~rozdział jedenasty~

85 9 0
                                    

[Marcin]

- Pomóc ci? - usłyszałem za sobą głos Marka.

- Nie trzaba i tak już kończę. - odpowiedziałem. - Co tu robisz? Ognisko dopiero za.. - przerwał, by spojrzeć na zegarek na swojej ręce. - ..pół godziny.

- Nudziło mi się, więc przyszedłem dotrzymać ci towarzystwa. - mruknął nastolatek, siadając na jednej z ławek.

- Gitarę wziąłeś, ale bluzy już nie. Zimno jest, wracaj po bluzę.

- Mi jest ciepło.

- Tylko żebyś się nie przeziębił..

- Nic mi nie będzie.

- Eh.. co ja z tobą mam.. - mruknąłem pod nosem.

- Też cię kocham. - powiedział cicho, co wywołało u mnie lekki uśmiech.

Rozpaliłem ognisko i dosiadłem się do Marka.

- Co umiesz zagrać?

- Uhh... większość to znam swoich.. barkę umiem.. yyy... i w sumie mogę zagrać wszystko, tylko żebym nuty miał przed sobą.

- Okej, świetnie.. - uśmiechnąłem się. - Dobra, widzę, że ci zimno cały się trzęsiesz. - zauważyłem, po czym wziąłem koc, który zabrałem z chatki, i owinąłem nim Marka. - Może lepiej idź po tą bluzę, co?

- Mhm.. - mruknął. - Popilnujesz gitary?

- Pewnie.

- Dzięki. - westchnął i udał się w stronę domków.

***

Przy ognisku siedzieli już wszyscy, oprócz Marka, co nie ukrywam, że nieco mnie zmartwiło. Cała grupa zebrała się kilka minut przed czasem, a Mark się gdzieś zapodział. Po prostu wyparował.

- Wie ktoś może, gdzie powiedziewa się Baumann? - zapytałem.

- Nie. - odezwało się kilka chłopaków.

- Górniak?

- Nie wiem. Po zbiórce chwilę porozmawialiśmy, później wyszedł ze stołówki i nic więcej nie wiem.

- Dobra, wy możecie zacząć smażyć kiełbaski, ja pójdę go poszukać. - westchnąłem wstając z ławki. - Dąbrowski, pilnuj ich.

- Dobrze, profesorze. - odezwał się chłopak, po czym poszedłem w stronę domków.

Wszedłem do naszej chatki i przywitała mnie cisza, wraz z ciemnościami egipskimi. Włączyłem światło i zacząłem szukać Marka.

- Mark, jesteś tutaj?

Otworzyłem drzwi od pokoju Marka, a tam zastałem nastolatka śpiącego w najlepsze na swoim łóżku.

- Ejj, wstawaj. - zaśmiałem się budząc rudowłosego.

- Mhh... - mruknął wtulając się w poduszkę. - Nie chcę..

- Mark.

- Daj mi chwile..

- Wszyscy już są, a ty zaginąłeś w akcji i czekamy tylko na ciebie.

- No juuuż, momencik... - westchnął podnosząc się do pozycji siedzącej.

- Bluza i marsz na ognisko. - powiedziałem podając chłopakowi jego bluzę.

Chwilę później Mark wreszcie wstał i ubrał się. Kiedy wychodziliśmy z domku, założyłem nastolatkowi kaptur na głowę następnie zamykając drzwi na klucz.

- O, zguba się znalazła! - gdy dotarliśmy do ogniska, powitał nas krzyk Tymka.

- Zostawię to bez komentarza. - mruknąłem cicho.

***

- To co? Grasz? - zapytałem Marka, który aktualnie cicho sobie brzynkolił jakieś melodię.

- No mogę.. - westchnął. - Jakieś życzenia?

- BARKA! - wydarł się Górniak.

***

Wszyscy rozeszli się do swoich domków, a ja, wraz z Markiem, zostaliśmy przy nadal płonącym ognisku.

- Ładne niebo. - skomentował Mark.

- Ta.. - potwierdziłem cicho opierając policzek o głowę Marka, który aktualnie się do mnie przytula i smaży kiełbaskę. - Do tego pełnia dzisiaj..

- No.. dawno nie było pełni. - zauważył. - Chcesz gryza? - zapytał, gdy ściągnął kiełbaskę z ognia.

- Mhm. - mruknąłem.

Jedliśmy kiełbaskę na współe, rozmawiając przy tym cicho, aby nikt nas nie usłyszał. Jak dla mnie, takie wieczory mogą być codziennie.

***

- Skarbiee, wstawaj. Za godzinę mamy śniadanie, a ty jako nauczyciel powinieneś stawić się trochę wcześniej w jadalni. - usłyszałem głos Marka i poczułem dotyk jego dłoni na moich włosach. - Następnym razem nie będziemy siedzieć do pierwszej przy ognisku, bo potem znowu będziesz miał problemy z obudzeniem się.

- Mhmm.. - mruknąłem otwierając oczy. - Która godzina?

- Po siódmej.

- Tak bardzo mi się nie chce.. - jęknąłem podnosząc się do siadu, po czym pocałowałem Marka w usta na dzień dobry.

- Na szczęście dzisiaj czekają nas tylko podchody w lesie. - oznajmił Baumann.

- Do którego najpierw trzeba dotrzeć, bo to las oddalony o kilka kilometrów.

- Pierdolisz?

- Ciebie owszem, a z tymi kilometrami nie.

- I my mamy jeszcze później grać w podchody?

- No. To wersja podchodów o poziomie medium, a dla niektórych hard.

- Kurwa, medium?

- Mhm.

- ..ja już tego nie skomentuję.. - westchnął rudowłosy i wstał z łóżka.

***

[Mark]

- Witam na śniadaniu, mam nadzieję, że jesteście wypoczęci, bo dzisiaj czeka nas dwu, albo nawet trzy godzinna droga pieszo do lasu, gdzie czeka Was kolejna ciekawa atrakcja. - zaśmiał się Marcin, który pomimo zmęczenia ma bardzo dobry humor.

Nie no, ja tego faceta podziwiam, że pomimo nie wyspania, potrafi się jeszcze śmiać, czy żartować, ja bym tak nie mógł.

***

[Marcin]

- Profesorzeee, daleko jeszcze? - usłyszałem odgłosy marudzenia z tyłu.

- Idziemy dopiero pół godziny, mamy prawie dziesięć kilometrów do przejścia. Podałem wam dane, jak na zadanie z matematyki w klasach podstawowych, to sobie policzcie. - powiedziałem głośno, nawet nie odwracając się w stronę nastolatków.

- A kiedy postój?

- Dowiecie się w swoim czasie. - odpowiedziałem z lekkim rozbawieniem.

Mógłbym teraz rzec, iż oni mnie nienawidzą. Nie dość, że od razu po obiedzie wywlekam ich na bardzo długi spacer, to jeszcze jestem nie miły.

- Baumann, chowaj te diabełki! - krzyknąłem, gdy usłyszałem odgłos rozwalających się na ziemi diabełków.

***

dodatkowy rozdział bo mogę shshshshs

/08/04/2023/

dojrzały gówniarz /zakończoneWhere stories live. Discover now