Testament

319 8 2
                                    

- Robi się późno, trzeba zbierać się do domu. - Stwierdził już lekko zaspany, a raczej nawalony Scott.

Chłopak kołysał się na boki i z trudem utrzymywał jakikolwiek kontakt z rzeczywistością.

- Tak, tobie już zdecydowanie wystarczy. - Burknął Nate, stając na równe nogi.

Szatyn również zeskoczył z wysokiego krzesła, lekko się zataczając. Wpadł na Nate'a, dzięki czemu jego twarz nie zaliczyła bliskiego spotkania z podłogą. Mój brat złapał go i pozwolił, aby pijany przyjaciel oparł się na jego ramieniu w celu odzyskania równowagi.

- Odwieziemy najpierw jego, a potem Peggy. - Stwierdziła Emily, przeciągając się.

Stan Scotta nie zrobił na niej wrażenia. Wyglądało na to, że była przyzwyczajona do zaistniałego stanu rzeczy. Trochę to przykre, ale co ja będę się odzywać. Nie było mnie przy nich i zjebałam po całości swoją misję bycia dobrą przyjaciółką.

Pomogłam Nate'owi z podprowadzenie Scotta do auta. Impreza powoli się kończyła i zostali tylko najwytrwalsi. Usadowiliśmy go z tyłu, przypinając pasami. Zajęłam miejsce koło niego, pilnując, aby nie zwymiotował na świeżo wyprane wycieraczki w aucie mojego brata. Dante ruszył moim śladem i też wskoczył na tylne siedzenie, czym Nate nie był zbytnio pocieszony. Dobrze, że zdążyłam zetrzeć ślady łap z tapicerki, bo Nate chyba by mnie za to zabił, albo co gorsza, kazał sprzątać cały samochód.

Patrzyłam przez okno, podziwiając miasto, jakby było kompletnie dla mnie obce. Miałam wrażenie, że co chwila odkrywam coś nowego, niczym dziecko na wycieczce z rodzicami.

Dojechaliśmy pod dom Scotta, parkując auto na podjeździe. Wysiadłam, aby podprowadzić przyjaciela do drzwi. Nate wyciągnął z kieszeni spodni mały kluczyk i przekręcił zamek w drzwiach wejściowych.

- Scott dał ci klucz do mieszkania? - Zapytałam zdziwiona, bo z tego, co pamiętałam, Scott nie był typem człowieka, który rozdaje przepustki do domu na lewo i prawo. Bardzo cenił swoje cztery kąty.

- W ciągu tych trzech lat trochę się zmieniło. Prawie codziennie odprowadzałem go najebanego, więc klucze były niezbędne. - Odparł, wchodząc do wnętrza domu.

Aż tyle się zmieniło? Odnoszę wrażenie, że czeka mnie zarwana nocka, którą poświęcę na analizowanie lektury, jaką jest moja przeszłość i sytuacje, które mnie ominęły. Ułożyliśmy Scotta na łóżku, zdejmując mu buty i przykrywając go kocem. Nate dodatkowo przyniósł miskę i ustawił ją tuż przy krawędzi kanapy. Przezorny zawsze ubezpieczony. Byłoby przykro, gdyby zarzygał ten puchaty, biały dywanik.

- Dobra, niech śpi. Potem jeszcze do niego zajrzę. - Oznajmił, po czym zaczął desperacko rozglądać się dookoła, analizując czy na pewno o niczym nie zapomniał. - Musimy porozmawiać. - Dodał po chwili, lekko zakłopotany. Te słowa nigdy nie zwiastowały nic dobrego i sprawiały, że po kręgosłupie przebiegał nieprzyjemny dreszczyk niepewności.

- Przecież rozmawiamy. Pytaj, o co chcesz. - Zerknęłam na niego z ukosa, czekając na to pytanie, które go tak nurtowało.

Chłopak zrobił małe kółko wokół stołu, drepcząc jak małe dziecko, po czym przeszedł cały korytarz, zmierzając w stronę wyjścia.

- Nie teraz. Odwieziemy Emily i dopiero pogadamy na spokojnie. - Parsknął, wychodząc z mieszkania.

Mój brat zachowywał się dziwnie. Były dwie opcje. Albo chodziło o Emily, albo o pieniądze. Nie widziałam innej opcji albo nie, jednak była. Mógł też wpakować się w jakieś poważne kłopoty, z których chciał, abym go wyciągnęła. Nate zamknął dom, po czym wsiedliśmy z powrotem do auta i ruszyliśmy w przeciwnym kierunku, niż przyjechaliśmy, aby odwieźć Emily. Kiedy ją poinformowaliśmy o zaistniałym planie, nie była zbytnio pocieszona, jednak nie miała innego wyboru, musiała się zgodzić. Brunet pożegnał się czule z blondynką, a ja w tym czasie przesiadłam się na przednie siedzenie. Miło się patrzyło na mojego brata, który w końcu był szczęśliwy. Pomyśleć, że przez krótki, króciuteńki moment, też byłam tak samo szczęśliwa.

*Black Rose*Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz