Kim Był Nick Wilson?

268 10 1
                                    

- Ktoś mi wyjaśni, co tu się dzieje? - Zapytałam na tyle spokojnie na, ile byłam w stanie.

W głowie miałam, jak by to dobrze określić, sajgon. Zbyt wiele informacji naraz. Zbyt dużo przeszywających spojrzeń.

- Jesteś roztrzęsiona, chodź, wyprowadzę cię stąd. - Mruknął Nick, podchodząc bliżej mnie i delikatnie obejmując w talii.

Jednak ja zaparłam się nogami i wbiłam wzrok w Federico, który bezczelnie uśmiechał się pod nosem. Był tak cholernie z siebie dumny, że działał mi na nerwy. W jednej chwili gwałtownie ruszyłam w jego stronę i z impetem kopnęłam go w twarz, a kolejna dawka adrenaliny tylko mi w tym pomogła. Jego głowa odskoczyła do tyłu na skutek uderzenia, a z nosa i wargi zaczęła lecieć mu stróżka krwi. Może nie udało mi się go zabić, ale pocierpieć zawsze może.

- To za Dantego skurwysynu! - Krzyknęłam, po czym zaczęłam powoli się oddalać w objęciach Nicka, który od razu po tej sytuacji powstrzymał mnie przed zadaniem kolejnego ciosu.

- A idź do diabła suko! - Odwarknął, starając się zatamować krwotok z nosa. Ukradkiem widziałam oburzenie zarówno Nicka, jak i Nate'a, jedynie Nickolas zachowywał zimną krew, chowając odebraną mi wcześniej broń pod zgięciem bluzy.

- Już u niego byłam, jest piekielnie dobry w łóżku. - Rzuciłam, schodząc z ringu i wystawiając w jego kierunku środkowy palec.

Na twarzy Nicka pojawił się delikatny uśmiech, który błądził gdzieś pomiędzy zakłopotaniem a satysfakcją. Przez tłum przeszła fala gwizdów, kiedy się przez niego przebijałam. Tuż za mną szedł brunet, paraliżując wzrokiem każdego, kto krzywo na mnie spojrzał. Zanim do mnie dołączył, wziął od Nate'a jeansową kurtkę. Na dworze było dosyć chłodno, więc wcale mu się nie dziwię, że mu na niej zależało.

Ludzie zaczęli mnie dopingować, osaczać i dotykać jakbym była jakąś celebrytką. Brakowało mi tlenu i chyba zaczęłam mieć atak paniki. Nie chciałam rzucać słów na wiatr, ale było mi słabo. Wydostaliśmy się na powierzchnię, stając naprzeciwko siebie. Zaczęłam wdychać chłodne, wilgotne powietrze traktując je jak narkotyk. Podniosłam wzrok w kierunku chłopaka, spoglądając na niego spojrzeniem tak zimnym i tak wypranym z uczuć, że aż wzbudzało niepokój.

- Dante nie żyje. - Wymamrotałam tonem głosu, jak bym dopiero obudziła się z wieloletniego snu.

Nick nie odezwał się słowem, po prostu podszedł i mocno mnie przytulił. Pozwolił, abym oparła na nim cały swój ciężar. Otarł ścieżkę łez spływających mi po policzku i zapewnił wsparcie, którego właśnie w tamtym momencie najbardziej potrzebowałam.

Wcześniej tego nie zarejestrowałam, ale tak bardzo przejął się moim stanem, że całkowicie zignorował obecność swojego brata. Zachowywał się, jakby dla niego nie istniał. Całkowite zero, żadnego krzywego spojrzenia, chytrego uśmieszku, uniesionej brwi, ani cichego pomruku niezadowolenia. Przeszedł koło niego, jakby był przypadkową osobą. Czy naprawdę można aż tak znienawidzić własne rodzeństwo?

- Wyjaśnisz mi wszystko? - Zapytałam głosem niewiniątka. Nie dlatego, że z niego kpiłam, albo chciałam zmanipulować. Po prostu moje gardło było tak zdarte od krzyku i płaczu, że powiedzenie czegoś bardziej stanowczo łączyło się z ogromnym bólem.

Straciłam nad sobą kontrolę, nie widziałam świata poza zemstą. Ktoś może mi wypominać, że śmierci Fabia nie przeżywałam tak jak odejście Dantego. Nawet nie będę zaprzeczać, ale zabijanie z konieczności, a dla zabawy to dwie zupełnie różne rzeczy. Po raz pierwszy w życiu mój umysł ogarnęła taka furia. Tutaj też miałabym odwagę pociągnąć za spust, gdyby nie tłum gapiów w tym mój brat i Nick. Nienawidziłam tego człowieka, parszywe alterego Fabia.

*Black Rose*Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz