Second Chance

291 13 4
                                    

~~~~*1 miesiąc później*~~~~

Od mojego powrotu minęło trochę czasu. Zdążyłam uporządkować sobie w głowie kilka spraw. Spędzić czas z najbliższymi i odnowić zapomniane kontakty. Moje życie powoli wracało do normy. Była jednak jedna rzecz, która nie dawała mi spokoju, firma. Od momentu, kiedy wróciłam, nie zrobiłam nic w kierunku jej rozwoju. Przejrzałam jedynie dokumenty, ale nic z nich nie zrozumiałam. Nie było mnie nawet w biurze, o którym wspominał Victor. Musiałam w końcu coś z tym zrobić.

- Hej Victor, masz chwilę? - Rzuciłam, kiedy usłyszałam w słuchawce męski głos.

Podjęłam bardzo ważną decyzję, którą dogłębnie przemyślałam. Chciałam w końcu zacząć normalne życie.

- Jesteś moją przełożoną, więc dla ciebie zawsze muszę mieć czas. - Odparł, delikatnie znudzony, ale mi to nie przeszkadzało.

- Świetnie, w takim razie spotkajmy się w biurze za godzinę. - Po tych słowach wcisnęłam czerwoną słuchawkę i nie tracąc czasu, ruszyłam w stronę sypialni, gdzie w szafie miałam pochowane kilka nowo zakupionych rzeczy.

Naszykowałam sobie czarne spodnie garniturowe i marynarkę. Zbiegłam na dół z rzeczami i wpadłam do łazienki, jak poparzona zaczynając robić delikatny makijaż. W tle leciała szybka muzyka, która wręcz zmuszała do tańca. W trakcie nakładania podkładu zrobiłam jeden z większych koncertów, jakie pamiętam w ostatnim czasie. Spięłam włosy w luźnego koka i wcisnęłam na siebie wcześniej przygotowane rzeczy. Zbiegłam w dół po schodach, wchodząc do miejsca rzadko przeze mnie odwiedzanego, do garażu, w którym stał nowiutki McLaren. Fabio nie miał okazji się nim przejechać. Kupił go centralnie przed wyjazdem i tak stoi w ukryciu już trzeci rok. Mówiłam, że to tylko kwestia czasu, aż puszczą mi hamulce.

Zajęłam miejsce kierowcy i wyjechałam na drogę, kierując się w stronę biura dzięki instrukcjom Victora. Natrafiłam na obskurny budynek w nieciekawej kamienicy. Zaparkowałam auto tuż przed masywnymi drzwiami, których ewidentnie pilnował przypakowany facet. Mimo że starał się sprawiać pozory zwykłego przechodnia, to wybitnie mu to nie szło. Jego wzrok automatycznie powędrował w moim kierunku, kiedy zamknęłam samochód na kluczyk i żwawym krokiem podeszłam do drzwi. Już wyciągnęłam rękę, aby pociągnąć za klamkę, gdy zatrzymał mnie głos mężczyzny.

- Przepraszamy, ale pani nie ma pozwolenia, żeby tam wejść. - Mruknął facet, stając mi na drodze, blokując drzwi.

Zmarszczyłam brwi, skanując wzrokiem jego twarz. Nie spodziewałam się, że ludzie mogą nie wiedzieć, kim jestem. Dobra, zabrzmiało to trochę grubiańsko, ale wydaje mi się, że jako zastępczyni Fabia i jego prawa ręka, powinni mnie znać, albo chociaż rozpoznawać.

- Doprawdy? - Rzuciłam ironicznie, zadzierając podbródek ku górze. - Wydaje mi się, że jako twoja przełożona to ja powinnam ci mówić, co masz robić, a nie na odwrót.

Mężczyzna wybuchnął głośnym śmiechem, zbijając mnie z tropu. Przyznam, że lekko mnie to zirytowało, ale starałam się zachować zimną krew i trzeźwy umysł. Przez jeszcze krótką chwilę stałam tak, wpatrując się w jego szpetną mordę, do momentu, kiedy drzwi za jego plecami otworzyły się, a w progu stanął Victor.

- Luther! Co ty robisz? - Warknął Victor przez zaciśnięte zęby. - Chcesz stracić pracę?

Mężczyzna zmarszczył brwi, przenosząc na mnie wzrok, wgapiając się przekrwionymi ślepiami w moją twarz.

- Kim ona w ogóle jest? - Zakpił ze mnie po raz kolejny, co zupełnie wyprowadziło mnie z równowagi.

Victor drżącym głosem wypowiedział moje imię, tym samym przedstawiając moją osobę temu wyrzutkowi społecznemu.

*Black Rose*Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz