Chapter 19.

814 54 10
                                    

Pierwsza myśl po przebudzeniu.-Dzwonek. Głośny,drażniący dzwonek. Ale co to za dźwięk? Wszystko wydawało się być za mgłą. Alice otworzyła szeroko oczy,gdy wreszcie dostała olśnienia.

Telefon!

Tak,to rzeczywiście był ogłos jej sygnału nadchodzącego połączenia. Nagle przypomniała sobie wczorajszy dzień i dlaczego czuje się tak ociężale. Nie mogła spać. Sen zmożył ją dopiero około godziny szóstej rano,a właśnie była siódma trzydzieści,więc no nie była to jedna z najlepszych dla niej nocy. Westchnąwszy sięgnęła po telefon leżący obok jej głowy i zerknęła na ekran,a wspomnienia uderzyły ją w głowę z takim porażeniem,że już chyba lepszy byłby cios piorunem.

Justin...jego plan i myśl o tym,że...

-Nie!-Wrzasnęła sama do siebie,po czym szybko zakryła buzię poduszką,by stłumić krzyk. Poddenerwowana nasłuchiwała,czy nikt nie zbliża się do jej drzwi,ale najwyraźniej nikogo nie było w domu. 

Normalka.

Ze ściśniętym gardłem i dusznościami wywołanymi kołotaniem serca odebrała wreszcie telefon.

-Halo?-Powiedziała cicho swoim jeszcze zachrypniętym głosem,po czym opanowała się i powtórzyła śmielej.-Halo?

-Cześć.-Głęboki,nadzwyczajnie kuszący z rana głos dobiegł z drugiej strony słuchawki,a na ciele Alice pojawiła się gęsia skórka,ale nie wiedziała,czy dlatego,że nawet o tej porze koziołki uderzały o jej żołądek na dźwięk jego głosu,czy raczej była zbyt wystraszona tą rozmową.

Po długiej ciszy zdeterminowała się,by w końcu wykrztusić kilka słów.

-Cześć Justin.-Jęknęła nieświadomie tupiąc stopą o łóżko. 

Znów cisza.

-Czy jest jakiś powód,dlaczego dzwonisz tak wcześnie?-Powiedziała bardziej przyjacielsko i stanowczo,ale tak naprawdę siedziała teraz na łóżku z podkulonymi kolanami pod samą brodę,zagryzając wargi i pozwalając,by pasma włosów opadały luźno na jej odkryte przez spodenki nogi.

-Miałaś wczoraj zadzwonić.-W jego głosie nie było żadnych emocji. Nic. Tylko stal i...

Lód.

Nic poza tym. Alice znała ten głos. Znała go wcześniej nim Justin rzekomo przeszedł swoją duchową przemianę. Nadal nie była tego do końca pewna.

-Czy...nie ważne.-Mruknęła,gryząc się w język. Po co miałaby w ogóle pytać go o to czy palił,skoro zaufanie jest podstawą każdego związku? Poza tym,gdyby chciał jej o tym powiedzieć przecież,by to zrobił. Zrobiłby....prawda?

-Czy paliłem? Nie Ali,dobrze wiesz,że odstawiłem to w końcu,a ojciec o dziwo przystanął na moją prośbę i odsunął ode mnie kolegów,którzy tylko zaśmiecali mi życie.-Jego głos był teraz cieplejszy,bardziej czuły,ale nadal coś go niepokoiło.

Czy zrobiłam coś źle?-Pomyślała i odchrząknęła z mało dziewczęcym urokiem.

-Więc o co chodzi? Justin przecież wiesz,że możesz mi powiedzieć.

-Ja...nie wiem po prostu,Alice dlaczego nie chcesz zgodzić się na ten pomysł? Męczy mnie to. Po prostu chcę wiedzieć.-W jego tonie było słychać coś w rodzaju rezygnacji,ale nie do końca straconej nadziei. 

Alice uśmiechnęła się teraz sama do siebie,że nie ma go właśnie przy niej,bo jego wyrzeźbione ciało,pełne usta,karmelowe włosy kontrastujące z czekoladowymi oczami i ta śniada karnacja...ten dotyk....na pewno zgodziłaby się na wszystko,o co tylko,by ją poprosił.

Never fall in love // Nigdy się nie zakochuj.Where stories live. Discover now