❤ Impreza.

1K 78 15
                                    

Alice zesztywniała. Nagła gorączka zawładnęła jej ciałem.

– Mogłabyś się ubrać? – odchrząknął i oparł się o ścianę.

– Wparowujesz do mojego domu, kłamiąc i na dodatek śmiesz mi wydawać polecenia? – rozpuściła kok i pozwoliła długim, lśniącym włosom opaść na jej prawie nagie piersi.

– Dobrze, skoro nalegasz, by zaraz znaleźć się na jednej z tych kanap... – Zaśmiał się głośno, widząc jej reakcję.

– Dobra! Okej! Już idę. Przekonałeś mnie. – Zgromiła go wzrokiem i biegiem wpadła do swojego pokoju. Założyła na siebie czarny top z napisem seventy i dopełniła cały outfit białymi rurkami oraz słodkimi kapciami, które wyglądały jak dwie pandy. Z prędkością światła wróciła na dół w obawie, że młody Barkler zdążył już coś narozrabiać. Przekonała się przecież, że był nadzwyczajnie pewny siebie, co mogło ściągnąć jedynie kłopoty.

Chłopak stał się jej największym problemem. Wyglądem przypominał anioła, ale tak naprawdę był złem wcielonym. Przynajmniej tak to sobie powtarzała od wczorajszego wieczoru. Niestety, mimo że uporczywie trzymała się tej myśli, to i tak wszelkie próby trzymania się od niego z daleka poszły na marne.

Znalazła się w salonie i uśmiechnęła mimowolnie, gdy ujrzała go opartego do niej tyłem o jeden z marmurowych blatów. Tak bardzo ich nienawidziła. Były kawałkiem brzydkiego kamienia, który idealnie odzwierciedlał wnętrze jej rodziców. Perfekcyjni na zewnątrz i martwi w środku.

Westchnęła, przyglądając się pięknemu obrazowi, który nosił imię Justin. Jego jędrne pośladki napierały na blat, a umięśnione, szerokie plecy napięły się lekko, gdy się poruszył. Pił sok pomarańczowy. Zerwał się szybko, słysząc, jak jej kapcie szurnęły o panele.

– Poczęstowałem się. Mam nadzieję, że to nie problem? – Leniwy uśmiech rozciągnął się po jego policzkach.

Skąd ta nagła zmiana nastroju? Być może koszule nocne i cycki niemalże na wierzchu tak na niego działały. W zasadzie na każdego z chłopaków. Alice potrząsnęła głową, wyrzucając te bzdury z umysłu. 

– Super – mruknął.

– Co? – Uniosła brew w zaskoczeniu.

– Pokiwałaś głową, że to nie problem. – Zmarszczył czoło, widząc niezrozumienie na jej twarzy. – Mam na myśli sok. – Wskazał oczami szklankę.

Alice zatrzepotała powiekami w oszołomieniu i stwierdziła, że powinna bardziej kontrolować mowę swojego ciała. Któregoś razu mogłaby przytaknąć z aprobatą na jedną z jego seksualnych prozpozycji nawet o tym nie wiedząc.

– Ah,tak. – Przygryzła wargę.

– Dobrze się czujesz? – Odstawił szklankę i podszedł do niej bliżej. Chciał dotknąć jej policzka w troskliwy sposób, ale gwałtownie się od niego odsunęła. Zdezorientowany zmarszczył brwi i westchnął głęboko. – Tak naprawdę przyszedłem tu, żeby zaprosić cię na imprezę, którą urządza mój kumpel. Odbędzie się jutro. Fajnie byłoby, gdybyś wpadła. – Chwycił za stosik samoprzylepnych kartek, który leżał na blacie wraz z długopisem, po czym naskrobał na jednej z nich adres mieszkania.

Skierował się do drzwi i stnął w progu. Odwrócił głowę, by na nią spojrzeć. Patrzył teraz inaczej, jakby była jedyną dziewczyną na świecie, która mogłaby mieć dla niego jakiekolwiek znaczenie. Opuścił swój wzrok i gdy podniósł go z powrotem do góry to magiczne coś znikło. Powrócił Barkler. 

– Na razie – wymamrotał i zamknął za sobą drzwi. Alice stała zbita z tropu i nie wiedziała, co właśnie się wydarzyło. Opadła na sofę i pozwoliła, by pochłonął ją sen.

***

Po długich namowach rodziców, Ali wreszcie uzyskała pozwolenie, by pójść na przyjęcie, na które oczywiście musieli ją zawieść. Wada posiadania nadopiekuńczych staruszków. Westchnęła głośno, zamykając za sobą drzwi auta i odpowiedziała na każde upomnienie, którego nawet nie zdążyli dokończyć.

– Tak wiem. Mam nie pić alkoholu, wrócić przed północą no i oczywiście trzymać się z daleka od chłopców. Macie to jak w banku. – Wywróciła oczami. – I tak żaden nie chciałby się ze mną umówić... – mruknęła cicho pod nosem tak, by nie mogli jej usłyszeć.

Auto odjechało, a ona znalazła się tuż pod drzwiami mieszkania, z którego wydobywały się krzyki, głośne śmiechy oraz dudniąca muzyka. Chciała nacisnąć na dzwonek, ale stwierdziła, że to nic by nie dało, więc bez pukania weszła do środka.

– O kurwa – jęknęła.

Never fall in love // Nigdy się nie zakochuj.Where stories live. Discover now