Rozdział 3 | Coś kręcisz młody |

417 21 3
                                    

3 dni później

Pov. Peter Parker

—A nie pomyślał pan może, aby tą część przesunąć z czego by powstał mały regenerator mocy? — przyglądałem się nowym projektom stroju Iron Mana. Byłem w pobliżu i pan Stark zapytał się mnie o radę. Chyba oboje puściliśmy w niepamięć wydarzenia z ostatniego naszego spotkania.

— Dobry pomysł, Pete — odsunął się od maski samochodu ponownie spoglądając na projekty. — Na pewno o tym pomyśle budując następny projekt — mruknął, po czym wrócił do grzebaniu przy samochodzie. Uśmiechnąłem się dumnie. To chyba była najmilsza rzecz, którą pan Stark kiedykolwiek powiedział. —Jezus Maria Peter, jest tu z 35 stopni, a ty jesteś w bluzie! Nie za gorąco ci? — prychnął.

Zesztywniałem. Co miałem mu na to powiedzieć? Nie może zobaczyć moich ramion i przedramion. Nie może zobaczy mojej słabości. Przełknąłem nerwowo ślinę.

—Inaczej czasem odczuwam temperatury — powiedziałem niepewnie. Kupi to? —próbowałem zrobić tego badania, ale nic nie wyszło konkretnego.

— Już wiem kogo wysyłać na misje na Syberię lub do Afryki — powiedział milioner z tym swoim typowym, ironicznym tonem. — Zmykaj, nie jesteś mi tu już potrzebny.

Wstałem i ruszyłem w kierunku drzwi.

—Do widzenia, panie Stark —otworzyłem drzwi, gdy w pewnym momencie usłyszałem szept szatyna, którego normalny człowiek nie dałby rady zrozumieć. Ba! Zwykły człowiek by nawet nie wiedział, że ktokolwiek coś szepnął.

—Coś kręcisz młody —nie zwracając na to uwagi wyszedłem z warsztatu i skierowałem się w stronę windy. Nie mogłem się zatrzymać i przeanalizować.Pan Stark myślał, że tego nie usłyszałem.

Wsiadłem do windy i kliknąłem parter. Przełknąłem głośno ślinę. On nie może się dowiedzieć. Za nic w świecie. Nie może zobaczyć mojej słabości. Nie może.. się znów na mnie zawieźć. Moje rozmyślenia przerwała Natasha wsiadając do windy po kilku samotnie  przebytych piętrach.

— Cześć Pete! — rudowłosa klepnęła mnie po ramieniu posyłając mi życzliwy uśmiech. Taki sam miała ciocia May.. Taki miły i sympatyczny, przez którego samemu się trudno nie uśmiechnąć.

— D-dzień dobry pani Romanoff — od razu odwzajemniłem uśmiech czarnej wdowy.

— Spidey — tylko czarna wdowa tak do mnie mówiła, na co zawsze się lekko uśmiecham bo kojarzę to ksywkę ze wspólny spędzaniem czasu z Avengersami. — tobie nie za gorąco w tej bluzie? — spytała patrząc na mnie podejrzliwie.

— Pan Stark też się o to pytał — zaśmiałem się lekko. — Inaczej odczuwam temperatury niż inni. Jestem w trakcie badań nad tym — wyjaśniłem już bardziej pewnym tonem głosu niż milionerowi.

— Aa.. wszystko jasne — pokręciła głową. — Daj znać gdy coś odkryjesz —kolejny raz posłała mi ten serdeczny uśmiech. — Chcesz może posiedzieć z nami? Robimy wieczór filmowy. I będzie pizza!

— Chę.. — nie dokończyłem zdając sobie sprawę, że jest już 19:30. Naprawdę chciałbym pójść, w dodatku myśl o ciepłej, dobrej pizzy sprawiła, że przypomniałem sobie o jedzeniu. Ostatnio jadłem wczoraj rano. . Tak bardzo brakuje mi pieniędzy. Boli mnie wszystko i nie mam siły dziś.. znów być na górnym piętrze. Chce zasnąć w cholernie nie wygodnym łóżku, ale to lepsze niż zimna podłoga, nie?  — Przepraszam nie mogę, opiekun na mnie czeka — od razu ugryzłem się w język mówiąc opiekun. Nie chce, żeby  wiedzieli o ciotce, o panu Thomasie... Nie dopóki ja się z tym nie pogodziłem.

— Jasne, następnym razem damy znać dzień przed i  na spokojnie zapytasz się cioci — poklepała mnie po ramieniu. — Do zobaczenia Spidey! — uśmiechnęła się wychodząc z windy na piętrze mieszkalnym.

To niemożliwe, że Natasha nie zauważyła jak powiedziałem opiekun zamiast ciocia. Kobieta jest najbardziej przebiegłą osobą na świecie. Widziała moją minę po wypowiedzeniu zdania. Doskonale wiedziała, że się skarciłem w myślach za to.

Jeśli czarna wdowa nie zapytała się o coś co każdy inny oprócz niej by się spytał, tylko ignoruje sprawę to znaczy, że jest źle, bardzo źle.

-SKIP TIME:4 GODZINY-

O dziwo nie dostałem dziś od mojego opiekuna. Kiedy wszedłem spał na kanapie z butelką wódki w rękach. Zamknąłem się w pokoju i wystarczy nie wychodzić z pokoju do rana.

No chyba, że przez okno.

Nie miałem zamiaru dziś poskakać między budynkami, wspinać się po wieżowcach, łapać zbirów czy bujać się na lince. Chciałem być dziś Peterem Parkerem. Nie spider-manem.

Niezauważalnie wyskoczyłem przez okno i ze słuchawkami zacząłem krążyć po Queens. Nie wiedziałem,  w którą stronę zacząć się kierować. Chciałem usiąść i zapalić w bezpiecznym miejscu. Końcowo wszedłem do jednej z wielu mniejszych uliczek. Usiadłem za kontenerem, aby na pewno nikt z samochodu mnie nie zauważył.

Usiadłem niepewnie na kostce brukowej. Włączyłem swoją ulubioną piosenkę na słuchawkach. Włożyłem papierosa między usta i odpaliłem, od razu się mocno zaciągają. Spojrzałem na ekran telefonu, który zawibrował.

Pan Thomas: pożałujesz tego smarkaczu.

Zadrżałem. Chyba nie wrócę dziś do domu. Bardziej nazwałbym to miejscem zamieszkania niż domem. Dom miałem z szczęśliwą ciocią i wujkiem. Kiedy codziennie po szkole zabierali mnie na lody, a wieczorem oglądaliśmy razem film śmiejąc się do łez. Zawsze kiedy kładłem się spać ciocia May i wujek Ben dawali mi buziaka w czoło, przytulali i mówili "dobranoc". Niekontrolowanie łzy zaczęły spływać mi po policzkach. Ostatni raz zaciągnąłem się i rzuciłem niedopałek przed siebie.

Nagle ktoś rzucony niedopałek porządnie zgniótł butem. Przede mną stanął chłopak z roztrzepanymi blond włosami, podkrążonymi oczami i bardzo mocno czerwonym nosem.



Jeszcze Będzie Pięknie | Irondad | Spiderson | ZAWIESZONE NA STAŁE Where stories live. Discover now