~rozdział siedemnasty~

71 8 0
                                    

[Mark]

        Nadeszła zima. Dziś jest dziewiętnasty grudnia. Jeszcze tylko jutro szkoła, a później długo wyczekiwana przerwa świąteczna.

      — Co powiesz na spędzenie świąt razem? — zapytał nagle Marcin.

      — Ty tak na serio?

      — Mhm.

      — To... chętnie spędzę z tobą święta.

      — To super.. Chociaż bardziej spodziewałem się, że będziesz wolał jechać do Niemiec i pierwszy raz od dawna spędzić święta z rodziną.

      — Równie dobrze mogę jechać tam w drugi, albo trzeci dzień świąt.

      — To już zależy tylko od ciebie.

      — I od tego, czy znajdę czas i siłę, żeby tam wrócić.. w innym wypadku wyśle im paczkę świąteczną, czy coś..

      — Rób jak uważasz. — westchnął i pocałował mnie w usta.

        Gdy mój cudowny partner chciał się ode mnie odsunąć, pogłębiłem pocałunek i położyłem jedną ze swoich dłoni na włosach mężczyzny. Tą miłą chwilę przerwał Loki, który postanowił wskoczyć mi na nogi, przez co przestraszony nagłym zajściem odsunąłem się od Jabłońskiego.

      — Loki, nie strasz mnie tak. — zaśmiałem się.

        Kiedy miałem zacząć kolejny temat rozmowy, mój telefon zaczął dzwonić. Spojrzałem na wyświetlacz i zobaczyłem na nim imię starszego brata. Po chwili wahania, odebrałem.

      — Halo?

      — Cześć, Mark.. — powiedział drżącym głosem.

      — Klaus? Wszystko okej?

      — Cholera, nie wiem, jak ci to powiedzieć.. — zaczął. — Mama nie żyje. — wykrztusił z siebie po dłuższym milczeniu.

        Po usłyszeniu tych trzech słów, zmroziło mnie, a telefon wypadł mi z ręki.

      — Co się dzieje? — zapytał zaniepokojony Marcin, lecz nie odpowiedziałem mu nadal leżąc w takiej samej pozycji i pozwalając, aby łzy płynęły po moich policzkach. — Mark?

        Gdy wreszcie otrząsnąłem się z pierwszego szoku, płacząc wziąłem spowrotem telefon do ręki.

      — Kiedy? — wyszlochałem.

      — Pół godziny temu. — odpowiedział. — Zadzwonię jutro, teraz.. teraz nie dam rady rozmawiać.

      — Pa, kocham cię, trzymaj się jakoś. — pożegnałem się, w między czasie zanosząc się jeszcze większym płaczem.

      — Też cię kocham, bracie, na razie.

        Połączenie się zakończyło. Odłożyłem z hukiem telefon na stół i schowałem twarz w dłoniach.

      — Mark..?

      — Moja mama nie żyje. — wyszlochałem. — Umarła pół godziny temu. — dodałem przytulając się do Marcina.

      — Przykro mi.. — powiedział cicho i wzmocnij uścisk.

***

[Marcina]

        Siedzieliśmy przytuleni przez godzinę, aż w końcu rudowłosy, wycieńczony ciągłym płaczem, zasnął w moich ramionach.

        Naprawdę szkoda mi go. Najpierw jego ojciec niszczy mu okres dojrzewania, przez co ucieka z domu, później człowiek, który go przygarnął, umiera zostawiając mu cały swój dobytek, jeszcze później dowiaduje się, że jego ojciec nie żyje, a na koniec matka umiera.

dojrzały gówniarz /zakończoneOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz