Chapter 5.

1K 76 15
                                    

W środku było więcej ludzi niż sobie wyobrażała. Kilkadziesiąt mogłaby najwyżej pomyśleć,ale tam gramoliło się około setki nastolatków. Niektórzy starsi,niektórzy młodsi,ale wszyscy na tym samym poziomie,tym samym stopniu hierarchii. Dziewczyny były ubrane w wyzywający sposób,a chłopaki coś na styl Justina. 

-Cześć.-Barkler podbiegł do niej,trzymając w ręku piwo Carlsberg.

-Hej. Matko...-Potrząsnęła głową.

-Już myślałem,że nie przyjdziesz.-Rozejrzał się do okoła,chowając dłoń w kieszeń swoich błętkinych,jeansowych rurek.-Coś nie tak?-Ciemne czekoladowe oczy sprawiły,że się uśmiechnęła.

-Nie,po prostu nie spodziewałam się tylu osób.-Bąknęła skrępowana. Ubrała była w całkiem inny sposób niż reszta dziewczyn. Miała na sobie zwykłą,błękitną koszulkę z napisem ,,love,peace,hope" i czarne leginsy,opinające się na jej,jak to Justin stwierdził słodkim tyłku. On zaś wyglądał nieziemsko. Rurki,białe adidasy i zielona,flanelowa koszula w kratę. Na kimś innym pewnie nie leżało,by to tak świetnie,ale jego mięśnie pilnowały,by całość pryskała seksapilem.

-Nie byłaś wcześniej na takiej imprezie?-Wziął łyk piwa i zlustrował ją od góry do dołu.

-Nie byłam jeszcze na żadnej.-Mruknęła. Chłopak otworzył oczy i przejechał dłonią po swoich karmelowych włosach,których grzywka opadała mu słodko na czoło.

-Serio?-Uniósł brew.

-Rodzice nigdy mi nie pozwalali. Cud,że się tu znalazłam.-Zachichotała.

-Pięknie wyglądasz. Chcesz coś do picia? Może piwo?-Uśmiechnął się szeroko,rażąc jej oczy bielą jego zębów.

-Dziękuję.-Zarumieniła się.

-To piwo?

-Nie. Zabiją mnie,jeśli coś wyczują. Wezmę jakiś sok.-Wywróciła oczami.

-Widzę niezły rygor u staruszków.-Zacisnął szczękę i rozejrzał się dookoła. Alice miała zapytać,jak to jest z jego rodzicami,ale nie dał jej szansy.-Chodź przedstawię cię chłopakom. Tylko błagam wybacz im ich głupotę.-Mruknął do niej oczkiem i objął w talii,prowadząc do salonu,a ona poczuła płomień na policzkach.

-Co jest?-Jeden z chłopaków pstryknął palcami w stronę Justina.

-Chciałbym wam kogoś przedstawić. Chłopaki to Alice,Alice to...-Po kolei wymienił imiona wszystkich z nich,ale i tak nie była w stanie tego zapamiętać.

-To ta dziewczyna,o której nam opowiadałeś?-Ciemny blondyn o błękitnych oczach uśmiechnął się skromnie.

-Tak.

-Laska z najsłodszym tyłkiem,jaki kiedykolwiek widziałeś?-Chłopak uniósł kąciki ust ku górze.

-Jay,kurwa. Zamknij się.-Justin zgromił go spojrzeniem i mocniej zacisnął dłoń na talii Alice.-Nie słuchaj go. Pieprzy trzy po trzy.

-Green uspokój się. Przecież wiesz,że żartuję.-Blondyn klepnął go w ramię i stuknęli się butelkami,biorąc po łyku.

-Green?-Ali uniosła zaciekawiona brwi.

-Tak Green. Mówimy tak na niego,bo ten chłopak wyjarał w życiu więcej zielska niż my wszyscy razem wzięci. Jest niepokonany.-Jay z tego co zapamiętała zaśmiał się,ale Justinowi wcale nie było do śmiechu.

-Zielska?-Ali zmrużyła oczy,nie rozumiejąc.

-Marihuany.-Dodał szybko jeden z nich.

-Mhm.-Mruknęła tylko i spojrzała na Justina.

-Przepraszam,trochę nie wiedzą kiedy się zamknąć.-Zacisnął mocno szczękę i chwycił ją za dłoń.-Zatańczysz?-Jego rozleniwiony uśmiech wypłynął mu na usta. Ali tylko przytaknęła i ruszyła z nim na parkiet,gdzie tańczyła reszta bodajże znajomych Justina. Stanęli w wolnym miejscu i gdy mieli zacząć muzyka nagle zwolniła.

Never fall in love // Nigdy się nie zakochuj.Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz