24

124 11 0
                                    

Pov. Tony Stark

— Ja już tracę nadzieję Nat — mruknąłem cicho wypijając whisky, którą sobie nalałem.

Minął już miesiąc, a my nie znaleźliśmy nic o Peterze. Totalnie nic. Mój dzieciak od miesiąca gdzieś cierpi, a ja nic nie mogę z tym zrobić! Kurwa mać! Ostatnio jedyne co robiłem to upijałem się w pod wieczór, a rano, na kacu sprawdzałem czy nie ma czegoś nowego. Raz deadpool był widziany, gdzieś w Queens 2 tygodnie temu z jakimś chłopakiem w bluzie. Jednak szybko się zmyli, a my nawet nie wiemy czy to na pewno był pajęczak.

— Znajdziemy go Tony — kobieta położyła mi rękę na ramieniu na co posłałem jej bezsilny uśmiech. Każdy już był zmęczony i każdy po prostu chciał zobaczyć Petera. Znów obejrzeć z nim film, czy pośmiać się. A ja jedyne o czym marzę, to aby znów popracować z nim w warsztacie. Tam jest tak pusto bez niego — Jednak nie możemy wszystkiego zaniedbywać. Musimy zacząć chodzić na misję. Fury dostaje już kurwicy. Wiesz, że on też zrobił wszystko co w jego mocy, prawda? Pamiętaj, że dalej 50 agentów tarczy jest przydzielone, jedyne na szukanie Petera.

— Ta, ale boje się, że nawet jeśli go znajdziemy, to.. — nie dokończyłem. Nie mogłem. Nie chciałem do siebie dopuszczać tej myśli.

— Na to też się musimy przygotować — westchnęła po chwili. — Każdy kocha Petera i nikomu nie będzie łatwo, jeśli nie znajdziemy go w takim stanie jakim byśmy chcieli. Ale musimy być razem. Przeżyć to jak rodzina, tak? Nie będziemy zapijać smutków Tony, a na pewno nie ty — rudowłosa wstała i zabrała butelkę sprzed mojego nosa.

— Kurwa no! — krzyknąłem niezadowolony.

— Teraz też nie będziesz zapijać smutków — zerknęła na mnie groźnym spojrzeniem, kiedy widziała, że próbuje jej zabrać butelkę trunku, który właśnie wylewa. — Nie pomożesz mu zapijając się co wieczór!

— Masz rację — mruknąłem po chwili ciszy. — Myślisz, że wie, że go szukamy?

— Wierzy w to, na pewno — posłała mi uspokajający uśmiech, który po chwili odwzajemniłem.

W tym momencie rozbrzmiał się dźwięk otwierania windy. Z kobietą oboje obróciliśmy się w jej kierunku. Już po chwili ujrzeliśmy całą resztę drużyny wychodząca z patrolu. Oczywiście patrolu, aby szukać Petera. Zabłysnęła we mnie nutka nadziei.

— Macie coś? — wystrzeliłem od razu podchodząc do drużyny.

— Przykro mi Tony — odpowiedział Sam kręcąc głową. W tym momencie uśmiech zszedł z mojej twarzy, a moje oczy przygasły. Westchnąłem cicho i wróciłem na swoje miejsce obok Nat. — Fury nas chce posłać na misję jutro. Opuszczony magazyn o 19. Podobno jakaś transakcja narkotykowa.

— Chuj mnie to obchodzi — prychnąłem podchodząc do mini barku.

— Tony, wiem, że ci ciężko jak nam wszystkim. Ale nie możemy zawalać naszych zadań. Peter by tego nie chciał, dobrze o tym wiesz — Steve złapał moją rękę, gdy już miałem sięgać po butelkę.

— Peter też nie chce cierpieć, a pewnie te skurwysyny gdzieś go tam torturują! — warknąłem wyrywając się z uścisku kapitana.

— Na razie i tak nic nie mamy, a siedzenie tu nie pomoże mu. Jarvis będzie ciągle czuwał, jak będzie coś nowego przyjdzie do nas powiadomienie, a my od razu pojedziemy go szukać. Tony każdy to wie, że tak naprawdę Peter pewnie nie chce, abyśmy w ogóle tracili czas go szukając, a na pewno nie chciałby, żebyśmy nie chodzili na misję, a jeśli na nas teraz patrz.. — urwał Rogers, gdy zorientował się na jaki temat wszedł.

— Nie ma jak na nas patrzeć, jeśli siedzi  w jakiejś kryjówce — syknąłem przez zaciśnięte zęby próbując się nie rozpłakać. — On żyje do cholery! On nie może.. nie może, nie żyć.. On żyje! Prawda?! On żyje.. — poczułem jak kapitan mnie przytula, a ja po chwili odwzajemniłem uśmiech cicho szlochając.

Wiedziałem jakie to żenujące, ale nie mogłem wytrzymać z emocji. Z drużyną bardzo się zbliżyliśmy przez ostatni miesiąc i wiem, że nikt nie spojrzy na mnie z pogardą czy z zdziwieniem. Bo każdy wie jaki ważny dla mnie jest ten malec. I znajdę go. Choćby świat się walił.

Pov. Peter Parker

— Weal's za ile on będzie? — spytałem barmana, ktory aktualnie robił jakiegoś drinka.

Była już 20, a go dalej nie ma. Musiałem zaraz zacząć iść rozdawać towar. Nie mogłem wyjść "od tak", gdy wiedziałem, że przyjdzie. Raz już tak zrobiłem. Kiedy wróciłem, czekał na mnie, razem z najemnikiem. Bili mnie obojga kilka dobrych godzin. Na sam koniec, gdy byłem totalnie skatowany pan Thomas i tak to zrobił. Kilka razy mocniej niż zazwyczaj. Więc wolałem nie ryzykować.

A po drugie, nie wiedziałem kiedy znów wziąc, żeby na trzeźwo nie musieć teo robić. Weal's spojrzał na wyświetlacz telefonu, po czym lekko zmarszczył brwi i spojrzał ze współczuciem w moją stronę. Barman jest jedyną osobą, która nie chce mojej krzywdy. Tak naprawdę, jest mu mnie szkoda. Pomoga mi jak może i czasem daje mi towar, gdy mój się skończy, abym nie musiał przeżywać tego na trzeźwo.

— Za jakiejś 5 minut będzie, idź wziąć lepiej — powiedział ze współczuciem w głosie i zaczął ponownie obsługiwać klientów.

Westchnąłem cichutko i wbiegłem po schodach do mojego "mieszkania". Przynajmniej nie muszę mieszkać tu z najemnikiem lub z opiekunem.

Zapominam czasem, że ten mężczyzna dalej ma nade mną pełną opiekę prawną.

Pamiętam jak pan Stark miał się mną opiekować. Powiedział jak mnie zaadoptuje i będę mieszkał w wieży. Prychnąłem na to wspomnienie. Nie mógł od razu mnie wywalić? Robił mi tylko złudną nadzieje. Jakby oprawcy mnie nie porwali, oni by mnie wyrucili na chodnik już po kilku dniach. I tak ze mną  stosunkowo długo.

Wciągnąłem wcześniej przygotowany narkotyk i oparłem się lekko o ścianę. Odchyliłem głowę do tyłu i cicho westchnąłem.

Dlaczego to wszystko mnie spotkało?

Bo na to zasługuje. To była prawidłowa odpowiedź. Jestem zwykłem mordercą, zabawką i niczym więcej.

Przypomniałem sobie, że mój opiekun zarz tu będzie. Czując jak powoli narkotyk zaczyna działaś wyciągnąłem fajki z kieszeni dresów. Wyjąłem pojedynczego papierosa i włożyłem go między usta. Pospiesznie odpaliłem używkę, w tym samym czasie się zaciągając. Już po chwili przyjemny dym zaczął lekko podrażniać moje gardło. Usiadłem na parapecie, otwierając okno. Mimo wszystko nie lubiłem jak dom przesadnie śmierdzi fajkami. Oparłem głowę o ścianę i odchyliłem ją lekko do tyłu skupiając całą moją uwagę na dymie. Po chwili poczułem jak wcześniej wzięte prochy zaczęły całkowicie działać. Uśmiechnąłem się na uczucie, którym właśnie przechodziło moje całe ciało.

Już po niecałej minucie wyrzuciłem niedopałek przez okno. W tym samym momencie usłyszałem jak ktoś wchodzi po schodach. Westchnąłem cicho i ostatni raz spojrzałem na niedopałek, który leżał już pod barem. Zeskoczyłem z parapetu i usiadłem na skraju materaca. Po chwili usłyszałem dźwięk otwierania drzwi. Zebrałem w sobie siły, które dały mi naroktyki i stanąłem przed mężczyzną.

— Dobry wieczór panie Thomas — wymamrotałem.

— Cześć zabaweczko — odpowiedział starszy z tym obrzydliwym uśmiechem na twarzy, na który przeszły mnie ciarki. Mężczyzna wziął mój podbródek i zrobił tak, abym spojrzał się mu w oczy. — Widzę, że znów brałeś. Przynajmniej tak nie krzyczysz, kiedy jesteś naćpany — wzruszył ramionami.

Popchnął mnie na moje prowizoryczne łóżko i się na mnie ułożył. A ja zacząłem wpatrywać się w sufit, odpływając myślami dzięki narkotykom.

Jeszcze Będzie Pięknie | Irondad | Spiderson | ZAWIESZONE NA STAŁE Where stories live. Discover now