~rozdział ósmy~

115 12 0
                                    

[Mark]

        O dziwo, dotarłem na pierwszą lekcję. Cud na kiju, bo ledwo trzymam się na nogach. Teraz siedzę w ławce i próbuje nie zasnąć. Babka od majzy gada tak wolno, że Tymek zdążył już usnąć z głową na ławce.

      — Dobrze, to tyle na dziś.. — no wreszcie. — A i nauczcie się na za tydzień na kartkówkę.

        Ja pierdole jaka zaś kartkówka? Muszę się kujonika zapytać o notatki, bo majza to jeden z nielicznych przedmiotów, jakiego nie ogarniam i nie mam z niego notatek.. znaczy się, mam, ale dopiero wtedy, jak odpiszę od Huberta.

      — Hej. — odezwałem się do kujonika, zanim ten zdążył wyjść z sali.

      — Um.. cześć?

      — Mogę odpisać notatki? Prooszę... — uśmiechnąłem się milutko.

      — Eh.. no dobra. — uśmiechnął się, jakby wymyśli jakiś dobry deal. — Ale za to, dasz mi notatki z hiszpańskiego.

      — W porzo i dzięki. — wyszczerzyłem się, gdy otrzymałem od Huberta zeszyt.

      — Spoko.

***

      — Są wszyscy.. dobrze, więc wyciągnijcie karteczki, będziecie pisać krótką kartkóweczkę.

        Po kryjomu rozejrzałem się po klasie i na wszytkich twarzach dostrzegłem zaskoczenie i przerażenie, przez co musiałem powstrzymać się od śmiechu. Ich miny są po prostu  b e z c e n n e.

      — W ten oto sposób dowiem się, czy rozumiecie to, co wam tłumaczę, i czy w ogóle mnie słuchacie.. — oznajmił.

***

      — Co do chuja się z nim stało? Zapowiadało się tak pięknie! — lamentował Tymek, gdy byliśmy na przerwie śniadaniowej w stołówce szkolnej. — Gdyby nie ty, to bym oblał i miałbym przejebane u matki.

      — Nie ma za co. — zaśmiałem się.

      — Ej, podobno, z tego co słyszałem, to nawet kujonik nie uważa na hiszpańskim.

      — To nie plotki, a sama prawda. — oznajmiłem. — Wymieniam się z nim notatkami. Ja mu daję hiszpana, on mi daje majze i takiego deal'a mamy.

      — Pff.. a od kiedy ty się z kujonikiem zadajesz i notatki piszesz?

      — Z kujonikiem od początku drugiej klasy, a notatki z hiszpańskiego zacząłem pisać, bo mamy lepszego nauczyciela od tamtego pajaca. Profesor przynajmniej umie wytłumaczyć i nie dre na nas mordy.

      — W sumie racja.. on jest sto razy lepszy od tamtego frajera. Jak on mnie wkurwiał...

      — Pf.. nie tylko ciebie.

      — Ej.. a.. mam do ciebie pytanie.. takie głupie trochę, ale no...

      — Hm? Wal śmiało.

      — Sprzedajesz kanapki?

      — Co? Nie, skąd to pytanie. — zaśmiałem się zaskoczony.

      — Profesorek od hiszpana ma kanapkę, która jest twoją specjalnością i przeważnie tylko ty jesz takie dziwne połączenia smakowe.

      — U-um..

      — No chyba, że to twój sobowtór w straszej wersji. — zaśmiał się. — Ale tak serio.. to trochę podejrzane.. to na pewno nie jest ktoś z twojej rodziny? (jprdl co ja miałam w głowie jak to pisałam? XDD ~dop.aut.)

      — Proszę cię.. moją jedyną rodziną w Polsce są koty, Olga i ty, więc to na pewno nikt z mojej rodziny.

      — Mhmmm...

        Kurwa, co jest? Tymek, do cholery, skąd ty wyczaiłeś u Marcina mój styl robienia kanapek? Gościu, co z tobą nie tak?

      — W ogóle to, skąd wiesz, jaki mam "styl robienia kanapek"? — zaśmiałem się. Nie mogłem się oprzeć i spytałem go o to..

      — Dawałeś mi w pierwszej klasie, bo zawsze zapominałem żarełka i tak jakoś sobie porównałem. — wzruszył ramionami. — Swoją drogą.. nadal moją ulubioną jest masło orzechowe z serem i cynamonem. — zarechotał.

      — Weeź mi tego nie przypominaj. Jak mogłeś to jeść w ogóle? — prychnąłem.

***

        Szedłem sobie właśnie na przystanek z Tymkiem, gdy nagle mój telefon zawibrował.

Marcin
Podjechać po ciebie?
15:48

Mark
noo jak masz czas to mozesz
15:49

Marcin
Będę za max piętnaście minut
15:51

Mark
ok dzięki bede na przystanku.
15:51
/odczytano

      — Z kim tak sms'ujesz? Czyżby jakaś dziewczynka do ciebie zagadała? — zainteresował się Tymek.

      — Dobrze wiesz, że nie lubię takich tematów.

      — Wieem, wiem.

      — Jakby coś, to ja nie jadę dzisiaj autobusem. — oznajmiłem.

      — Hm? Czemu?

      — Yyy... jadę późniejszym, bo mam zamiar iść na zakupy do galerii.

      — Coś kręcisz.

      — N-niee...?

      — Mnie nie okłamiesz, mordo. Gedej, co jest?

      — Olga po mnie przyjedzie. — odpowiedziałem szybko, pierwsze, co mi przyszło do głowy.

      — Naucz się kłamać.

      — O, patrz, autobus.

      — Wrócimy do tego jutro. — wywrócił oczym.

      — Mhm, tak, tak.

      — Eh.. narazie.

      — Do jutra. — uśmiechnąłem się z ulgą, że nic się nie wydało.

***

      — Gdyby nie autobus, to zapewne Tymek by to ze mnie wyciągnął. — opowiadałem właśnie Marcinowi, jak minął mi dzień.

      — Jeśli by to z ciebie wyciągnął, to raczej by nas nie wydał, nie?

      — Pewnie nie, ufam mu. — przyznałem poprawiając głowę na kolanach Marcina. — I jak z tymi kartkówkami? — zaśmiałem się.

      — No.. tak średnio bym powiedział. — westchnął. — Najlepsza ocena to sześć i pięć, a najgosza pała. Same dopy i pizdy, kilka trój i po jednej szóstce i piątce. — oznajmił. — I tak jak zapowiedziałeś.. to ty miałeś najwyższą ocenę. — zaśmiał się. — I Tymek. — powiedział, wyraźnie akcentując imię mojego kumpla. — Dałeś mu odpisywać, mam rację?

      — Coo? Niee, nie wiem, o czym mówisz... — cholera, jak on to ogarnął..?

      — Ostatni raz. Jak nie, to was rozsadzę i będziecie siedzieć w osobnych ławkach na sprawdzianach i kartkówkach.

      — Eh.. dobrze, przepraszam. — mruknąłem wtulając się w brzuch Jabłońskiego.

      — Jakiś ty przytulaśny dzisiaj. — parsknął, bawiąc się moimi włosami.

      — Padnięty jestem, po prostu..

      — Co ja mam powiedzieć? Miałem osiem godzin w szkole, dużo testów do sprawdzenia, z czego oceniłem tylko trzy klasy.

      — Racja..

***

/12/08/2022/

dojrzały gówniarz /zakończoneOnde histórias criam vida. Descubra agora