Nate, a to jest randka?

500 12 12
                                    

Pov: Nate

Już więcej nie piję. Nie sądziłem, że kiedykolwiek alkohol przyćmi mój mózg na tyle, żeby powiedzieć coś takiego. Już wiem, jak musiał czuć się Nick, po tym, jak Peggy przyłapała go na całowaniu się z Alexis. Miałem mu to za złe. Gdyby wtedy do mnie nie zadzwonił, zapewne dalej byłbym w szczęśliwym związku z Emily. Nie powiem jednak tego głośno. Wolę zachować to wszystko dla siebie. Od miesiąca nie miałem z nią kontaktu. Starałem się to wszystko naprawić. Rozmawiałem ze Scottem, przyjeżdżałem pod szkołę, odwiedzałem ją w domu. Starałem się ją złapać, gdzieś na ulicy. Nawet z polecenia Nicka upiekłem jej ciasto przeprosinowe. Pisałem listy, dzwoniłem, wysyłałem gołębie. Wszystko na marne, nie chciała mnie znać. Wszystkie problemy zbiegły się w czasie. Jakby tego było mało, Nick zaczął ćpać. Coraz częściej wracał do domu chwiejnym krokiem, a potem rzygał w kiblu jak kot. Odejście Peggy go przybiło. Miałem serdecznie dość jego wybryków. Ciężko mi się patrzyło na przyjaciela, który wracał codziennie do domu z obitą mordą, bo nie umiał pohamować się od rozpoczęcia bójki. Odnosiłem wrażenie, że tylko ja się jakoś trzymam. Przynajmniej nie zacząłem brać jakiegoś gówna. Leżałem na kanapie, patrząc się w sufit i próbując wymyślić, w jaki sposób mogę przeprosić Emily. W ostatnim czasie tylko to chodziło mi po głowie. Moje rozmyślania przerwało trzaśnięcie drzwiami do mieszkania. Podniosłem wzrok i przeraziłem się, widząc Nicka z do połowy zakrwawioną twarz.

- Co ty znowu odjebałeś?! - Poderwałem się na równe nogi, podchodząc przerażony, bliżej niego.

- Zajebałem go. - Odparł, bez żadnego wyrazu na twarzy.

- Kogo?! - Serce niemal mi stanęło. Przed oczami miałem tabun policji przyjeżdżający pod naszą kamienicę, Nicka za kratami i mnie na komendzie.

- Patricka. - Rzucił sucho, przekraczając próg pokoju.

Oddech momentalnie mi przyspieszył, już obmyślałem plan ucieczki z kraju.

- Pojebało cię! - Wrzasnąłem na cały głos. Byłem pewien, że słyszeli to wszyscy sąsiedzi z kamienicy.

- Spokojnie, on nie żyje tylko w mojej głowie. - Dodał, nalewając sobie szklankę wody z kranu. Znowu był naćpany.

- Jak, kurwa tylko w twojej głowie. To zabiłeś kogoś, czy nie? - Starałem się opanować. Powstrzymywałem się z całych sił, aby nie dać mu w ryj.

- Utopiłem go w alkoholu, o tu. - Przyłożył palec do skroni, po czym wziął szmatkę, namoczył ją wodą i zaczął wycierać krew z łuku brwiowego.

Westchnąłem głośno, przymykając powieki. Miałem tego serdecznie dość. Żyłem w tak niewyobrażalnym stresie i wewnętrznie czułem, że długo nie wytrzymam.

- Kto ci to zrobił? - Zapytałem, wkładając jedną rękę do kieszeni spodni.

- Myślisz, że znam ludzi, z którymi się biję? - Popatrzył na mnie znudzonym wzrokiem. Nie miałem nawet chęci kontynuować tej bezcelowej rozmowy, która po czasie stałaby się monologiem.

Opadłem na sofę, ponownie pogrążając się w myślach.

- Gadałeś z Emily? - Zapytał, siadając na drugim końcu kanapy i zdejmując zakrwawioną koszulkę.

- Nie. - Rzuciłem krótko, nawet na niego nie patrząc.

- To nie wiem, Serenadę jej napisz. - Wymamrotał, biorąc łyk wody.

To nie byłby nawet głupi pomysł, aby zaśpiewać jej piosenkę. Ograniczały mnie tylko umiejętności i fakt, że nie chciała mnie znać. Wbiłem wzrok w zgaszony telewizor przed sobą. Gdy nagle zadzwonił telefon. Ukradkiem oka spojrzałem na wyświetlającą się nazwę. Odebrałem i przyłożyłem telefon do ucha.

*Black Rose*Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz