Związek

543 12 10
                                    

Kolejny dzień zmarnowany na oglądaniu seriali. Od rana nie mogłam wyjść z pokoju, bo na dole siedział znienawidzony przeze mnie rodziciel. Omijałam go szerokim łukiem, chcąc uniknąć nieprzyjemnych komentarzy. Dochodziła godzina 18:00, na dworze już dawno zapadł zmrok. Jedynymi źródłami światła były pobliskie latarnie, które oświetlały ulice. Musiałam wyjść, nie wiem, gdzie, nie wiem z kim, ale musiałam. Założyłam Dantemu zimowe ubranko, żeby nie zmarzł i zapięłam go na smycz. Kurtkę i stare buty, które trzymałam w szafie, ubrałam w pokoju. Chciałam skrócić ten nieprzyjemny kontakt do minimum. Zeszłam pospiesznie na dół po schodach, po czym przemknęłam korytarzem do wyjścia, chwytając fioletową parasolkę, na wypadek, gdyby się rozpadało.

Nim się obejrzałam byłam już na zewnątrz i mogłam ze spokojem w pełni czerpać z jesiennego wieczora. Dla odmiany poszłam w górę ulicy, kierując się w stronę parku. Minęłam kilka ławek i przystanek autobusowy co oznaczało, że zaraz będę na miejscu. Nie była to jakoś wielce duża odległość, idealne miejsce na wieczorne wyjście. Przekroczyłam wielką, metalową bramę, wchodząc na teren parku. Zaczęłam spacerować głównym szlakiem, omijając fontannę i labirynt z żywopłotu. Pustki na drogach były na tyle duże, że odgłos jadącego auta wzbudzał niewyobrażalne zainteresowanie. W samym parku zdawałam się, być zupełnie sama. Uliczne latarnie świetnie oświetlały główną ścieżkę, wyłożoną brukową kostką. W pewnym momencie, przechodząc blisko siatki, która była granicą pomiędzy parkiem a parkingiem, usłyszałam warkot silnika. Stanęłam za jednym z drzew i wzięłam na ręce Dantego, aby nie rzucał się w oczy. Wolałam pozostać niezauważona, bo fakt, że spaceruje z psem, nie sprawi nagle, że będę miała plus dziesięć do ochrony. W jednej chwili srebrne auto wjechało na parking, rażąc mnie reflektorami, po czym zatrzymało się w najmniej oświetlonej części placu. Jakiś czas temu pewnie uciekłabym do domu, teraz natomiast moja praca polega na byciu wścibskim. Po prostu mam nosa do podejrzanych typów i co gorsza, przyciągam ich jak magnes. Z samochodu wysiadł mężczyzna o znanej mi posturze, musiałam jednak podejść nieco bliżej. Przykucnęłam niżej ziemi i przeszłam dalej, aby mieć lepszy widok zza gąszczu kilku krzewów. Spostrzegłam jak do mężczyzny, który wysiadł z auta, ktoś podchodzi. Zmrużyłam lekko oczy, wytężając wzrok.

- Carl? - Mruknęłam cicho do siebie pod nosem, kiedy dostrzegłam znajome rysy twarzy.

Musiałam jeszcze zidentyfikować drugą postać. Niestety byłam za daleko, aby podsłuchać rozmowę. Musiałam polegać na tym, co widzę.

- Tata?

Sama nie dowierzałam, że go tak nazwałam. W tamtym momencie nie miało to znaczenia. Skąd on zna Carla? Dlaczego robi z nim jakieś interesy? On też jest w to wszystko zamieszany? Głowa pękała mi od nadmiaru pytań. Czemu ten człowiek nawet miesza się w te samo bagno co ja? Tutaj absolutnie nic nie miało sensu.

Ukradkiem widziałam, jak mój ojciec daje Carlowi plik pieniędzy, po czym wkłada ręce do kieszeni i rozmawia z nim jeszcze przez chwilę. Później, jak gdyby nigdy nic odchodzi, a Carl odjeżdża. Ponownie musiałam się schować przed zasięgiem reflektorów. Jako wzorowy pracownik powinnam któregoś z nich śledzić. Wybór był dość prosty, nie byłam na siłach biec za autem, więc została mi tylko jedna opcja. Zaczęłam więc wracać powoli do domu, zachowując bezpieczną odległość od ojca, który zmierzał w tym samym kierunku. Byłam tak skupiona na ukrywaniu się, że nie zarejestrowałam jadącego za mną auta.

- O widzę, że z pieskiem na spacerek wyszłaś. - Rozbrzmiał męski głos zza otwartej szyby czarnego Audi.

Nieznacznie podskoczyłam w miejscu.

- Nick! - Syknęłam. - Co ty tu robisz? - Momentalnie odwróciłam się w jego stronę, żeby ojciec mnie nie rozpoznał, kiedy spojrzy w moim kierunku. Zakryłam też Dantego swoim ciałem, aby nie rzucał się w oczy.

*Black Rose*Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz