P. XXXI / MIŁOŚĆ DO PRYSZNICA

45 3 2
                                    

Newt czekał na ich powrót. Nie obchodziło go to, że mieli dość spore widełki czasowe, nie obchodziło go to, że i tak przyszedł o kwadrans za wcześnie, a już na pewno nie obchodzili go ludzie, których miał po korek i o kapkę więcej. Próbował. Naprawdę z całego serca próbował. Zdawał sobie sprawę z tego, że nie był aż tak potrzebny tak naprawdę nikomu. Nie miał w sobie Leku na Śmierć, nie mógł wychodzić poza Obiekt żeby zadbać o ich zapasy. Nawet od wymyślania ogólnego toku ich życia i kierunku podjętych akcji był Tommy. I Newt tak bardzo chciał go odciążyć. Chciał znaleźć tę jedną dziedzinę, w której mógł być dobry. Chciał móc powitać swojego chłopaka i najlepszego przyjaciela, gdy wrócą prawdopodobnie padnięci, bo do upału Pogorzeliska nie dało się przywyknąć, z otwartymi ramionami i oznajmić im, że mogą iść odpocząć. Że nie muszą niczym się martwić. Że zadbał o wszystko pod ich nieobecność. Że ludzie współpracują ze sobą, że mają jakiś wstępny schemat życia.

Naprawdę chciał pomóc. Nie chciał z całego serca widzieć tego rozczarowania i zmęczenia we wzroku Tommy'ego, gdy ten wróci i uświadomi sobie, że bez niego nic nie jest w stanie iść do przodu. Ba, że bez niego wszystko obraca się w pył. Tylko że Newt nie wiedział, jak miał temu zaradzić. Starał się być przyjazny i stanowczy - to do tej pory działało, przynajmniej gdy chodziło o sztamaki. Nie żeby nagle od dorosłych wymagał logiki, myślenia i szacunku do kogoś młodszego od nich. Nie był aż tak oderwany od rzeczywistości nawet jeśli wierzył w to, że jego ukochany był praktycznie naukową wersją Mesjasza z probówki. Spodziewał się jednak minimum pomyślunku. Jakiegoś poziomu świadomości, że obecna sytuacja jest chwilowo ich najlepszą i najbezpieczniejszą opcją i że nawet jeśli to dość obciążające - to współpraca była jedynym, co na dłuższą metę mogło ich uratować.

Dlatego był wściekły na siebie, że nie przewidział tego, jakimi idiotami ludzie potrafią aktualnie być. I nie chodziło tu nawet o porzucone na samym początku pracy kolektory słoneczne, nie chodziło nawet o praktyczne zabarykadowanie się części nowoprzybyłych w pokojach. Jednak racje żywnościowe powinny być świętością. Mieli ograniczone zapasy, a na razie nie mieli jeszcze jak wykorzystać w pełni Strefy. Przez jego myśl zwyczajnie nie przeszło, że ktoś mógłby podwędzić sporą ilość jedzenia i ukryć się gdzieś z nią na terenie Obiektu. I zostawić wszystko inne rozbebeszone, jakby Bóldożerca próbował tańczyć w składzie porcelany. A najgorsze w tym wszystkim było to, że jego tablet migał non stop na czerwono dając mu już od całego tego stresu pikoloną migrenę. I to, że fizycznie nie był w stanie przeskoczyć pewnych aspektów i samemu wziąć się za rozłożenie zapasów czy zamontowanie kolektorów, też nie poprawiało w tamtej sytuacji jego humoru.

Dlatego starał się robić dobrą minę do złej gry. Nie chciał zasypywać ukochanego i najlepszego przyjaciela złymi wieściami od samego początku. Chciał być ostoją, do której mogli wrócić zmęczeni, ale żywi i bez większych ran. Dlatego schował tableta do tylnej kieszeni i z lekkim uśmiechem patrzył, jak dwie terenówi parkują dosłownie trzy metry od niego. Newet dosłownie poczuł jakby ogromny ciężar spadł z jego serca na sam widok tej dwójki sztamaków. Bo przecież już nie był sam, im nic się nie stało, a razem mogli wszystko. Chłopak uśmiechnął się samym kącikiem ust na widok Thomasa, który zdążył wyskoczyć z samochodu jeszcze zanim silnik do końca zgasł. Minho też opuścił pojazd jak poparzony byleby móc się wygodnie rozciągnąć. Dla Newta nie liczyło się to, że Thomas był pokryty piachem, czy że cuchnęło od niego potem z całego dnia spędzonego w nieludzkich temperaturach. Gdy chłopak mimo ewidentnie widocznego na jego twarzy zmęczenia przytruchtał do niego rozkładając ramiona i z miejsca go obejmując, nie potrafił mu odmówić. Nie chciał mu odmówić. Nigdy by nie odmówił.

- Hej - oznajmił cicho i z ogromnym sentymentem w głosie Tommy, choć przecież widzieli się raptem kilkanaście godzin wcześniej.

- Hej - odparł równie cicho Newt, odnajdując ogrom spokoju w znajomym uścisku, w tym, jak nawet o tym nie myśląc, z miejsca oparł nos w zagłębieniu szyi ukochanego i jak może przytulił go nieco zbyt mocno i zbyt długo po prostu ciesząc się, że Pogorzelisko nie zafundowało im kolejnego resetu.

Więzień Labiryntu - Re: Powrót do przeszłościWo Geschichten leben. Entdecke jetzt