~rozdział trzynasty~

97 10 0
                                    

[Marcin]

      — Wreszcie mogę odpocząć. — jęknął Baumann rzucając się na swoje łóżko.

        Właśnie wróciliśmy do domku letniskowego. Mark przez cały czas narzekał, a jakoś w połowie drogi źle sobie stanął i uszkodził kostkę. Nie ukrywam, kiedy Antek wziął Marka na barana, byłem zazdrosny, przyznaję się bez bicia. Ale co ja mogłem?

      — Jak kostka? — zapytałem siadając obok niebieskookiego.

      — Nadal boli jak cholera.. — mruknął podnosząc się do siadu. — A tobie co? Jakoś umilkłeś od momentu, jak się wyjebałem, co jest? — zapytał patrząc na mnie z uniesioną brwią.

      — Nic..

      —Czyżby Cinek był zazdrosny? — mruknął kładąc dłonie na moich policzkach.

      — Co? Nie, wydaję ci się.

      — No nie sądzę, zazdrośniku ty mój. — zaśmiał się mocno mnie przytulając. — To urocze, że jesteś o mnie zazdrosny.

      — Hmf.. nie jestem zazdrosny, ja tylko--

      — A, a, a, aaa, tylko winny się tłumaczy.

      — Dobra, jestem trochę zazdrosny. Ale tylko trochę. — przewróciłem oczami.

      — Uroczoo.

      — Dobra, opatrzę ci kostkę i musimy iść na obiad.

      — A zaniesiesz mnieee? — zapytał Mark.

      — Dobrze wiesz, że nie mogę. Ewentualnie mogę ci pomóc iść.

      — Meehh, ale w sumie, lepsze to, niż iść samemu. — westchnął. — A na naszą randeczkę mnie zaniesiesz? Hmm..?

      — No raczej. — oznajmiłem otwierając apteczkę.

        Po opatrzeniu kostki rudowłosego, musieliśmy iść na obiad.

***

[Mark]

        Jest osiemnasta. Powoli zaczyna się ściemniać. Aktualnie ja i Marcin leżymy sobie w wyru, rozmawiamy na temat planów na następne dni wycieczki i nie tylko.

        Nagle usłyszeliśmy pukanie do drzwi.

      — Ja pójdę. — oznajmił zaspanym głosem Marcin.

        Dosłownie chwilę po wyjściu Marcinka z pomieszczenia, usłyszałem głos Tymka.

      — Dobry wieczór, ja do Marka.

      — Yy.. wejdź.

        Kurwa mać. Muszę wymyślić jakąś wymówkę na temat tego, co robiłem w pokoju Jabłońskiego..

        Wstałem z łóżka, szybko poprawiłem włosy i kuśtykając wyszedłem z pokoju wychowawcy.

      — O, cześć, Tymek. — przywitałem się.

      — Um... hej, masz czas teraz zaraz?

      — Yyy... nie za bardzo, a co?

      — Aa, bo gramy z chłopakami w butelkę i z grzeczności chciałem zapytać, czy się dołączysz.

      — To sory, mordo, ale nie dzisiaj. Może następnym razem.

      — Spoko, to na razie.

      — Ta, cześć. — pożegnałem się, po czym Tymoteusz wyszedł z domku letniskowego. — Jutro czeka mnie w chuuuj tłumaczenia się. — zaśmiałem się.

dojrzały gówniarz /zakończoneWhere stories live. Discover now