47.

289 23 4
                                    

Wiosenny Paryż to zdecydowanie miasto gdzie można cudownie zainspirować się modowo. Już na lotnisku dało się zobaczyć mnóstwo osób, które były przepięknie ubrane. Beżowe trencze, które do każdej stylizacji pasują idealnie, przeplatają się z eleganckimi jak i sportowymi wyborami ludzi. Ja standardowo przemierzałam lotnisko w dresie, bo ostatnio to mój ulubiony strój do podróżowania. Szłam z moim bagażem, który składał się z 4 dużych walizek i nie dowierzałam, że jakoś sobie radzę. Paryż kojarzy mi się bardzo pozytywnie, choć są ludzie, których dopada syndrom paryski i przy pierwszym poznaniu miasto nie do końca spełnia ich oczekiwania. Miałam okazje tutaj studiować, ale też często spędzałam tutaj czas, bo mieszkają tu moi dziadkowie. Szalenie się za nimi stęskniłam, dlatego nie mogłam sobie odmówić, aby spędzić czas z nimi. Zarezerwowałam stolik i zaprosiłam ich na kolacje. Ostatnia ilość podróżowania nie pozwoliła mi na częste odwiedziny u nich. Chodź dalej mam nadzieję, że kiedyś zechcą wrócić do Monte Carlo i widzenie się z nimi będzie zdecydowanie prostsze. Po wyjściu z lotniska, czekał na mnie kierowca i dziękuje mu bardzo za pomoc, bo już nie radziłam sobie do końca z bagażami. Lewis miał spotkanie z zespołem kreatywnym Valentino, a ja nie mogłam się doczekać aż rzucę się na łóżko i choć chwilkę poleżę i odpocznę. Wysyłał mi kilka zdjęć i magenta, która będzie reprezentować kolekcje zauroczyła mnie do tego stopnia, że poprosiłam o jakieś ładne ubrania dla mnie. Raczej się to nie zdarza, ale ostatnio mój modowy duch się zmienia. Zdecydowanie ma wpływ na to Lewis i jego zdefiniowane niezdefiniowanie, które prezentuje w swoim stylu ubierania. Coraz więcej barw pojawia się w mojej szafie. Zerknęłam w telefon, gdy jechaliśmy po zakorkowanych ulicach Paryża i zobaczyłam szalone zdjęcia od mojej mamy, na których były przedstawione różne kompozycje kwiatowe. Na prawdę nie potrzebuje nie pisanej pomocy wedding planerki, którą nawet nie jest. Zresztą nikt na poważnie jeszcze nie podszedł do tego tematu, oprócz mojej mamy. Jednak nie będę do końca odbierać jej tej przyjemności, dopóki nosi ona znamiona wysyłania nadmiernej ilości zdjęć, a nie planowania przyjęcia. Hotel mieścił się w dość ścisłej części Paryża, więc klimat wokół zdecydowanie oddawał piękno architektury tego miasta. Znalazła się nawet mała przytulna kawiarnia, którą jutro na pewno odwiedzę i nie odmówię sobie pysznych francuskich wypieków. Recepcja, winda
i nareszcie apartament w którym jak zwykle było widać, że mieszka człowiek.

-Bardzo dziękuje za bagaże.- Jak dawno nie mówiłam po francusku. Uwielbiam ten język.
-Gdyby czegoś pani potrzebowała proszę dzwonić.- Mężczyzna po zestawieniu ostatniej walizki opuścił pokój i nastała cisza. Lewis miał jeszcze spotkanie, więc postanowiłam odświeżyć się po podróży
i przygotować do wieczornej kolacji z dziadkami. Siedziałam w szlafroku i rozmawiałam z P. przez FaceTime. Była w LA i pracowała, ale miała nadzieje, że uda jej się przylecieć na weekend do Australii. Dziwnie będzie oglądać wyścig bez niej, co w ostatnim czasie nie zdarza się. Pod tym względem jesteśmy prawie nierozłączone.
-To co z Maxem jest lepiej?
-Jest lepiej i nie chce tego rozpamiętywać. Jestem zadowolona z lekkości naszego kontaktu. Cieszę się, że możemy ponownie wymieniać się wiadomościami i rozmawiać i spotkać się. Jakoś na razie jest okej.
-Na razie... Do momentu, aż znowu coś nie będzie mu pasować.
-Temat ślubu na pewno będzie trudny...
-To na pewno. Nie mogę się doczekać tego wydarzenia.- P. uśmiechnęła się szeroko
i zaczęła opowiadać o jej marzeniach ślubnych. Zdecydowanie umiliła mi czas ogarniania się
i później oczekiwania na Lu. Wrócił dość późno popołudniu, ale wiem że nie często bywa w Paryżu i miał dużo spotkań. Dobrze było go zobaczyć. Miał ze sobą dwa ogromne bukiety kwiatów.
-Cześć.
-Hej.- Pocałowałam go i mocno przytuliłam.- Kwiaty?
-Dla pięknych pań.- Podał mi jeden i mocno mnie pocałował.- Podoba się?
-Tak. Dziękuje. Drugi dla kogo?
-Dla twojej babci.- Uśmiechnął się a ja wykonałam telefon do obsługi, aby zapytać
o wazon. Szklane naczynie pojawiło się bardzo szybko, a kwiaty wylądowały w wodzie. W między czasie Lewis opowiadał o swoich spotkaniach, a ja siedziałam
i słuchając go czekałam aż przygotuje się na kolacje. Zdecydowanie doceniam nasze wyjścia, bo często mogę go obserwować ubranego w koszule, co osobiście uwielbiam.- Będzie dzisiaj z nami ochrona.
-Dlaczego?
-Nie mogłem dzisiaj przejść niezauważony. Poza tym krążą już moje zdjęcia, że jestem we Francji. Będziemy bardziej komfortowo mogli spędzić czas.
-Rozumiem.- Nie chciałam protestować, bo ochrona jeszcze nie jest codziennością w dni, kiedy nie jesteśmy na torze. W weekendy wyścigowe i dni związane z formułą jest z nami praktycznie zawsze. Mam wrażenie, że już jej nie zauważam.- Gotowy?
-Gotowy!- Ubrałam płaszcz, obuwie i zaraz przy wyjściu pojawił się Lewis, który także ubrał płaszcz. Złapał moją dłoń i ruszyliśmy do windy. Kierowca i ochrona czekali na dole.
Czułam jakieś niesamowite napięcie między nami. Chyba mój towarzysz wyczuł to samo, bo zaraz był już bardzo blisko mnie. Jego ręce położył nade mną, na ścianie windy.
-Błyszczyk to był cudowny wybór.- Uśmiechnął się i zaraz mnie pocałował.- Ta skórzana sukienka także.
-Tak?
-Tak.- Jego dłoń zdecydowanie błądziła po moich udach, z każdej strony. Usta składały kolejne pocałunki. - Bielizna?
-Przecież idziemy na kolacje z babcią i dziadkiem.- Uśmiechnęłam się szeroko, a on złożył pocałunek na moim czole. Czułe i delikatne. 
-Wyzwalasz we mnie takie rzeczy, że zdecydowanie wolałbym wrócić do pokoju.- Winda zatrzymała się na parterze, a ja wyminęłam go i z niej wyszłam. Odwróciłam się i zobaczyłam jak dalej stoi w tej samej pozycji i uśmiecha się szeroko do mnie. Wyglądał i pachniał jak bogaty
i przystojny mężczyzna i zdecydowanie wszystko w tym opisie jest zgodne z rzeczywistością. Kręciło mnie to przeokropnie i doskonale o tym wiedział.
-Wyczekane lepiej smakuje.- Podszedł zdecydowanie i złapał moją dłoń. 

Kolacja minęła bardzo szybko, bo zdecydowanie tematy do rozmów nie kończyły się. Dziadek jak to dziadek, zagadywał melancholijnie i bacznie przysłuchiwał się w to co, przede wszystkim mówił Lewis, ale babcia to nie mogła przestać mówić. Ubrała garniturek z chanel, z wielką broszką. Raczej takie ubrania wykorzystuje na specjalne okazje, więc pewnie tak owa dla niej ta była. Dziadek z uśmiechem dolewał jej wino do kieliszka, a ja nie mogłam się przestać uśmiechać. Swobodna francuska dyskusja, była zdecydowanie cudownym pomysłem. Jak żegnaliśmy się miałam wrażenie, że wyleje morze łez. Zdecydowanie za rzadko się widujemy.
-To co robimy?- Staliśmy przed restauracją
i zerkaliśmy na odjeżdżające auto z seniorami mojego rodu. Oddaliśmy im naszego kierowcę, a sami zastanawialiśmy się co dalej.
-Spacer do hotelu?- Spojrzałam na niego dokładnie, a on zaczesał spadające pasma za moje ucho.
-Możemy.- Skradł pocałunek z moich ust
i postanowiliśmy przespacerować się do hotelu. Dawno nie robiliśmy takich rzeczy, ale obecność Carla z ochrony wpływa pokrzepiająco. Paryż późnym wieczorem jest na pewno inny niż ten za dnia i coraz bardziej niebezpieczny. Na szczęście nasza podróż trwała około dwudziestu minut, więc nie była to wymagająca wędrówka. Ubieranie wysokich butów, to nie był wcale najgorszy pomysł, ale moje śródstopie na pewno to zapamięta.
-Dziękujemy ci Carl i dobrej nocy.- Lewis uścisnął jego dłoń przed wejściem do wind,
a ten oddalił się do baru. W końcu może skorzystać z wolnego wieczoru.- No dobrze. Ciężko było czekać, ale już dłużej nie wytrzymam.- Zaśmiałam się głośno. Windy wyzwalają w nim zawsze te same pragnienia. Nie zdarzyłam nic powiedzieć, bo moje usta złączyły się z jego w naprawdę namiętnym pocałunku. 

About me. I love you.Where stories live. Discover now