widząc jego zdziwioną minę.

-Bo mam do tego kurwa prawo? Czemu ty masz jakiś problem? Jak wszyscy! Wpieprzasz tę durną gadkę niepotrzebnie.

Jego nagły wybuch zaskoczył Alice i zrozumiała,że jest nieobliczalny. Odsunęła się lekko,a on westchnął głęboko.

-Przepraszam.-Wycedził.-Nie wiem,nie kontroluję tego. To trudne.-Wypuścił głośno powietrze.

-Co jest takie trudne?-Spojrzała na niego uważnie. Był jakby nieobecny. Taki...przygnębiony. 

Zamiast odpowiedzi zaśmiał się jedynie głośno.

-Justin!

Brak odpowiedzi.

-Barkler?-Zaczęła się stresować,kiedy wbił spojrzenie w podłogę i nic nie mówił.

-Green!-Wrzasnęła,a on podniósł wzrok.

-Co jest? Masz jakieś zioło?

O-Mój-Boże.-Pomyślała i złapała się za głowę,chichocząc. Jakiekolwiek miał myśli  to ulotniły się szybko. Zaśmiała się głośno,ale spoważniała,widząc jego sfrustrowaną minę.

-Dlaczego palisz jazz?

Justin zmrużył oczy.

-Chcesz znać moją historię?-Uniósł brew,jakby wracając do rzeczywistości.

-Chcę.

-Więc słuchaj uważnie...

_________________

Dziękuję,że czytacie <3 To wiele znaczy ;* Proszę byście zostawiali coś po sobie,bo to wznosi wtedy opowiadanie na wyższą sferę ;* Miłego dnia.

Never fall in love // Nigdy się nie zakochuj.Where stories live. Discover now