P. XXIX / WYKŁAD THOMASA

52 5 2
                                    

Thomas z pewnym niepokojem obserwował znajdujące się nad nimi niebo. Wiedział, że było to absolutnie irracjonalne, ale jego logiczne myślenie zawsze wyłączało się, gdy w grę wchodziło zdrowie czy dobre samopoczucie jego przyjaciół. I jasne, nie mógł co trzy sekundy pytać Minho czy na pewno wszystko było w porządku. Takie zachowanie z jego strony tylko niepotrzebnie zestresowałoby jadących z nimi Zwiadowców, którzy i bez tego i dosłownie, i w przenośni, znajdowali się na krawędzi swoich siedzeń. Baterie w radiach też nie miały nieograniczonej żywotności, ale nawet ze świadomością wszystkich tych czynników, Thomas i tak odpalał radio za każdym razem, gdy nocne niebo przecinał z głuchym trzaskiem piorun. Budził urządzenie do życia z cichym trzaskiem i pytał o jakość sygnału, na co Minho z miejsca odpowiadał jakąś wariacją stwierdzenia, że jest pięć na pięć. Sztamacy nie musieli wiedzieć, że nie było to tylko sprawdzenie, czy ich komunikacja działa bez zarzutu, bo nie przykładali wagi do lekkich trzech tapnięć, które małym palcem wykonywał na radiu Thomas ani do dwóch, którymi odpowiadał Azjata.

Thomas na tablecie zaznaczył lokalizację ich samochodu, gdy tylko wyłączył silnik. Zaparkował na tyle blisko wysokich budynków, na ile tylko mógł, bez wzbudzania jakichkolwiek podejrzeń, mając tylko nadzieję, że zdążą przeparkować zanim słońce znajdzie się na tyle wysoko, by przesunąć cień, który był ich jedyną gwarancją możliwości dotknięcia później samych klamek, o metalowych elementach pojazdu nie wspominając. Zamontowanie niezależnych kilku czujników, które dałyby o sobie znać, gdyby pojazd został jakimś cudem skradziony, było kolejnym ruchem sztamaka, który mimo pewnego poziomu stresu i paranoi po raz pierwszy od dłuższego czasu miał wrażenie, że może odetchnąć pełną piersią. Jasne, żar już zaczynał robić się nieznośny, czuł, jak pod wszystkimi warstwami, które miał na sobie, zaczyna się pocić, a suche powietrze drażniło jego nos i płuca sprawiając, że miał ochotę zacząć kasłać. Ale mimo wszystko był na Pogorzelisku. Był w miejscu, którego zasady znał i rozumiał. Nie musiał martwić się tym, że jego najmniejszy ruch będzie pod mikroskopem. Choć i tak musiał uważać na siebie nieco bardziej, niż zazwyczaj, jeśli nie chciał następnego resetu nieco zbyt szybko.

- Będziemy się zmieniać. Musicie obaj zrozumieć jak postępować na każdej pozycji żebyście później mogli przewodzić takim wyprawom - zaczął spokojnie Thomas, rzucając dwa plecaki na piasek niedaleko opony i stając przed sztamakami z rękami zaplecionymi na klatce piersiowej. - To znaczy, jak już ogarniecie jak w ogóle prowadzi się auta. A to i tak swoje zajmie. Jedna osoba zawsze zostaje przy samochodzie, dwie idą szukać. Rozdzielacie się na tyle, by pokryć największy możliwy teren, ale jednocześnie pozostajecie na tyle blisko by mieć się nawzajem w zasięgu wzroku albo słuchu. Preferowanie wzroku, bo sygnały dźwiękowe mogą ściągnąć na was niechcianą uwagę. Z oczywistych przyczyn teraz będziemy działać trochę inaczej. Będę szedł z jednym z was, gdy drugi będzie czatował w aucie. Nie żartuję kiedy mówię, że tu moje słowo jest święte. Jak mówię, że macie wiać to wiejecie choćbyście mieli mnie tu zostawić. Dam sobie radę, wy nie. No i potrzebujemy zapasów. I samochodu. Niemniej pamiętajcie, że jeśli macie wybierać między waszym życiem i zdrowiem a puchami czy autem to ta pierwsza kategoria zawsze wygrywa. Jasne?

Sztamaki pokiwali głowami i przez chwilę Thomas zastanawiał się czy może nie próbuje za bardzo ich nastraszyć, za bardzo pokazać im, co dokładnie mają robić w jaki sposób żeby minimalizować wszelkie ryzyka. Z drugiej strony wolał wyjść na absolutnego panikarza, który musiał mieć wszystko trzykrotnie sprawdzone, niż stracić kolejną osobę. I tak, Tommy pamiętał, że jego śmierć zresetuje wszystko. I że śmierć sztamaków, ani tak naprawdę niczyja, nie była trwałą zmienną w najnowszej wersji ich świat. Bał się jednak momentu, w którym mógłby zobojętnieć. Momentu, w którym zacząłby widzieć te śmierci jako tymczasowe przeszkody, które przecież niedługo znikną same z siebie. Gdyby poddał się takiemu myśleniu, Thomas miał wrażenie, że straciłby resztki człowieczeństwa. A bogowie jedni wiedzieli, że po wszystkich tych restartach i całej pracy z DRESZCZem, wyjściowo nie miał ich zbyt dużo.

Więzień Labiryntu - Re: Powrót do przeszłościWhere stories live. Discover now