51.

240 26 1
                                    

-Wszystko dobrze?- Spojrzałam na niego i uśmiechnęłam się. Starałam się żeby było to maksymalnie pokrzepiające. Ostatnie czego potrzebujemy to awantura. Do której może bardzo łatwo dojść.
-Wszystko dobrze.- Poczułam, że mocniej chwyta moją dłoń. Przemieściliśmy się w stroje wejścia i zostaliśmy zatrzymani przez kilka osób. Starałam się zachować spokój, choć wewnętrznie bardzo się obawiałam tego co może się wydarzyć. Lewis na pewno wzbudzał zainteresowanie i mnóstwo osób chciało choćby zamienić z nim kilka słów.
-Cześć Sara.- Odwróciłam się i zobaczyłam Kelly. Pocałowałam delikatnie jej policzek.
-Siedzimy obok siebie. Myślisz, że Max zabije Lewisa pierwszy czy może Lewis zabije Maxa?- Spojrzała na mnie ze śmieszną miną. Nie mogłyśmy inaczej tego skwitować jak śmiechem. Moja mama jest cudowna, ciekawe co jeszcze przygotowała dla mnie tego wieczoru.
-Mogą się pozabijać, dziś interesuje mnie tylko szampan.- Przybiłyśmy sobie piątkę, a Lewis uwolnił się od ludzi.
-Cześć Kelly. Zajmiemy miejsce?- Spojrzał na mnie a ja przytaknęłam mu skinieniem głowy. Złapał moją dłoń.
-Chodźmy.- Brunetka udała się pierwsza do przejścia prowadzącego do dużej sali, która była bardzo ciemna i wypełniona w całości zieloną roślinnością. Jasne światła przebijały się przez kwiaty. Klimat panujący przypomniał przepiękny ogród botaniczny. Przemieszczaliśmy się między okrągłymi stołami, aż dotarliśmy do naszego. Czułam się jak podczas wyścigu, a prosiłam mamę o neutralny stolik. Przywitałam się ze wszystkimi.
-Lando a ty sam?- Zerknęłam na Brytyjczyka, który siedział obok mnie. Na prawdę nie mogłam siedzieć obok kobiety.
-Tak. A ty sama?- Spojrzałam na niego wymownie, a on zaczął się śmiać.
-Jak widać...
-Dawno nie rozmawialiśmy.
-Doprawdy?- Między nami klimat zawsze był średni, ale od grudnia 2020 nie istnieje między nami jakakolwiek sympatia, bo był jedną z tych osób, który powiedziały do mnie bardzo złe i niekoniecznie potrzebne słowa. Mało jest wokół mnie takich osób, ale zdarzają się niestety.

Mimo napięcia panującego, było na prawdę miło i o dziwo każdy się śmiał. Martwiłam się, ale kolacja przebiegała na prawdę pogodnie i przyjemnie. Potem była licytacja, która była dość emocjonalna. Lando prawie wydrapał Maxowi oczy, bo oboje bardzo chcieli wylicytować jedno
z wystawionych aut. Szczerze mówiąc, po prostu zrobiłam przelew, aby pomóc. Jednak ubaw z ich niepowodzeń licytacyjnych był bardziej fascynujący niż to przedsięwzięcie. Szampan był przepyszny i na prawdę dobrze się bawiłam.
-Muszę oddzwonić. Wyjdę na chwilę.- Poczułam muśnięcie ust na moich i zobaczyłam jak opuszcza Lu sale. Stwierdziłam, że to idealny moment, aby wyjść do toalety. Zabrałam telefon
i ruszyłam do miejsca docelowego. Wysłałam kilka zdjęć do P. i porozmawiałam z kilkoma osobami, które spotkałam. Mimo trenu i wielkości sukni dość sprawnie poradziłam sobie ze skorzystaniem z toalety. Miałam też dość wielką ochotę wrócić do domu i spędzić miło czas
z miłością mojego życia, ale wypadało poczekać chociaż do tortu i zakończenia części oficjalnej. Korytarz, którym wracałam, był śliczny bo miał mnóstwo roślinności nawiązującej do klimatu ogrodu botanicznego. Oprócz tego dywan był stworzony z lustrzanych płyt, które idealnie odbijały dekoracje i dodawały większej głębi. Zgarnęłam lampkę szampana od kelnera i chciałam szybko wrócić na salę.

-Sara Wang w czerwieni.- Stanęłam i tylko delikatnie przymknęłam powieki. Niecenzuralne słowo padło z moich ust i na prawdę nie chciałam się obracać. A głos, który usłyszałam na prawdę dobrze znałam.- Wyglądasz olśniewająco i wiem, że nie chcesz się odwrócić.- Napiłam się szampana i postanowiłam się odwrócić.
-Skąd to wiesz?- Spojrzałam na mężczyznę, który stał kilka metrów przede mną i był niezwykle nonszalancki. Rozpięta delikatnie koszula, niedokładnie ułożone loki i zdecydowanie uśmiech, który potrafił już namieszać w moim życiu.
-Znam ciebie.- Wzruszył nonszalancko ramionami. Ręce wylądowały w kieszeniach jego spodni. Wiedziałam co robi.- Będziesz na moim meczu?
-Nie wiem czy będę w Monako.
-No tak. Podróże, praca, narzeczony.- Jego głos przy każdym z tych słów brzmiał totalnie inaczej, jakby smutniej.- Jesteś szczęśliwa?- Nie zdążyłam odpowiedzieć, bo oczywiście kilka osób musiało przewinąć się między nami, w tym fotograf. Od niechcenia ustawiałam się do zdjęcia, bo nie będę robić scen, ale to na pewno nie pomoże. Poczułam jego dłoń na moich plecach i to nie było tylko delikatne objęcie do zdjęcia. Czułam, że mam delikatnie gęsią skórkę, a on to wyczuł od razu. Gdy w miarę mieliśmy ponownie przestrzeń na rozmowę i oboje nabraliśmy dawnego dystansu postanowiłam odpowiedzieć na pytanie.
-Tak.- Spojrzałam na niego dość intensywnie.- Jestem bardzo szczęśliwa. A ty?- Nie wiem po co zadałam to pytanie. Upiłam szampana i chciałam wrócić na salę.
- Nie pożegnałaś się ostatnio, a potem jak gdyby nigdy nic kilka dni później świat oszalał, bo jesteś z nim. Zupełnie u mnie stabilnie.
-Zupełnie nie miałam w planie, że akurat wtedy Lewis przyjdzie i tak zwyczajnie zacznie się nam układać.- Teraz zastanawiałam się, dlaczego się tłumaczę.- Jest miłością mojego życia.- Zobaczyłam, że mężczyzna zrobił kilka kroków do przodu skutecznie minimalizując dzielącą nas odległość. Włoską elegancję mogłam ujrzeć z bliska, a zapach który go otulał, był na prawdę śliczny.- Czekałam na niego i wiedziałeś o tym.
-Ja będę czekać na ciebie.
-Nie czekaj, proszę.- Czułam, że jego wzrok mnie przeszywa, ale nie potrafiłam spojrzeć na jego twarz.- Życzę ci na prawdę wszystkiego co piękne, bo zasługujesz na wszystko co dobre Matteo.
-Dziękuje Sara. Życzę ci tego samego. Pamiętaj, że ja zawsze czekam na ciebie.- Mimowolnie się uśmiechnęłam, co od razu zauważył.
-Muszę iść...- Nie chciałam czekać, czy coś odpowie bo na prawdę wolałabym żeby ta sytuacja nie wymknęła się z pod kontroli. Ruszyłam w wyznaczonym już wcześniej kierunku.
-Sara?!- Zerknęłam za siebie i zobaczyłam, że on dalej stoi w tym samym miejscu. Nie powiedział nic głośno, tylko zobaczyłam powiadomienie na instagramie. Czy na prawdę ostatnio nagle wszyscy muszą wyznawać mi miłość? Szkoda, że jak byłam sama to nikt nie był tak wylewny
i chwilami byłam dobrą zabawą. Odczytałam włoskie wyznanie miłości i wrzuciłam je do archiwum.


Gdy dotarłam na salę widziałam, że Lewis prowadzi z kimś bardzo intensywną konwersacje, więc nie chciałam mu jej przerywać. Odstawiłam kieliszek od szampana i zabrałam zapełniony.
-Chodź zrobimy sobie zdjęcia.- Kelly pociągnęła mnie na białą ściankę, na której był Max, Lando i Martijn, a wszystkim szerzej znany jako Martin Garrix po prostu. Czułam wewnętrzne załamanie i widziałam po Maxie, że ma niezły ubaw. Totalnie miał racje i doskonale wiedział kto będzie.
-Cześć.
-Hej.- Zostałam mocno przytulona przez producenta muzycznego. Miałam nadzieje, że chociaż z nim na prawdę mam ustabilizowaną relacje i to na czym stanęła nie zmieni się nagle w wyznawanie uczuć, bo ostatnio jest tego zdecydowanie za dużo. Max próbował rozluźnić zakłopotanie, co udało mu się bo momentalnie dobrze się bawiłam. Można by powiedzieć, że ekipa która była na zdjęciu wróciła do starego składu. Znaliśmy się na prawdę wiele lat i przeżyliśmy razem wiele rzeczy. Po jakimś czasie dołączył do nas Lewis, a potem wróciliśmy aby zjeść deser i chciałam wrócić do domu.
-Wracamy do domu?- Spojrzałam na Lewisa, a jego uśmiech i delikatnie muśnięcie moich ust raczej oznaczało, że tak. Pożegnaliśmy się ze wszystkimi przy stole i udaliśmy się do wyjścia, gdzie czekało na nas auto, które zabierze nas do domu. W aucie ściągnęłam buty i ubrałam przygotowane klapki. Lewis siedział na przeciwko mnie i mocno mi się przyglądał.
-Zmęczona?
-Znużona.
-Przygotowałem coś dla ciebie.- Spojrzałam na jego radosny wyraz twarzy. Niespodzianki to ostatnio jego ulubione zajęcie. Gdy byliśmy w windzie, czułam że jest bardzo skupiony. Ja miałam ochotę mocno z niego się śmiać. Gdy otworzył drzwi mieszkania, dostrzegłam cały salon w balonach i wielki bukiet czerwonych róż. Nie chciałam się nawet zastanawiać ile ich jest. Zrobiłam kilka szybkich zdjęć.
-Co świętujemy?- Podeszłam bliżej i delikatnie objęłam jego twarz rękoma. Jest na prawdę bardzo przystojny i bardzo seksi.
-Nas. Uwielbiam świętować nas.- Poczułam delikatne muśnięcie moich ust.- Dokładnie 6 lat temu piękna dziewczyna umówiła się ze mną na kolacje i totalnie zawróciła mi w głowie.
-Tak?- Uśmiechnęliśmy się szeroko.
-Tak. Dzisiaj stoi przede mną, jest moją narzeczoną i jestem bardzo szczęśliwy.- Pocałowałam go, bo co innego zrobić po takim wyznaniu.
-Jesteś szalonym romantykiem. Ja połowy tych dat nie pamiętam.- Uwielbiam jego pogodny śmiech i to, kiedy nie denerwuje się wyścigami.
-Oto jestem.- Delikatnie pocałował moją dłoń i chwytając ją zaprowadził mnie do sypialni, gdzie czekał romantyczny nastrój, zaczęła powstawać kąpiel i zdecydowanie to moje ulubione spędzanie czasu z Lu.

About me. I love you.Where stories live. Discover now