P. XXV / JESZCZE NIE JESTEŚMY DRESZCZEM

117 13 1
                                    

- Jak się czujesz? - spytał Thomas, uśmiechając się lekko i opierając się ramieniem o framugę drzwi, obserwując ukochanego otoczonego przez lekarzy.

- Jak po ciężkim melanżu z Poparzeńcami - odparł szczerze Newt, uśmiechając się słabo w odpowiedzi. - Ale już lepiej. Gorączka mi zeszła, mam ładnie zszytą ranę. Ty masz jedną na klacie, ja też chciałem do kompletu. Chociaż już słyszałem, że Ty też nie siedziałeś na czterech literach jak bogowie przykazali tylko się gdzieś szlajasz i ratujesz świat.

- Typowy wtorek - odparł jedynie Thomas.

- Typowo to powinieneś dostać opiernicz - oznajmił blondyn patrząc na chłopaka ciężko.

- Za dwie godziny muszę wyruszyć do Polis. Naprawdę nie mamy czasu do stracenia - uznała Kanclerz Paige, przerywając im tę krótką wymianę zdań i pojawiając się za Thomasem. - Ostatnie zebranie w głównej konferencyjnej. Później nie będziemy w stanie się kontaktować przez dokładnie miesiąc. A później nawet nie jestem w stanie określić kiedy, bo w tym momencie wszystko może się DRESZCZowi wydać niepokojące.

Thomas skinął głową i wszyscy pracownicy opuścili pomieszczenie, zostawiając go samego z ukochanym. Brunet podszedł niespiesznie do łóżka, na którym siedział Newt i usiadł obok niego, delikatnie kładąc mu dłoń na policzku i krótko całując, ot na przywitanie.

- Martwiłem się o Ciebie. Postaraj się więcej nie prosić sztamaków żeby Cię dźgali, co? - zapytał Thomas, opierając czoło o czoło Newta.

- I moje plany na przyszłą sobotę właśnie poszły się pikolić - odparł z udawanym smutkiem Newt, splatając palce ich wolnych, opartych na łóżku dłoni, gdy palce drugiej wplótł we włosy bruneta i przyciągnął go do kolejnego, tym razem już nieco mniej delikatnego pocałunku, nim ten zdążył cokolwiek w ogóle odpowiedzieć. Cóż Newt mógł poradzić, że stęsknił się, jak jasna cholera?

- Jeśli chcesz możesz zostać w pokoju medycznym - oznajmił Tommy, gdy przerwali, delikatnie gładząc ukochanego po policzku. - Pewnie przydałoby Ci się jeszcze trochę snu i odpoczynku.

- Potrzebujesz mnie na tym zebraniu? - spytał tylko blondyn, przechylając lekko głowę jakby chciał dopasować się bardziej policzkiem do dłoni ukochanego.

- Wiesz, że tak naprawdę ufam ze wszystkim tylko Tobie i Minho - odparł szczerze Thomas. - Wasze zdanie najbardziej się dla mnie zawsze liczy i mieć a nie mieć Ciebie u boku to pikolenie duża różnica i zupełnie inny poziom wsparcia. I jasne, niby ze sztamakami damy jakoś radę, ale wolałbym żebyś tam był.

- Więc pójdę. Wyśpię się później - odparł banalnie prostym tonem Newt, nawet nie zdając sobie sprawy z tego, jak bardzo realnie Thomas go potrzebował. Jak potrzebował jego wsparcia, chęci pójścia za nim na koniec świata, ale też pewnego idealizmu, tak przeciwstawnego do sceptycyzmu Minho. Cóż, w trójkę idealnie się uzupełniali, więc jasnym było, że tylko w trójkę dadzą radę podjąć słuszne decyzje.

W konferencyjnej siedziało już dwóch inżynierów, trzech głównych lekarzy, Kanclerz Paige, Vince i wszyscy zaszczepieni we wcześniejszej wersji Zwiadowcy. Pozostało kilkanaście wolnych krzeseł, na których kiedyś pewnie powinni zasiąść kolejni ważni ludzie, ale Thomas nie chciał tak daleko wybiegać w przyszłość. Brunet nieomal przewrócił oczami, gdy zauważył, że Ava i Vince siedzą tak daleko od siebie, jak to tylko fizycznie było możliwe, niezależnie od tego, jak idiotycznie to wyglądało. 

Na najbardziej wyluzowanych tak naprawdę wyglądali sztamacy, do czego Thomas powoli zaczynał się przyzwyczajać. No bo jasne, dorośli rozpikolili świat, a młodzież po nich sprząta, bo chciałaby dożyć więcej, niż dwudziestki. Szok. No nigdy wcześniej się to nie zdarzyło. Zresztą sztamaki pokładały w przyjacielu taką wiarę, że było to niemal uspokajające. I tylko Minho obserwował wchodzącą dwójkę z ledwie skrywanym zmartwieniem. Azjata bał się o swoich przyjaciół. Bał się, że rana Newta wciąż mu doskwierała i że Thomas znowu wpadnie na jakiś idiotyczny pomysł, który prawie będzie kosztował go życie.

Więzień Labiryntu - Re: Powrót do przeszłościWhere stories live. Discover now