P. XIV / CZYŚ TY PURWA NA GŁOWĘ UPADŁ?

229 19 4
                                    

Obecność mało którego sztamaka zaskoczyła Thomasa. Spodziewał się wszystkich Opiekunów poza Newtem i Minho, spodziewał się nawet pojawienia się Bena. Spodziewał się też, że kilku dodatkowych Zwiadowców, którzy mieliby zastąpić Azjatę. Kilku osób nie poznawał, ale przecież własny proces to nie był dobry moment na zaczynanie nowych znajomości. No i chłopak chciał mieć to wszystko jednak już za sobą. Liczył, że obejdą się z nim łagodnie i po prostu dadzą mu spokój żeby mógł wrócić do przyjaciół i dopilnować by uparty Newt nie próbował przypadkiem przemówić rozszalałemu Minho do rozsądku. Thomas szczerze się martwił o nich obu i widać to było po nerwowych i nieco zniecierpliwionych ruchach jego lewej nogi. Wciąż jednak uśmiechał się szeroko i siedział wygodnie na krześle, nie próbując zrobić ani wybitnie dobrego, ani wybitnie złego wrażenia. Gdy w końcu drzwi zamknął Alby, przeszli wreszcie do sedna sprawy, zupełnie ignorując jakiekolwiek wstępy, przedstawienia czy gry wstępne.

- Świeżyna przyjechała do nas wczoraj i zaatakowała jednego z naszych, Bena, zupełnie bez powodu. Później ta sama Świeżyna rozwaliła Ciapę i wbiegła do Labiryntu, mimo że zabraniają tego nasze zasady. Dwa dni i dwie ogromne, przysparzające nam problemów wpadki - zaczął Gally, z góry próbując podburzyć wszystkich przeciw Thomasowi.

- Tak na dobrą sprawę to nie znałem jeszcze zasad, bo nikt mnie o nich nie poinformował - wtrącił brunet, z lekkim uśmiechem, patrząc jak Gally niemal czerwienieje ze złości, że jego przemowa została przerwana. Uśmiech ten jednak dość szybko zniknął z jego ust, gdy do rozmowy wtrącił się Alby.

- Nie odzywaj się niepytany Świeżuchu - oświadczył czarnoskóry i podjął wątek zaczęty przez Opiekuna Budoli. - Faktem jest, że nikt nie przedstawił naszych zasad czy trybu życia Świeżynie - przyznał spokojnie, niemal neutralnie. - Co prawda trzeba być idiotą żeby nie zorientować się, że pobicie się w pierwszym kwadransie przebywania gdzieś to skończony debilizm, ale to, co Świeżyna ma pod kopułą to już nie mój problem.

- Skąd mamy mieć pewność, że nie atakuje znowu? - spytał któryś ze sztamaków, a Thomas ku swojemu niewielkiemu rozczarowaniu nie potrafił przypisać głosu do twarzy, a co dopiero do osoby.

- Mnie potraktował tragicznie - wtrącił swoje trzy grosze Ben, wyczuwając swoją okazję i skupiając na sobie uwagę wszystkich. - Gdyby nie obrażenia, które mi zadał, mógłbym normalnie biegać po Labiryncie. Tylko, że miałem problemy z oddechem przez nos, a biec musiałem wolniej przez kolano, które promieniowało bólem. Gdyby nie to, nie musielibyśmy zwalniać z Minho tempa, a on w ostateczności nie musiałby się rzucać między mnie a Bóldożercę - jego głos był rozdygotany, co z pewnością kupowało mu większą uwagę słuchaczy. I ich zdecydowane współczucie. Ben wiedział, jak wykorzystać obecną sytuację, w tym stan Minho i zagrać na emocjach otaczających go sztamaków. - Gdyby ten sztamak nie zaczął swojego pobytu tutaj z takim przytupem, nasz przyjaciel nie leżałby teraz niemal umierający - dodał, a wśród zebranych chłopców przeszedł szmer pełen współczucia i zgody ze słowami Bena.

- Ben, stoisz dość spokojnie, co? - spytał Thomas, niemal lekceważącym tonem i zupełnie ignorując mordercze spojrzenie Alby'ego, które prawie mówiło mu, że ma się zamknąć i odzywać tylko, gdy go o to spytają. - Musisz wiedzieć jedną bardzo ważną rzecz o mnie - kontynuował, rozkładając teatralnie ręce i patrząc wprost na chłopaka. - Nienawidzę głupiego pieprzenia. A to właśnie robisz. W żaden sposób trwale nie uszkodziłem Ci żadnej przegrody, niczego nie złamałem czy nawet nie przesunąłem. Nie masz obrzęku czy nawet drobnego zaczerwienienia, które byłyby widoczne spod plastra, którym zakryłeś to jedno małe rozcięcie żeby robić wokół tego więcej szumu. Czyli ponieważ z Twoim nochalem wszystko było w porządeczku to nie miałeś najmniejszych problemów z oddychaniem w czasie biegu, więc nie wpłynęło to na jego jakość i wydajność. A teraz wracając do stania. Dowolny, prawdziwy uraz kolana, i tu podkreślam słowo prawdziwy, nie zagoiłby się tak szybko żebyś teraz mógł tak po prostu stać. I nie zszedłby tak szybko bez pojawienia się obrzęku. Ba, powinieneś nie móc wyprostować nawet nogi, a co dopiero opierać na niej calutkiego ciężaru ciała. Kopnąłem Cię w lewą gościu - przypomniał mu z dość sugestywną miną i sprawiając, że wszyscy obecni spojrzeli na pozę, w której stał Ben. - Uszkodzenie łąkotek, wiązadeł czy nawet rzepki nie było moim celem. A co dopiero piszczel. Normalnie wciąż mógłbyś biegać. Przyznaję, gdybym chciał, już byłbyś kaleką do końca życia, tylko że no nie chciałem tego. I to widać, bo dajesz radę samodzielnie stać, tak jak wcześniej dałeś radę normalnie biegać. Więc pozostaje tylko pytanie, dlaczego skoro jesteś w pełni sił, porzuciłeś przyjaciela na pastwę potwora? - zakończył swój wywód Thomas, lekko przekrzywiając głowę żeby spojrzeć na Bena po raz pierwszy tak otwarcie wrogim wzrokiem.

Więzień Labiryntu - Re: Powrót do przeszłościWhere stories live. Discover now