- Dante nie! - Krzyknęłam, kiedy pies zbiegł gwałtownie na dół w momencie, jak uchyliłam drzwi pokoju.
Z duszą na ramieniu wskoczyłam do salonu, gdzie pies biegał, jak poparzony szczekając i wbijając nos w podłogę. Chwyciłam go za obroże i delikatnie pociągnęłam w stronę wyjścia. Wiem, że nie powinnam tak robić, ale to był jedyny sposób na uniknięcie tragedii. Wypuściłam go na podwórko, otwierając drzwi frontowe i w tym samym czasie za ogrodzeniem dojrzałam twarz Emily.
- No dostać się tu do ciebie graniczy z cudem. - Warknęła z wyrzutami, wychylając się zza czarnej furtki.
- Mam rozładowany telefon. - Mruknęłam, wychodząc na podwórko w podkoszulce i sportowych spodenkach, całkiem boso. Przeszłam po kamiennej ścieżce, otwierając furtkę kluczykiem, który był schowany w skrzynce wiszącej na ogrodzeniu.
Przetarłam jeszcze zaspane oczy, po czym zaplotłam ręce na piersi, starając się z lekka ogrzać. Na dworze było naprawdę mroźno, wiał mało przyjemny wiatr, a chłodne kamienie, na których stałam, wcale nie pomagały.
- Mogłam się tego domyślić. - Parsknęła, kierując się w stronę wejścia, a ja od razu ruszyłam jej śladem. Ostatnie, o czym marzyłam to się przeziębić i spędzić dobre dwa tygodnie w łóżku. Chociaż, jak teraz o tym myślę, to ta wizja wydaje się bardzo przyjemna.
- Napijesz się czegoś? - Spytałam z grzeczności, bo właśnie miałam zamiar wstawiać wodę na kawę.
Emily popatrzyła na mnie ze zdziwieniem w oczach.
- Ten wyjazd cię zmienił. - Mruknęła. - Nigdy mnie nie pytałaś o takie rzeczy. - Dodała po chwili, brzmiąc na jeszcze bardziej przerażoną.
Zmarszczyłam brwi, mało co kontaktując. Byłam żywym trupem i nie chciało mi się rozkminiać, co w takiej sytuacji zrobiłaby dawna wersja mnie.
- Kawa czy herbata? - Spytałam ponownie, odwracając się w stronę kuchenki.
- Może być kawa. - Rzuciła, usadawiając się na sofie w salonie.
Jedno się nie zmieniło, wciąż umiałam wyczuć jej ironię. Lubiła się nade mną znęcać psychicznie i wprowadzać w ciężko wytłumaczalny dyskomfort.
- Co to za pudła? - Spytała po chwili, zerkając na stos kartonów ułożonych w równą piramidkę.
Spojrzałam przez ramię w jej kierunku, zalewając kawę wrzątkiem.
- Moje przekleństwo. - Mruknęłam, zerkając do lodówki, sprawdzając, czy jest mleko.
No tak, czego ja się spodziewałam w momencie, jak wracam do domu, który stał pusty przez trzy lata z wyłączonym prądem.
- Matko dziewczyno, a ty nie masz innych ubrań niż te obleśne spodnie i rozciągnięta koszulka? - Zjechała mnie wzrokiem od góry do dołu, kiedy niosłam w jej kierunku kubek czarnej kawy.
- Tak się składa, że nie mam. - Odparłam, zerkając kątem oka na czarną sukienkę, którą ściągnęłam poprzedniego wieczora.
Musiałam w końcu ją wyprać albo najlepiej wyrzucić. Nie miałam z nią zbytnio przyjemnych wspomnień.
Uwaliłam się na kanapę koło blondynki, opierając głowę o zagłówek.
- Dobra do pijemy kawę i idziemy na zakupy. - Mruknęła, chwytając za ucho kubka.
- Nie mam pieniędzy. - Rzuciłam, bez najmniejszego drgnięcia.
- Typiaro! Jesteś miliarderką! Postanowione, idziemy kupić ci nowe rzeczy. - Parsknęła zadowolona z siebie, szturchając mnie łokciem.
CZYTASZ
*Black Rose*
Random"Wolę umrzeć raz i być z tobą niż umierać każdego dnia po trochu bez ciebie." ~~~ Młoda dziewczyna spotyka na swojej drodze chłopaka, który wywraca jej życie do góry nogami. Jak się później okazuje jest on zamieszany w intrygę pewnej szajki na, któr...