P. XXVI / WOLNY DZIEŃ

164 13 7
                                    

Thomas obudził się wcześnie sam z siebie, zanim jeszcze tablet zaczął świecić na żółto i wydawać dość nieprzyjemny dźwięk jawnie połączony z budzikiem. Z miejsca oczywiście sięgnął ręką po urządzenie żeby z wyprzedzeniem je wyłączyć, coby przypadkiem nie obudził przyjaciół. Na chwilę jednak powrócił jeszcze do wpatrywania się w spokojną, śpiącą twarz ukochanego. Z takim widokiem to mógłby budzić się codziennie i o każdej możliwej porze. Thomas mógłby tak leżeć do końca swojego życia, dokładnie studiując twarz Newta. Drobne zmarszczki, które pojawiały się między jego brwiami, gdy lekko się krzywił, gdy Thomas nieznacznie nawet się poruszył czy delikatny, rysujący się praktycznie tylko w kącikach ust uśmiech. I te niesforne blond kłaki, które zdawały się zajmować więcej przestrzeni, niż głowa, z której wyrastały.

Niemniej Thomas zebrał się w sobie i z cichym, pełnym niechęci westchnięciem, zebrał się w sobie do wyjścia z łóżka. Czy wolałby leżeć przy ukochanym, zobaczyć jak ten się budzi i być pierwszą osobą, która przywita go i powie tak pierdołowate stwierdzenie, jak "miłego dnia" zamiast mieć wbijaną do łapy igłę? Oczywiście, że by wolał. Ale świat nigdy, a ostatnimi czasy to już szczególnie, nie brał pod uwagę tego, co Thomas by wolał. Dlatego chłopak najdelikatniej, jak tylko potrafił, wyplątał się z objęć ukochanego, poprawił kołdrę tak, by Newtowi na pewno było ciepło.

Brunet uśmiechnął się lekko, gdy usłyszał, jak Minho na boso zeskakuje ze swojej górnej pryczy i tylko skinąwszy na niego głową, opuszczał pokój, by towarzyszyć mu do laboratorium. Thomas rozejrzał się tylko po pokoju pełnym śpiących sztamaków i wyszedł za przyjacielem, cicho zamykając za sobą drzwi.

- Wiesz, że nie musisz ze mną iść? - spytał z pewnym rozbawieniem Thomas, wkładając dłonie do kieszeni dresów.

- Obaj doskonale wiemy, że muszę - odparł Azjata przeciągając się szeroko. - Gdyby Cię tam zostawić samego to pewnie pozwoliłbyś im na zabranie Ci takiej ilości krwi, że byłbyś nie do życia przez najbliższe parę tygodni. A oni bez najmniejszych skrupułów zrobią z Ciebie worek na krew.

- Mówi ten, który na ostatnim zebraniu sam się zgłaszał na ochotnika na taki "worek na krew" - odgryzł się z lekkim uśmiechem brunet.

- Tommy, mówiłem wczoraj poważnie - oznajmił spokojnie Minho. - Jak już wyrobimy sobie jakiś rytm pracy, przeszkolę Zwiadowców żeby byli przydatni tam, gdzie ja mógłbym się przydać, a sam dołączę do programu.

- Kolektor słoneczny Ci upadł na głowę, czy co się stało? - spytał tylko Thomas, próbując zachować powagę z całych sił i najpierw zrozumieć przyjaciela.

- Od popikolonych pomysłów to Ty tu jesteś - odbił piłeczkę zgodnie z ich tradycją Azjata, po czym nerwowo podrapał się po karku. - Wtedy, w pierwszej rzeczywistości, Teresie prawie udało się uzyskać szczepionkę z mojej krwi. Lek zadziałał. Na raptem parę minut, ale zadziałał. Potem objawy wróciły u badanego dziecka z podwójną siłą i dzieciak umarł w przeciągu parunastu minut, ale to nie zmienia faktu, że jestem blisko. Zwłaszcza, że zostałem zaszczepiony. Idę o zakład, że niewiele mi brakuje. Mógłbym być drugim źródłem Leku. Odciążyć Cię.

- Wiem, że chcesz dobrze. Naprawdę wiem. I doceniam to jak cholera - odparł spokojnie Thomas. - Ale nie możemy uziemić też Ciebie. Wiesz jak od strony fizycznej wygląda sprawa z Newtem. Ja po pobraniach też będę nadawał się do czegokolwiek tylko raz na jakiś czas. To nas osłabi. Świadome osłabienie też Ciebie to decyzja, która nijak się nie kalkuluje.

- Na pewno są też inni, którzy są podobni do mnie. Ci, w których żyłach płynie coś, co może stać się Lekiem. Musiałeś przecież o tym myśleć. Jako jeden z nielicznych wiesz, jak wygląda naprawdę spory kawał świata - zauważył Minho, zatrzymując się w korytarzu i patrząc na przyjaciela ze zmartwieniem.

Więzień Labiryntu - Re: Powrót do przeszłościWhere stories live. Discover now