Mors nos manet, frater!

208 10 1
                                    

Minął tydzień od naszego powrotu do miasta. Przez najbliższe kilka nocy nie mogłam oczu zmrużyć. Myślałam tylko o tym, co jest mojemu bratu i dlaczego nagle dorosły, zdrowy facet zaczął zwijać się z bólu. Obiecał, że pójdzie się przebadać, ale minęło już tyle czasu, a on wciąż nic z tym nie zrobił, zapewniając, że nic mu nie jest. Ta noc też była bezsenna. Gapiłam się w sufit, od czasu do czasu przenosząc wzrok na wpół zasłonięte rolety. Śledziłam światła przejeżdżających aut na mojej ścianie, jakbym oglądała film. Miałam złe przeczucia, tej nocy wyjątkowo złe niż zwykle. Podobno rodzeństwo jest w stanie wyczuć, że coś się dzieje. Musiałam się czymś zająć. Chwyciłam za telefon w celu sprawdzeniu mediów społecznościowych, gdy w tym samym momencie przyszedł mi SMS.

Od: Nick

Nate jest w szpitalu.

Poczułam ten nieprzyjemny ucisk w klatce, jakby ktoś próbował z moich płuc zrobić próżnię. Poderwałam się z łóżka z zaciśniętym gardłem i spiętymi mięśniami. Zaczęłam się ubierać, zakładając na siebie pierwsze lepsze ciuchy wyciągnięte z szafy.

Tak samo, jak pusty jest ten opis w mojej głowie, tak samo pusta byłam ja. Pozbawiona emocji, z zachowaną zimną krwią i rozsądkiem. Czułam się jak w symulacji, po prostu robiłam wszystko tak, jak pamięć mięśniowa mi podpowiadała. Będąc gotowa, chwyciłam za telefon i wybrałam numer Nicka.

- Jedziesz do niego? - Zapytałam, kiedy usłyszałam szmer w słuchawce.

- Właśnie jestem w drodze. - Odparł, a w tle było słychać, jak schodzi po klatce schodowej.

- Przyjedziesz po mnie? - Zapytałam, nie przyjmując do wiadomości, że odpowiedź może być negatywna.

- Tak, zaraz będę.

Rozłączyłam się, czekając z niecierpliwością na podjeździe. Chodziłam od jednej strony chodnika do drugiej, starając się zająć czymś myśli, czymś, co nie jest moim bratem.

Szlag!

Znowu o nim pomyślałam. A co jeśli to sprawka Federico? Co, jeśli Nickolas mnie zdradził?

Zaczęłam wymyślać przeróżne teorie spiskowe, które o ironio nie uwzględniały mnie.

W końcu na drugim końcu ulicy dostrzegłam auto. Dziwne mrowienie obiegło całe moje ciało, jakbym straciła czucie na zaledwie kilka sekund. Nick zatrzymał się przy chodniku, a ja praktycznie wskoczyłam na miejsce pasażera. Czułam się identycznie, jak wtedy kiedy odwoził mnie z imprezy przy jednym z pierwszych spotkań. Tylko że tym razem nie bałam się, że zrobi mi krzywdę, bałam się, że to Nateowi dzieje się krzywda. Jednak ten sam ucisk w gardle i uczucie zaciskającego się dusiciela na szyi nie pozwalało mi wydusić z siebie słowa.

Patrząc przed siebie, wbijając zmęczone spojrzenie w drogę oświetlaną przez reflektory auta, zaczęłam płakać. Niekontrolowanie do mojej głowy zaczęli przybywać kolejno jeźdźcy apokalipsy. Najpierw zarażając mój umysł niepotrzebnymi scenariuszami, które tworzyły wojnę i powodowały wszechobecny głód niewiedzy, ze względu na brak odpowiedzi. Śmierć przychodziła ze spokojem, zabijając umiejętność czucia czegokolwiek.

Nick zaparkował auto na szpitalnym parkingu, a wraz z otworzeniem drzwi wszystko wróciło. Nie czekając na niego, wbiegłam do szpitala, niemal rzucając się na recepcję.

- Nathaniel Walker! - Krzyknęłam zadyszana, zachrypniętym i zdartym przez płacz głosem.

W tym czasie Nick zdążył mnie dogonić i stanąć zaledwie kilka centymetrów za mną.

- Pani jest z rodziny? - Zapytała starsza kobieta, grzebiąc w komputerze.

- Jestem siostrą! - Wypaliłam poirytowana, jakby to nie było dla niej oczywiste.

*Black Rose*Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz