~rozdział piętnasty~

69 9 0
                                    

[Mark]

        Nadszedł dzień imprezy. Od samego rana myślę nad tym, w jaki sposób mógłbym wieczorem zatrzymać Marcina w naszym domku, aby nie sprawdzał innych.

        Jak narazie do głowy przyszły mi dwa pomysły. Do jednego pomysłu będę potrzebować dobrego aktorstwa, a w drugim.. no cóż.. strata dziewictwa na wycieczce szkolniej nie brzmi za ciekawie... ale na nic innego nie wpadłem.

        Ale wracając do tego pierwszego pomysłu.. będę udawał, że znowu nie czuję się zbyt dobrze psychicznie i będę miał "zapędy do zrobienia sobie krzywdy". Wątpię, żeby to wypaliło, więęc.. ktoś tu chyba dziś wieczorem straci cnotę.. Czy mi ta wizja przeszkadza? Nie.

        W sumie, to ten pierwszy pomysł zacząłem już powoli wcielać w życie. Od rana pokazuję mu, że ze mną jest coś nie tak i mam wahania nastroju — raz jestem wesoły i pełen enrgii — a za jakiś czas nie mam siły do życia, mam dość wszystkiego i jestem dobity. Wydaję mi się, że Cinuś zaczął to zauważać.

        Właśnie rozpoczął się obiad. Mam w planach wyjść podczas posiłku, nawet nie tykająca jedzenia, co w sumie mi się podoba, bo i tak nie lubię tej zupy, tylko trochę mi szkoda tych dewolajów, które są na drugim daniu.. chuj, zjem kiedy indziej.

        Wszyscy zaczęli jeść. Ja siedzę gapiąc się w talerz wypełniony zupą i bawię się łyżką. Daję łeb, że wyglądałem przy tym, jakby zaraz miał zdechnąć.

        W końcu wstaję od stołu i powoli zamierzam w stronę wyjścia. Gdy wyszedłem ze stołówki, poszedłem do lasu się przejść.

        Po kilku minutach drogi, przypadkowo znalazłem jakieś źródełko, przy którym usiadłem i zacząłem myśleć o wszystkim i o niczym.

***

[Marcin]

        Kiedy Mark od tak wyszedł z jadali, trochę się zaniepokoiłem. Chłopak od rana zachowuje się bardzo dziwnie. Ma jakieś niepokojące wahania nastroju, które mnie naprawdę irytują i w sumie też trochę przerażają. Mark unika ludzi, w tym nawet mnie.

        Stwierdziłem, że odstawie posiłek i pójdę z nim porozmawiać. Wyszedłem z budynku i poszedłem w stronę domku, licząc, że tam go zastanę, lecz jednak się pomyliłem.

***

[Mark]

        Siedzę tak od jakiegoś kwadransu. Jeszcze kilka minut i wrócę do chatki. Przy tym źródełku jest naprawdę fajnie. Cisza zakłócana przez ptaki i wodę, to naprawdę ładne odgłosy.

      — Mark. — usłyszałem za sobą głos Marcina. — Wreszcie cię znalazłem.

      — Nie musiałeś mnie szukać, trafiłbym sam. — mruknąłem.

      — Co się dzieje? Nie obraź się, że tak to ujmę, ale jesteś dzisiaj trochę dziwny. Coś się stało?

      — Nie.

      — Coś się musiało stać, że jesteś taki dobity, jeżeli to moja wina, to po prostu mi o tym powiedz.

      — To niczyja wina. — oznajmiłem.

      — To w takim razie, co się z tobą dzisiaj dzieje? — zapytał na co wzruszyłem ramionami. — Ej, mieliśmy mówić sobie wszystko.

      — Ale co ja mam ci powiedzieć? Wszystko jest normalnie.

      — Nic nie jest normalnie, twoje zachowanie jest inne, niż zazwyczaj, czy tylko ja to zauważam?

        Milczałem.

      — Jak mnie w tym momencie robisz w chuja, to nie wiem, co ci zrobię.

      — Na jakiej podstawie twierdzisz, że robię sobie żarty? To, że jestem pierdolonym delikwentem robiącym sobie jaja ze wszystkiego nie znaczy, że żartuje z tym, co się ze mną dzieję. — mówiłem.

      — Czyli jednak coś jest na rzeczy.. Mark, Skarbie, ja się martwię. — powiedział z powagą biorąc moja twarz w dłonie.

      — Każdy ma gorsze dni..

      — Eh.. no dobrze, jak nie chcesz mi nic powiedzieć, to chodźmy już.

      — Idź sam, ja chce jeszcze sobie tutaj posiedzieć..

      — Okej, tylko nie siedź za długo. — westchnął wstając z trawy.

      — Mhm..

***

[Marcin]

        Minęła godzina od momentu, gdy wróciłem z lasu. Marka w dalszym ciągu nie było, co mnie niepokoi..

        Siedzę sobie na łóżku i kontynuowałem czytanie "Decimus'a Fate'a". W pewnym momencie usłyszałem otwieranie i zamykanie się drzwi do domku.

        Odłożyłem książkę i wstałem z łóżka, po czym wyszedłem z pokoju. W kuchni zastałem rudowłosego robiącego sobie kanapki. Ku mojemu zaskoczniu, chłopak był w dobrym humorze.

      — Chcesz też kanapki? — zapytał lekko się do mnie uśmiechając.

      — Nie, dzięki..

      — Coś się stało?

        Co jest, do cholery? Co on odpierdala, za przeproszeniem?

      — Myślałeś o psychologu? — wypaliłem nagle.

      — Yyy... o co ci chodzi? — zaśmiał się.

        Podszedłem do chłopaka bliżej i położyłem mu dłonie na policzkach.

      — Mark, kochanie, na pewno dobrze się dzisiaj czujesz?

      — Tak, czuję się świetnie.

      — To nie wiem.. masz jakieś problemy?

      — Jasne, że nie, a jakbym miał, to bym ci przecież powiedział, nie?

      — ..może... to ja muszę iść do psychologa..? — powiedziałem do siebie cicho.

      — Hę?

      — Nie.. nic, nic..

***

/11/04/2023/

dojrzały gówniarz /zakończoneWhere stories live. Discover now