8.

569 22 0
                                    

-Tak wiele chciałbym powiedzieć...- Tak zaczął swoje przemówienie Max. Stał lekko speszony na środku sali.- Jesteś moim natchnieniem...Moim światłem.-Na sali pojawił się kelnerem z prze ogromnym bukietem białych róż. Max przejął od niego kwiaty
i stanął bliżej wybranki swojego serca. Poczułam, że Lewis stanął za mną. Ja sama postanowiłam uwiecznić ten moment na nagraniu.
-Max...-Dało usłyszeć się lekko przerażony głos Kelly.Jej przerażenie było bardzo urocze.
-Każdego dnia pokazujesz mi, że świat ma jeszcze i jeszcze więcej barw.- Uśmiechnął się
i wręczył jej bukiet kwiatów.- Nie wiem czy są słowa, które potrafią zobrazować to co do ciebie czuje...Wierzę w nas.- Teraz już można było zobaczyć jak zaciskanie w ręce czerwone pudełko, wraz z jego właścicielom zmieniają położenie. Max uklęknął a pudełko zostało otwarte i skierowane w stronę wybranki jego serca.- Bardzo chciałbym, żebyś towarzyszyła mi w trakcie podróży przez życie, a ja bardzo chce być przy tobie do końca życia.- Nie wiem czy na sali była osoba, która nie była wzruszona. Ja czułam jak w kącikach zbierają mi się łzy.- Czy zostaniesz moją żoną?- Mocno się uśmiechnęłam, kiedy Kelly rzuciła się na Maxa.
-Tak!- Entuzjastycznie odpowiedziała i to było piękne. Oklaski i głośny aplauz były idealnym zwieńczeniem tej chwili. Było pięknie, romantycznie. Jak w bajce. Wszyscy rzucili się z gratulacjami. Bardzo cieszyłam się, że mogę być z nimi w tej chwili i każdej innej w ich wspólnym życiu.
-AAAA!- Podeszłam do Kelly i mocno ją przytuliłam.- Jesteście tacy piękni. Pokaż pierścionek.- Uniosła swoją dłoń i wszystko wyglądało perfekcyjnie.
-A ty pewnie wiedziałaś co?- Spojrzała na mnie uśmiechnięta, a ja entuzjastycznie przytaknęłam jej.- Bardzo, ale to bardzo za wszystko ci dziękuje. Jesteś wspaniała.- Mocno mnie przytuliła.
-Wy i wasza miłość jest wspaniała i niech to trwa i trwa.- Pogratulowałam przyjacielowi
i stanęłam ponownie obok swojego towarzysza. Objął mnie w talii i delikatnie pocałował.

Właściwie wszyscy wróciliśmy do stołu, aby wznieść toast za zaręczonych. Byli niezwykle słodcy...

Następny dzień od rana był dość intensywny. Lewis poszedł na trening, a ja pomogłam mu się spakować. Towarzyszył mi Roscoe. Raczej chrapał, ale do tego zdążyłam już przywyknąć. Moja walizka dalej była pusta. Nie wiedziałam co zrobić. Usłyszałam, że ktoś do mnie dzwoni. Po zobaczeniu fotografii postanowiłam odebrać.
-Cześć słonko.- Usłyszałam delikatnie zaspany głos taty.
-Cześć tato. Wszystko okej?- Podeszłam do ona i delikatnie odsunęłam zasłonę.
-Tak wszystko super. Czy mogę tak za 40 minut porwać ciebie na kawę?
-Jasne, ubiorę się i właściwie jestem gotowa. Tam gdzie zawsze?- Przytaknął i rozłączył się. Założyłam bluzę, poprawiłam okulary
i złapałam torebkę. Postanowiłam, że zostawię mojego towarzysza w domu, bo zdecydowanie nie był zainteresowany jakąkolwiek inną czynnością niż sen. Zamknęłam drzwi od mieszkania i ruszyłam w stronę windy. Szybko przemknęłam przez parking i jeszcze szybciej postanowiłam z niego wyjechać. Na ulicach było dość spokojnie, ale ulubiona kawiarnia moja i rodziców znajdowała się kilkanaście minut od Monako. Zjechałam z głównej trasy
i już zdecydowanie zaczęła otaczać mnie soczysta zieleń. Wjechałam do małego miasteczka i zaparkowałam przy głównej drodze. Widziałam, że auto taty już czekało. Weszłam do środa i widziałam, że czeka już na mnie.
-Kawa czeka, bardzo miło.- Mocno go przytuliłam i usiadłam na przeciwko niego.
-Dobrze widzieć ciebie, uśmiechnięta
i zadowoloną.- Ściągnął i odłożył okulary przeciwsłoneczne na stolik.
-Wszystko dobrze? Taka niezapowiedziana ta kawa.- Upiłam łyk trunku, a on spojrzał na mnie badawczo.
-Wiem, że dzisiaj wylatujesz do Stanów...-Już chciałam coś powiedzieć, ale gestem ręki kazał mi się uciszyć.- Nie przerywaj mi. Nawet jeśli masz jakieś wątpliwości to nic ci nie doradzę, bo nie ośmieliłbym się.- Jego ton głosu był bardzo spokojny i delikatny.- Chciałbym tylko powiedzieć, że wczoraj twój chłopak poprosił mnie o twoją rękę. Nie ukrywam, że przyjąłem to z radością, bo czemu by nie.- Zakryłam twarz w dłoniach. Cały Lewis.- Bardzo chce byś była szczęśliwa.- Wstał i mocno mnie przytulił.
-Powiedz, że powiedziałeś nie.- Usłyszałam, że zaśmiał się.
-Oczywiście, że powiedziałem tak. W końcu to mistrz świata.- Usiadł ponownie na miejscu
i uśmiechnął się szeroko.- Nawet jeśli powiedziałem tak, a ty powiesz nie. Twoje nie jest dla mnie najważniejsze. Jesteś dorosła, ale zawsze będziesz moim dzieckiem.
-Dziękuje tato, dziękuje za wsparcie.- Ten łyk kawy był zdecydowanie większy.- Szczerze mówiąc, wstałam z myślą, że raczej zostanę
w Monako... Teraz nie wiem co mam zrobić.- Spojrzałam na niego a tata wzruszył ramionami i jak to on zaczął przedstawiać mi swoje za
i przeciw. I tak właściwie zleciało nam całe przed południe. Dawno tak swobodnie nie rozmawialiśmy. Dawno nie rozmawialiśmy
o czymś innym niż praca. Tęskniłam za taką kawą z nim. Około 12 każde z nas wsiadło do swoich aut i odjechaliśmy do Monako. Dalej mam mętlik w głowie. Dalej nie wiem co mam zrobić.

Droga minęła mi dość szybko i dość szybko znalazłam się ponownie w mieszkaniu.
-Cześć Marii.- Uśmiechnęłam się do kobiety, która stała w kuchni i porządkowała przestrzeń.- Widzę, że masz doskonałe towarzystwo.
-O tak, pan Roscoe bardzo mi pomaga.- Psiak leżał rozłożony koło wyspy kuchennej.- Czy
w środę potrzebujesz mojej pomocy?
-A jest już Lewis?-Rozejrzałam się po mieszkaniu i chyba nie widziałam nic co wskazywało by na to, że jest.
-Tak, korzysta z łazienki. Mówiłam ci już ostatnio. Rzuć wszystko i jedź. Chciałabym ostatni raz się powtórzyć.- Zgarnęłam jabłko
z blatu i wgryzłam się w nie.
-To nie jest takie proste...-Usiadłam na krześle przy stole i zerknęłam w telefon. Nic ciekawego.
-Życie generalnie jest dość proste. Sami je komplikujemy.- Uśmiechnęła się do mnie.- Zresztą, zaraz będziesz miała cięższą przeprawę.- Pokazała brodą w stronę sypialni, a ja delikatnie obróciłam się.
-O! Jesteś.- Dostałam mocnego buziaka.- Pyszne usta.- Uśmiechnął się i usiadł naprzeciwko mnie. Otworzył komputer
i dziwnie mi się przyglądał. Rozplecione włosy wyglądały zdecydowanie urokliwie.
-Jak trening?- Marii zniknęła w sypialni, a on intensywnie coś pisał.
-Intensywnie. Jak spotkanie?- Ugryzłam kolejny kęs jabłka, a on badawczo na mnie spojrzał.
-Dobrze. Szybki numerek i do domu.- Spojrzał na mnie dziwacznie i delikatnie zamknął komputer. Jego mina pokazywała takie idealne meh.
-Z tatą? Myślałem, że masz lepszy gust.- Zaśmiał się a jego dłonie wylądowały z tyłu jego głowy.
-Mój tata to niezłe ciacho. Jak na swoje lata.- Wstałam i udałam się do kuchni w celu zutylizowanie ogryzka. Otworzyłam lodówkę
i wyciągnęłam z niej wcześniej przygotowany koktajl.
-No więc? Jak było?-Dalej badawczo mi się przyglądał.
-Dobrze. Tata bardzo szczęśliwy. Jakiś wariat poprosił go o moją rękę.- Usiadłam ponownie na przeciwko niego i zaśmiałam się.
-Jest jeszcze lepszy żart, zgodził się.- Oparł ręce
o stół i delikatnie ułożył twarz w dłoniach. Miał idealną pozycja do bycia super słodkim i bycia super słodkim.- Mówię ci, szalona sytuacja.- Uśmiechnął się i puścił mi oczko.
-Bardzo możliwe. Niespotykany zwrot akcji.- Zachichotałam.
-Twoja walizka sama się nie zapełni. Za sześć godzin musimy być na lotnisku.- Wstał
i ukucnął przede mną. Moje oczy były pełne przerażenia.- Nie bój się. Nie klękam.- Oparł głowę o moje kolana. Czasem był taki idealny, do schrupania.
-Jesteś dość słodki.- Zakręciłam wokół palca kosmyk jego włosów.
-Jesteś uparta.- Spojrzał na mnie i nie dało się już nic zmienić, a szczególnie mu odmówić...

About me. I love you.Donde viven las historias. Descúbrelo ahora