Chapter 23.

59 3 0
                                    

Alice wygięła się w łuk, gdy Justin chwycił ją w talii i pochylił do przodu, lekko chwytając za jej długie, ciemne włosy. Cichy jęk wydobył się z jej rozwartych szeroko ust. Wsunąwszy dłoń pod jej koszulkę, zaczął mówić jakieś zbereźne rzeczy, uśmiechając się zadziornie, czego nie mogła zobaczyć, będąc odwróconą do niego tyłem, ale mimo wszystko wiedziała, że to robił.

– Poczekaj – powiedziała i wysunęła się bardziej do przodu.

– Co robisz? – Ściągnął brwi i przyjrzał jej się z zaciekawieniem, ale i niezrozumieniem, jednak, gdy jej dłoń zbliżyła się do schowka samochodu, wtedy mięśnie jego ciała spięły się mocno.

– Szukam gumki. – Odwróciła głowę i posłała mu spojrzenie, które mówiło: serio?

Justin przygryzł swoje czerwone jak truskawki usta w nerwach i szybko złapał więcej z jej włosów w garść, a potem szarpnął na tyle mocno, by móc odsunąć ją od schowka, ale na tyle delikatnie, by nie zabolało.

– Przestań – mruknął sztucznie. – To będzie tylko chwila – dodał wygłodniałym głosem.

– Dokładnie. Wiem również, że u chłopaków właśnie wystarczy zaledwie chwila. – Wywróciła oczami i puknęła knykciami o plastik, który otworzył się automatycznie. Zaczęła szperać między różnymi rzeczami i nagle jej ręka zamarła. Przełknęła głośno ślinę i zacisnęła usta. Krew zabuzowała jej w żyłach, co sprawiło, że natychmiast zrzuciła jego ręce ze swojego ciała. Ręce, które wydawały jej się teraz obleśne. – Zielsko? Naprawdę? – warknęła. – Myślałam, że nie musisz przy mnie palić.

Justin potarł dłonią swój twardy kark i wywrócił oczami z powrotem zapinając spodnie i ich skórzany, czarny pasek.

– Przesadzasz. To tylko odrobina. – Wzruszył ramionami. – Poza tym, nawet tego nie tknąłem – dodał na swoją obronę.

– Mam to w dupie – warknęła gardłowo i zaczęła grzebać w aucie jeszcze bardziej zawzięcie.

– A teraz, co robisz? – Zmarszczył czoło, naprawdę nie mając pojęcia, czego szukała. Trawa była jedyną rzeczą, którą tam chował.

– Kluczyki. Gdzie położyłeś te pieprzone kluczyki!? – Zwęziła oczy w dwie kreski, posyłając mu mordercze spojrzenie.

Justin wsadził dłoń w tylną kieszeń ciasnych spodni i wysunął z niej to, czego poszukiwała.

– Po co ci? – zapytał gładkim, niewzruszonym tonem, ale był podejrzliwy.

– Sam się zaraz przekonasz. – Wyrwała mu je z ręki i wysiadła z auta, z gniewem zatrzaskując za sobą drzwi tak mocno, że cały samochód aż zabujał się na boki. Zrobiła krok do przodu i poczuła okropny ból głowy. Przycięła sobie włosy. – Kurwa – zaklęła pod nosem, a następnie otworzyła drzwi, by wyswobodzić z nich ciemne kosmyki. Justin już otwierał usta, by coś powiedzieć, ale mu na to nie pozwoliła i ponownie zatrzasnęła auto.

Podeszła do bagażnika i biorąc głęboki oddech, otworzyła go. W środku znajdowały się trzy walizki. Jej, Justina i jedna pełna forsy. Rozpięła jej suwak i wyciągnęła kilka ruloników, zawiniętych gumką recepturką.

– Ah, czyli taki był plan, tak? Obrobić mnie z kasy? – Pokręcił głową w niedowierzaniu, podchodząc do niej bliżej, bo właśnie wyszedł z samochodu.

– Oh, wow. Dzięki za komplement, pieniężny tatuśku – zakpiła. – Potrzebuję ich, by wrócić do domu. Niby jak inaczej mam to zrobić? – Zacisnęła mocno szczękę i spojrzała na niego gniewnie.

– Ze mną. – Wzruszył ramionami. – Wiedział, że po tym jak znalazła jego towar, nie było mowy, by przekonać ją do dalszej jazdy. Spieprzył sprawę po całości.

Never fall in love // Nigdy się nie zakochuj.Where stories live. Discover now