~rozdział dwunasty~

82 9 0
                                    

[Marcin]

      — No, jesteśmy na miejscu. — oznajmiłem, gdy tylko zobaczyłem rozbite namioty.

      — My tu będziemy spać?

      — Jak chcecie wracać o północy, w totalnych ciemnościach, to proszę bardzo, nie będę was zatrzymywał. — zaśmiałem się. — Namioty zajmujecie tak, jak pokoje, no chyba, że ktoś chce się zamienić, to już ustalajcie między sobą. — wyjaśniłem. — Panie Baumann, jeżeli ma pan zamiar znowu brzdynkolić na gitarze w nocy, to proszę się z kimś wymienić, albo dołączyć do kogoś innego.

      — Postaram się nie grać.. — wywrócił oczami.

      — W takim razie idźcie odpocząć, a za jakąś godzinkę przyjdźcie tutaj i będziemy ustalać zasady gry w podchody. Mam nadzieję, że każdy wie co to jest.. A zasady będą trochę zmodyfikowane, bo "wojskowe". Dobra,   dość tego mojego, nudnego gadania, możecie się rozejść, miłego odpoczynku.

      — Nawzajem. — odpowiedzieli chórkiem i zaczęli się rozchodzić.

        Z tego, co widzę, to namioty są naprawdę spore. Myślałem, że będą trochę mniejsze..

      — Mark. — mruknąłem, gdy kątem oka zauważyłem, iż chłopak wyciąga z kieszeni diabełki. — Powiedziałem ci już, że żadnych żartów z diabełkami na mnie i przy mnie, bo naprawdę ci je skonfiskuje.

      — Okej, okej. — westchnął.

      — I z tą gitarą, naprawdę nie żartowałem. — oznajmiłem, gdy weszliśmy do namiotu.

      — Nahh, wiem. — mruknął przytulając się do mnie. — Nogi mnie boląąąą.. — zaczął lamentować.

      — Jeżeli masz zamiar rzucić jakimś niestosownym żartem, to proszę cię, siedź cicho.

      — No wiesz co? Zepsułeś mi zabawę.. — powiedział cicho bawiąc się sznurkami mojej bluzy.

      — Już ci powiedziałem, że nie tutaj. Jak wrócimy do domu, będziesz mógł mówić i robić co tylko zechcesz, ale jak jesteśmy na tej wycieczce, musimy się trochę hamować. — westchnąłem całując chłopaka w czoło.

      — Wiem, wiem..

***

        Chłopaki podzieliły się na dwie grupy. Właśnie skończyłem tłumaczyć zasady, a grupa uciekająca zaczęła pisać zadania.

      — Jak wam idzie? — zapytałem stając za jedynym z chłopaków.

      — Całkiem dobrze. — uśmiechnął się Tymek. — A czy zadanie ze wskakiwniem w pokrzywy jest przesadą? — zapytał.

      — Em... niech się dzieje wola nieba..

      — Dziękuję za radę, profesorze. — zaśmiał się Górniak.

***

      — Nigdy. Kurwa. Więcej. — warknął Mark, który właśnie jako pierwszy wrócił z podchodów.

      — A tobie co?

      — Ci debile dali kartkę w pokrzywy i wjebałem się w nie cały. Kurwa, wszystko mnie swędzi.

      — W namiocie....... yhh... nic ci nie będzie. — chciałem powiedzieć co innego, ale w naszą stronę zaczęli biec Nikodem, Olgierd i Hubert.

      — Mark, ty sieroto. — zaśmiał się Olgierd.

      — Nie no, mordeczko, ta gleba w pokrzywy, to była naprawdę spektakularna. — dołączył się Hubert.

dojrzały gówniarz /zakończoneWhere stories live. Discover now