~rozdział szesnasty~

70 8 0
                                    

[Marcin]

      — Marcin? — usłyszałem głos Marka.

      — Hm? — mruknąłem.

      — Źle się czuję.. — powiedział siadając obok mnie.

        Nastolatek faktycznie nie wyglądał najlepiej. Był kompletnie blady, ledwo trzymał się na nogach, a w dodatku jego głos był mocno zachrypnięty i osłabiony.

      — Co się dzieje? — zapytałem kładąc rękę na kolanie chłopaka.

      — Jakoś tak... słabo mi.. — oznajmił opierając swoją głowę na moim ramieniu.

***

[Mark]

        Cholera! Nie mam pojęcia, co mi jest, kompletnie tego nie planowałem.

      — Brałeś coś? Jakieś lekarstwa?

      — Nie.. — odpowiedziałem zgodnie z prawdą, a Marcin przyłożył mi dłoń do czoła.

      — Jesteś rozpalony cały, idź się położyć.

        Kiedy wstałem z kanapy, zaczęło jeszcze bardziej kręcić mi się w głowie i upadłem.

      — Ej, nie schodź mi tutaj! — powiedział, przestraszony moim stanem, Marcina, który wziął mnie na ręce i zaczął gdzieś nieść. — Na pewno niczego nie brałeś, nie piłeś? Alkohol, narkotyki, lekarstwa, czy coś?

      — Przysięgam, że nie..

      — Iść po medyka? — zapytał, gdy byliśmy już w moim pokoju.

      — Nie.. może... może mi przejdzie za chwilę.. — odpowiedziałem, a Sahara w ustach zaczęła mi doskwierać. — Przyniesiesz mi w-wody? — zapytałem, na co Marcin skinął głową i poszedł po wodę.

        Podczas nieobecności Marcina, poczułem jak moja szczęka zaczyna drgać, a chwilę później zaczęła mnie wręcz boleć.

***

[Marcin]

(sorry, że tak co chwilę zmieniam perspektywy, ale to niestety jest konieczne xD ~dop.aut.)

        Gdy wróciłem do pokój Marka, chłopak leżał na łóżku i trzymał się za szczękę. Co go, kurwa, ząb boli?

      — Co ci jest? — spytałem, lecz nie otrzymałem odpowiedzi.

        Co jest do cholery?

      — Dobra, idę po medyka. — oznajmiłem spanikowany, gdy Mark zaczął mieć drgawki.

***

        Okazało się, że trzeba było zabrać go na sor, ponieważ, z tego co dowiedziałem się od medyka, przedawkował, najprawdopodobniej, ekstazy. Jako wychowawca musiałem ogarnąć osobę do pilnowania reszty i jechać z rudowłosym do szpitala.

        Nie ukrywam, jestem zaskoczony faktem, że Baumann wziął jakieś prochy. Kompletnie nie mam pojęcia, skąd on w ogóle wziął narkotyki.. Przecież pakowaliśmy się razem i nie ma szans, żebym przeoczył jakieś narkotyki.

        Aktualnie Mark śpi. Jest po płukaniu żołądka i wielu badaniach. Jego stan nie jest już taki zły, jak kilka godzin wcześniej, ale nadal nie jest idealnie.

***

[Mark]     

        Obudziłem się w szpitalu, co było dla mnie zaskoczeniem. Nie mam pojęcia, co tutaj robię, ani jak tu trafiłem.

      — Obudziłeś się wreszcie. — westchnął ciężko Marcin, który siedział obok łóżka szpitalnego.

      — Co ja tu robię?

      — Przedawkowałeś ekstazy.. mogę wiedzieć, skąd je miałeś i po jaką cholerę to wziąłeś?

      — C-co? Ja.. ja nie wiem, naprawdę, nie mam pojęcia, nie brałem niczego, przysięgam. — mówiłem chaotycznie.

      — To jak one wzięły się w twoim organizmie, co? Ewidentnie wyglądałeś, jakbyś był naćpany, więc to nie mogła być pomyłka, ani błąd lekarzy.

      — Ja naprawdę nie wiem. Nic nigdy nie brałem i nie zamierzam.

      — Eh.. dobra, inaczej.. co pamiętasz z wczoraj?

      — Jak wracałem do chatki byłem jeszcze u bliźniaków, bo mnie na sushi zaprosili.. dalej nic nie pamiętam.. mam taką.. jedną wielką dziurę w pamięci..

      — ..czyli oni mogli ci czegoś dosypać do tego sushi.

      — Nie ma szans. Skąd oni by narkotyki wytrzasnęli? Oni nawet cygara skołować nie potrafią, a co dopiero prochy.

      — A skąd wiesz? Skoro mówisz, że ty nawet nie wiedziałeś, że wziąłeś to ścierwo to jedynym logicznym wyjaśnieniem jest to, że to właśnie Nikodem i Natan ci to dali.

      — W każdym razie.. nawet gdyby to oni, to.. nie chcę, żeby ponosili jakieś konsekwencję.

      — Jesteś naprawdę nie poważny. Kurwa, dali ci taką dawkę, że gdybyś do mnie nie przyszedł i nie zareagowałbym w porę, to byłbyś w o wiele gorszym stanie, niż jesteś, albo nawet byś się przekręcił.

      — Oh..

      — Zresztą.. jak chcesz.. tylko, żeby to się nie wydało, bo później nie tylko oni będą mieć problemy, a także ty i ja będziemy je mieć.

      — Nie wyda się.. pogadam z lekarzem, żeby to zostało tajemnicą lekarską i powinien być spokój..

      — Okej.. niech ci będzie..

***

        Ze szpitala wyszedłem na własne żądanie, dzień przed powrotem z wycieczki. Dlatego, gdy tylko wróciłem do chatki zacząłem częściowo pakować swoje rzeczy.

      — Nadal nie jestem przekonany, żeby zostawiać to bez konsekwencji..

      — Jeju, no.. nic mi nie jest, żyje, mam się dobrze, więc według mnie nie ma takiej potrzeby, mówię ci.

       — Rozumiem, że chcesz bronić kolegów, ale..

       — Dobra, skończmy ten temat, proszę. Jak dla mnie temat jest już w pełni zamknięty.

      — Jeżeli tego chcesz, to niech będzie, ja nie chce się kłócić.

      — Ja tym bardziej nie mam ochoty na kłótnie.

***

        Następnego dnia wyjechaliśmy w drogę powrotną, która minęła nad wyraz spokojnie. Ani ja, ani Marcin nie poruszyliśmy już tematu narkotyków, co było dobrym posunięciem.

***

/12/04/2023/

dojrzały gówniarz /zakończoneМесто, где живут истории. Откройте их для себя